Artykuły

Jak zostałem prorokiem. Rozmowa z Jasiem Kapelą

- Jednocześnie znam raporty, że jeśli mamy zatrzymać wzrost temperatury na poziomie półtora procent, to musimy ograniczyć konsumpcję o dziewięćdziesiąt procent. Zakaz latania, obowiązkowy weganizm - przynajmniej to należałoby wprowadzić w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Raczej tego nie zrobimy i świat niestety skazany jest na kolejne kataklizmy i dramaty - Justynie Jaworskiej opowiada Jaś Kapela.

Justyna Jaworska: Kojarzę cię głównie jako slamera i poetę, pisałeś też powieści, felietony i książki reportażowe, ale dramatów chyba nie?

Jaś Kapela: Ja nawet teatru za bardzo nie lubię, choć są oczywiście rzeczy, które mi się podobają. Tak naprawdę napisałem tę sztukę pięć lat temu dla mojej ówczesnej dziewczyny, Martyny Łyko, która jest reżyserką teatralną. Niestety nie udało się "Globalnego ocieplenia serc" wystawić, nie wiem, dlaczego - może nie jest to jakieś wybitne dzieło, ale wydaje mi się zabawne i na czasie. Interesowało się tym tekstem kilku reżyserów, Jacek Poniedziałek czy Marcin Liber, ale póki co nic z tego nie wyszło, co trochę zniechęciło mnie do kolejnych prób dramatycznych. Aczkolwiek jestem otwarty na wszelkie formy.

Bohaterowie twoich powieści też nie odnoszą sukcesów, porażka to wręcz temat twoich pierwszych książek, wielu wierszy też. Za to teraz, kiedy dostajemy dużo smutnych dramatów o wirusie, ty jako jeden z nielicznych wykazałeś plusy obecnej sytuacji w swoich felietonach w "Krytyce Politycznej". Czyli wychodzisz na naczelnego optymistę w tym kraju! No i spójrz - powietrze mamy czystsze.

Ha. Ha. (wisielczy śmiech) Mój stosunek do katastrofy klimatycznej zanadto się nie zmienił w ciągu pięciu lat od napisania tej sztuki i nie sądzę, by cokolwiek poza inną katastrofą, jaką obserwujemy teraz, mogło zatrzymać gospodarkę. Obawiam się, że to polepszenie jest chwilowe. Jednocześnie znam raporty, że jeśli mamy zatrzymać wzrost temperatury na poziomie półtora procent, to musimy ograniczyć konsumpcję o dziewięćdziesiąt procent. Zakaz latania, obowiązkowy weganizm - przynajmniej to należałoby wprowadzić w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Raczej tego nie zrobimy i świat niestety skazany jest na kolejne kataklizmy i dramaty. Temperatura będzie rosnąć, poziom wody będzie wzrastać, lodowce stopnieją, rafa koralowa umrze, więc mój optymizm jest ograniczony. Co jeszcze nie znaczy, że nie można nic zrobić. Każda walka jest ważna, nawet jeśli nie będzie wygrana - ale co to znaczy wygrana w tym przypadku? To są życia poszczególnych osób. Wartościowy jest każdy metr odzyskany dla lasu, każda zamknięta ubojnia, każda osoba przechodząca na weganizm.

Ekologia to chyba jedyny temat, na który mówisz serio. A kiedyś kebsy na mieście czy MacDonald były stałym motywem twoich wierszy. Kiedy przeżyłeś nawrócenie?

Żyjemy w kulturze, w której jedzenie zwierząt jest przezroczyste. Trzeba się nad tym procederem zastanowić, żeby zrozumieć, na czym tak naprawdę polega. Ja to zrobiłem dosyć późno, czyli po studiach dopiero, moje pierwsze książki rzeczywiście powstały w epoce, kiedy jadłem mięso. (śmiech) To jest chyba naturalna droga dla każdej refleksyjnej osoby, choć niektórzy zabijają w sobie tę empatię. Nie wiem, po co.

Kiedy pisałeś "Polskie mięso", zatrudniłeś się w ubojni. Opowiedz o tym trochę.

Tak, pracowałem w ubojni i  w kurniku. Postanowiłem napisać książkę o tym, jak wygląda ubój i rolnictwo przemysłowe w Polsce, bo wydało mi się to ważne, a takiej książki wcześniej nie było. Wielu ludziom wciąż się wydaje, że to wygląda jak w bajkach dla dzieci: krówki chodzą sobie po łące, świnki biegają wesoło po podwórku i jedzą gospodarzowi z ręki. Tymczasem to jest koszmar fabryk śmierci. Tysiące świń w klatkach, kurniki na milion kur to w dzisiejszych czasach nic wyjątkowego. Musimy z tego zrezygnować natychmiast, jeśli mamy mieć nadzieję, że ludzka cywilizacja przetrwa. Tu akurat jestem sceptyczny, bo wcale nie chcę, by przetrwała w tej formie, w jakiej istnieje obecnie. Jeśli mamy przetrwać, musi powstać jakiś inny system niż kapitalizm, który pożera wszystko, co znajdzie na swojej drodze Wracając do mojej pracy w ubojni. Początkowo nie miałem zamiaru się tam zatrudniać, ośmielił mnie Obóz dla Puszczy i blokady harwesterów, w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa. Te akcje przekonały mnie, że jestem w stanie robić takie rzeczy i chociaż trochę się bałem, to przetrwałem. Było to traumatyczne doświadczenie. Zwierzęta chcą żyć, a w warunkach przemysłowych umierają co sekundę.

Tylko patrzyłeś, czy brałeś w tym udział?

Byłem w pracy, więc nie za bardzo mogłem się obijać, boby mnie stamtąd wywalili. Musiałem się przyczyniać do tego koszmaru, ale on i tak się odbywa, niezależnie ode mnie.

Rozumiem. Tylko wykonywałeś rozkazy.

Ileś kur pomogłem zabić, to fakt. Nawet dziesiątki tysięcy. Ale nie wytrzymałem długo, przerosło mnie tempo pracy i ilość tych zwierząt.

Kiedy pisałeś "Globalne ocieplenie serc", nie miałeś jeszcze tego doświadczenia, ale byłeś już zaangażowany w ruch ekologiczny. I obejrzałeś wystąpienie Leonarda DiCaprio

Tak, niedługo wcześniej był wielki marsz klimatyczny w Nowym Jorku, a Leonardo DiCaprio został mianowany Posłańcem Pokoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. To był krótki moment optymizmu, zanim wybory wygrał Trump. Potem brałem udział w międzynarodowym projekcie poświęconym zmianom klimatu, i to też był dla mnie impuls, by zainteresować się tematem, który w dwa tysiące piętnastym nie był jeszcze mocno obecny w Polsce (teraz więcej się o tym mówi, bo kolejny rok mamy suszę). Paradoksalne, że w ramach tego projektu wysłano nas do Australii, byśmy zobaczyli te ginące rafy koralowe i lasy deszczowe, które też nie mają się zbyt dobrze, więc lecieliśmy na koniec świata samolotami. Tak to się odbywa.

Napisałeś zabawną sztukę, ale mam wrażenie, że bezradność bohaterów, Andrzeja i Bożeny, którzy mają przekonać ludzi do ratowania świata, jest twoją bezradnością. Więc serio - co możemy zrobić?

Sytuacja jest w tym momencie tak dramatyczna, że chyba jedyne, co możemy robić, to budować wspólnoty niezgody i stawiać opór obywatelski, własnymi ciałami blokując działania i maszyny, które nam szykują zagładę. Nie jesteśmy przecież, by dać przykład, przeciw górnikom, tylko przeciw systemowi, w którym zostali zatrudnieni i o którym politycy kłamią, że jest nam niezbędny. Potrzebujemy sieci wzajemnego wsparcia, nie możemy być z tym sami, bo problemem ludzkości jest oddzielanie się z jednej strony od natury, a z drugiej od innych ludzi. Trzeba budować nową cywilizację, bo ta skazana jest na zagładę, być może razem z nami.

Jak cię czytam, to mam wrażenie, że napisałeś tej cywilizacji kilkaset nekrologów.

Możliwe, robię to regularnie, średnio raz w tygodniu. Nie bardzo ktokolwiek się tym przejmuje.

I jesteś w tym ironiczny, ale właśnie dlatego to, co po odcedzeniu ironii zostaje, jest cholernie ważne.

Nie jestem nihilistą, niekiedy całkiem lubię życie. Moich przyjaciół, czy raczej przyjaciółki. Przyrodę. (śmiech) Generalnie nawet lubię ludzi, choć może nie zawsze to wynika z moich tekstów. I jestem za tym, by czerpać z życia radość, miłość i takie tam różne, z których oczywiście można się też śmiać, ale co innego nam pozostaje?

Mówisz jak stary poeta!

Uprawiam medytację codziennie, jogę dwa razy w tygodniu i staram się widzieć pozytywy w katastrofie.

Obyś jednak nie był prorokiem

Już nim zostałem. Kiedy promowałem swoją książkę "Polskie mięso", Szymon Hołownia na tym samym spotkaniu opowiadał o swoich "Boskich zwierzętach" i nazwał mnie prorokiem, bo głoszę prawdę, której ludzie nie chcą słuchać. Dostałem więc namaszczenie od przyszłego, mam nadzieję, prezydenta Polski. Mógłbym zostać w Pałacu Prezydenckim sekretarzem do spraw nierozwiązywalnych i dramatycznych

Albo ministrem ochrony środowiska.

Nie ma już ministerstwa ochrony środowiska, jest ministerstwo środowiska. Już go nie chronimy, tylko nim zarządzamy, żeby je użytkować.

Sztukę kończysz wizją ekologicznego dżihadu. Może trzeba walczyć radykalnie?

Akurat islam spośród znanych mi religii ma jedno z bardziej proekologicznych podejść, może jeszcze buddyzm.

I szintoizm! Najprostsze japońskie świątynie szinto to są drzwi do lasu: wchodzisz przez taką bramkę, za nią masz drzewa i kamienie, w które wcieliły się duchy przodków, i już. Do obsługi tego nie trzeba wielu kapłanów.

To by mi mogło odpowiadać. Też nie przepadam za kapłanami i wolałbym słuchać drzew i kamieni, zamiast większości z nich. A wracając do islamu, to zupełnie mnie nie zdziwi, jeśli jacyś terroryści wyciągną ekologię na sztandary. Tylko że ja nie wierzę w fanatyzm. Nie pokonamy konglomeratu rządowo-wojskowo-farmaceutyczno-korporacyjno-endżiosowego jego własną bronią. To oni mają wojsko i rakiety, my co najwyżej gałęzie i saletrę. Można się ukrywać w górach wiele lat, wiadomo, ale takiej wojny nie wygramy. Nie wiem, czy to w ogóle powinna być wojna. Może rewolucja duchowa? Na świecie jest coraz więcej ludzi, którym zależy na losie planety, tylko czy będzie ich wystarczająco dużo, żeby coś zmienić? Nie sądzę, żebyśmy zdążyli, ale i tak chcę być po ich stronie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji