Artykuły

"Betlejem" po gorzowsku, czyli Rydel na "teledyskach"

Do jasełek zraziłam się przed laty. Byłam dzieckiem, gdy w gorzowskim teatrze ujrzałam aniołów w przykrótkich prześcieradłach, zimowym obuwiu i z aureolami na patykach. Forma tamtej szopki może i była zgodna z wizją reżysera, ale do mnie i moich rówieśników nie przemawiała.

Z kompleksem "aureoli na patyku" wybrałam się na premierę "Betlejem polskiego" Lucjana Rydla. Odetchnęłam z ulgą, gdy na scenę weszli aniołowie w śnieżnobiałych sukniach, w złotych sandałach, z obrośniętymi skrzydłami, a niebo przybrało fioletowo-granatowy kolor. Niech ktoś jednak nie myśli, że na scenie rozgrywał się kicz. Scenografia była mocną stroną gorzowskiego przedstawienia. Trochę bajkowa, trochę nowoczesna. Przemyślana dokładnie, bez "modnej" umownej, symboliki, pod płaszczykiem której najczęściej kryje się brak pomysłów i pójście na łatwiznę. Wrażenie robił wysoki tron, skonstruowany z rur, kółek, drabin, przypominający przestrzenne kompozycje Hasiora. Podobały się również witraże z wizerunkami śmierci i diabła.

Do wysokiego tronu wkrótce wrócę raz jeszcze, gdyż trochę się obawiałam, patrząc jak skaczą po nim aktorzy. Ale nikt poza Herodem (i to oczywiście w przenośni) z niego nie spadł.

Krwawego władcę zagrał Wojciech Deneka. Ten sam aktor w pierwszej części przedstawienia wystąpił w roli "chłopka - roztropka", cierpiącego na ból zęba. Obydwie role wypadły doskonale. Jedna podkreślała tragizm postaci, szaleństwo zapowiadające zagładę, druga swym dopracowanym komizmem wzbudzała radość publiczności

Rydlowskie "Betlejem", napisane prawie przed dziewięćdziesięciu laty, rozgrywa się "gdzieś w Polsce". Jest więc przepełnione patriotycznymi uniesieniami "ku pokrzepieniu serc" i polityczno historycznymi aluzjami. Reżyser Waldemar Modestowicz zręcznie zminimalizował te wątki na rzecz "prawd uniwersalnych".

Modestowiczowskie jasełka, to "teledyski" do jakby na nowo odczytanych kolęd

W spektaklu wystąpił cały zespół aktorski, a także grupka uzdolnionych dzieci. Reżyser zręcznie poprowadził pasterzy, królów, roztańczonego Żyda, rozśpiewane ptaki, żebraczkę do sceny finałowej, czyli szopki

Zaletą spektaklu była bogata warstwa muzyczna. Doskonale komponowała się z obrazami rozgrywającymi się na scenie. Do osiągnięcia pełnej muzycznej harmonii aktorom zabrakło umiejętności wokalnych. Mimo to, "Betlejem" jest najlepszym przedstawieniem sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji