Artykuły

Chór może też tańczyć

Sezon w Operze i Filharmonii Podlaskiej rozpoczęty, pierwszy oficjalny koncert ma też za sobą jej profesjonalny, niedawno skompletowany chór. To dopiero początek obsady opery. Czy zdążymy z resztą? Gmach ma stanąć za trzy lata - pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

- Postawić budynek to jeszcze pół biedy. Ale wyposażyć go - to dopiero droga przez mękę - mówi Włodzimierz Nawotka, szef Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Od początku kibicuje Marcinowi Nałęcz-Niesiołowskiemu, dyrektorowi białostockiej filharmonii i pomysłodawcy stworzenia w Białymstoku opery. - Trzymam kciuki, bo rzecz jest imponująca i najwyższej wagi, ale przed nim olbrzymia praca. Struktura techniczna budynku teatralnego, kompletowanie zespołu, jakiego wymagają operowe przedstawienia, produkcja spektakli - przed takimi problemami stanie dyrektor. Czy w Białymstoku jest zapotrzebowanie na spektakle operowe? Czy znajdą się pieniądze? A stworzenie i prowadzenie opery wymaga ich mnóstwo. Ale ja wierzę w energię Marcina i jego zmysł menedżerski.

Opera wymaga cudów techniki

Na razie powstał projekt opery. W okolice amfiteatru przy ul. Kalinowskiego (gdzie ma stanąć gmach) wjechały koparki, wmurowano kamień węgielny pod budowę. Instytucji de facto jeszcze nie ma - ale nowa nazwa już jest: Opera i Filharmonia Podlaska - Europejskie Centrum Sztuki. I co niezwykle ważne, instytucja już otrzymała status narodowej instytucji kultury, co oznacza porządny zastrzyk finansowy ze strony resortu (takiego statusu gdańska opera np. nie ma).

Marcin Nałęcz-Niesiołowski, który operę wymyślił i z pasją przekonuje do niej wszystkich niedowiarków, wierzy, że pieniądze od ministra, Urzędu Marszałkowskiego i z programów strukturalnych UE pozwolą zakończyć inwestycję zgodnie z planem. A plan jest taki: rok 2009 - otwarcie gmachu - pierwszej w pełni profesjonalnej sali operowo-scenicznej w całej wschodniej części Polski. Tyle że wedle wyliczeń budowa białostockiej opery ma się zawrzeć w kwocie około 100 mln zł (łącznie z wykończeniem i wyposażeniem budynku). A zdaniem szefa innej polskiej opery (prosił o anonimowość) taka inwestycja pochłonie drugie tyle, bo opera wymaga teraz "cudów techniki".

Nawet mazura trzeba zatańczyć

Kolejny problem to obsada. Opera musi mieć na etacie orkiestrę, chór i balet. Tymczasem z tym ostatnim, szczególnie męskim, w całej Polsce są kłopoty. Coraz mniej absolwentów kończy szkoły baletowe.

- A przecież nawet mazura w "Strasznym Dworze" trzeba zatańczyć - mówi Nawotka. On sam boryka się z obsadą baletową. Jeszcze w latach 80. miał na etacie 80 tancerzy. Teraz już tylko 35. Jego zdaniem lepiej już w ogóle nie robić przedstawienia, jeśli jest zbyt mikra obsada, by z pięknej opery nie wyszedł kadłubek.

Jak z tym poradzi sobie Nałęcz-Niesiołowski? Na pytanie o balet odpowiada: - W instytucji na stałe będą funkcjonować dwa zespoły: chór i orkiestra. Reszta artystów będzie kontraktowana na poszczególne przedsięwzięcia artystyczne, myślę tutaj głównie o solistach śpiewakach. Warto pamiętać, że wiele dzieł operowych i operetkowych, np. Mozarta, Verdiego i Pucciniego, nie wymaga obecności baletu. Dobrze tańczący chór może z powodzeniem wypełnić wszystkie niezbędne zadania taneczne.

Dyrektor chór właśnie skompletował z 55 śpiewaków (zainaugurował swą działalność podczas inauguracji sezonu). Teraz trzeba będzie go najwyraźniej nauczyć tańczyć.

Opera jak teatr impresaryjny

Jak mówią dyrektorzy oper polskich, nie ma opery bez przepychu. Przynajmniej raz na jakiś czas teatr operowy musi przygotować przedstawienie w wystawnej dekoracji (produkcja takiego wystawnego spektaklu to średnio koszt 500 tys. zł). Publiczność takiej inscenizacji oczekuje, przychodząc na spektakle.

W Białymstoku raczej takich spektakli jednak mieć nie będziemy. Nałęcz-Niesiołowski jest świadom, że na to zabraknie pieniędzy.

- Ma być to teatr impresaryjny, a nie opera ze stałym składem i wieloma zespołami. Na to nas nie stać i jest to model działania mi obcy. Dzięki systemowi impresaryjnemu artystycznie będziemy mogli być zdecydowanie bardziej mobilni i atrakcyjni. Zresztą do filharmonii już teraz przyjeżdżają gwiazdy i jestem przekonany, że tak samo będzie w operze - mówi dyrektor.

To trzeba przyznać - Nałęcz-Niesiołowski nigdy nie miał specjalnych kłopotów, by ściągnąć tu artystów z najwyższej polskiej i światowej póki. Do konkretnych przedstawień mają być zapraszani m.in. tacy właśnie soliści. Zdaniem szefa Opery Bałtyckiej w Polsce nie ma teraz problemu z przepływem artystów: - Przy sprawnej koordynacji i odpowiedniej kwocie wszystko można pogodzić. Kiedyś operę przygotowywano średnio przez pól roku. Teraz z dobrymi artystami można to zrobić w sześć tygodni.

Co usłyszymy w pierwszym sezonie artystycznym opery za trzy lata? Na pewno "Halkę" Moniuszki.

- To dobra opera i ma libretto zrozumiale nie tylko dla Polaków. Chciałbym, by było wykonywane w języku polskim i włoskim - mówi Nałęcz-Niesiołowski. - Poza tym: utwory Pucciniego, Verdiego, Straussa - "Madame Butterfly", "Traviata" lub "Baron Cygański". Chciałbym również przygotować wraz z młodzieżą musicale i muzyczne spektakle, w których mogliby brać czynny artystyczny udział.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji