Artykuły

Kazirodcza obsesja?

"Antygona" Sofoklesa w Teatrze Polskim rozczarowuje, chociaż oprócz wad ma także zalety. Do jej walorów należy przede wszystkim tekst sztuki, który brzmi bardzo współcześnie dzięki świetnemu tłumaczeniu Stanisława Hebanowskiego, a także wiarygodne role Antygony (Agnieszka Brzezińska) i Hajmona (Jakub Ulewicz). Główną za to wadą przedstawienia jest fakt iż za sprawą Kreona, człowieka - w wykonaniu Mieczysława Franaszka - przeciętnego, pozbawionego indywidualności, oglądamy zgoła nieciekawe studium pychy, tyranii i obłudy. I to stanowi o porażce poznańskiej "Antygony"..

Reżyser Waldemar Matuszewski przyjął założenie, że motyw, jakim kieruje się Antygona w sztuce Sofoklesa (zapewnić pochówek bratu, a tym samym wstęp do krainy zmarłych) jest dla nas martwy. Wymyślił więc inny imperatyw: oto dziewczyna w niedwuznaczny sposób wyznaje, że darzy Polinejka uczuciem bynajmniej nie tylko siostrzanym, a zatem miłością kazirodczą. Jak widać, ulega temu samemu fatum, co jej rodzice: Edyp i Jokasta.

Miłością do Antygony odurzony jest także Kreon. Z trudem panuje nad sobą, aby jej nie objąć, nie dotknąć jak mężczyzna. To także miłość kazirodcza, wszak jest wujem dziewczyny, bratem jej matki.

Dziewczyna wie, że Kreon nie odważy się jej tknąć i że jej uroda onieśmiela tyrana. Ale przecież skazuje go na udrękę, nie dając wyraźnego gestu odrzucenia. Kreon czuje się upokorzony. Trawi go zazdrość i żądza zemsty. Własny syn staje się rywalem, a jeszcze bardziej poległy Polinejk, skoro budzi tak żywe uczucia Antygony i skoro skłania do oporu przeciwko niemu. A każdy opór oddala ją od niego. Architektura poznańskiego spektaklu stanowi odwołanie do teatru starogreckiego i wcześniejszych misteriów.

Akcja rozgrywa się bowiem na pustej scenie i na pomoście przecinającym na pół widownię, a więc niejako także w pałacu Kreona, a zarazem na głównym placu miejskim. Kreon prowadzi prywatne rozmowy z najbliższymi, ale kiedy chce usprawiedliwić wyższą koniecznością swe działania, zwraca się obłudnie do widzów - obywateli Teb.

Część publiczności usadawia reżyser na scenie w czarnych togach, czyniąc z niej rodzaj niemego chóru greckiego. Taka formuła całkowicie umownego teatru dyskursywnego i statycznego nie wzbudza jednak aprobaty. Miłość - jak powiada w finale tebańska kobieta - jest niezwyciężona, a mądrość to jedyne źródło szczęścia. O tym pierwszym przekonuje się Kreon. O tym drugim - nie chce pamiętać żadna z postaci konfliktu. Ale może zechce wziąć pod uwagę widz?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji