W małym dworku Witkiewicza
Żywy obraz otwiera to przedstawienie: wszyscy bohaterowie sztuki, ustawieni jak na rodzinnej starej fotografii, zatrzymani zostali na dłuższą chwilę w świetle koloru sepii, tuszującym ostrość. Ładne to byłoby zdjęcie. Takich ładnych zdjęć da się z przedstawienia wykroić jeszcze kilkanaście. Malarska scenografia Ewy i Wiesława Strebejków, stylowe kostiumy, ładna kompozycja obrazów scenicznych, efekty świetlne - to podstawowe walory przedstawienia. Również przemyślana jest sfera dźwięków: od porykiwać krów przez ćwierkanie ptasząt aż do dramatycznych akordów finału. Zęby jeszcze w te obrazy i odgłosy włożyć ważniejszą, a przynajmniej bliższą nam treść. Miłosne perypetie Amelki Nibek są już mocno zwietrzałe, a to, co stanowiło niegdyś siłę dramatu - pastisz W małym domku Rittnera - jest nam bardzo dalekie, jako że dzisiaj Rittnera prawie nikt nie czyta. W intencji reżysera Jacka Pazdro miała to być rzecz o zawiłych stosunkach między ludźmi, co scenografowie zilustrowali ogromną pajęczą siecią, rozpiętą na całym horyzoncie sceny. Jednak z Witkacego nie da się zrobić Czechowa. Nie wróżę przedstawieniu długiego żywota.