Artykuły

Widmo z krwi i kości

"W małym dworku" to żart Witkacego z realistycznej konwencji dramatu, żart z mieszczańskiego porządku świata. Sztuka jest po trosze parodią sztuki Tadeusza Rittnera W małym domku, po trosze Moralności pani Dulskiej, odwołuje się też do twórczości Strindberga. Autor popełnił ją na przekór antagonistom powątpiewającym w jego umiejętności pisania dramatów o klasycznej kompozycji. Szydząc z realistycznej dramaturgii łamie w swej sztuce wszelkie obowiązujące konwencje. Wprowadza na przykład na scenę postać Widma, które zachowuje się jak żywa istota - je, pije kawę i wódkę, płacze, a nawet pomaga wynosić ze sceny mdlejącego na jego widok Kozdronia. Widmo wróciło na ziemię, aby wraz z mężem i swoimi kochankami, przy pomocy intymnego dziennika, przeanalizować swoje życie w małym dworku i pomóc żywym uwiarygodnić swój wizerunek, a potem nakłonić córeczki do samobójstwa i zabrać je z sobą w zaświaty. Zamiar swój spełnia. Przy czym przypadkiem zabiera się z nimi również mąż i ojciec dziewczynek. Także już w charakterze Widma. Tymczasem jesteśmy też świadkami męki twórczej poety-grafomana Jęzorego Pasiukowskiego i uwiedzenia przez niego kuzynki Anety.

Po dwudziestu trzech latach dramat Witkacego "W małym dworku" znów jest grany na scenie Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim. Wyreżyserowane przez Adama Orzechowskiego przedstawienie rozpoczyna się przechodzeniem kolejno przez scenę postaci prezentujących się tekstem didaskaliów. To zabieg służący podkreśleniu umowności wydarzeń, a więc jeszcze jedno - tym razem reżysera - wyzwanie przeciwko realizmowi. Zwłaszcza że ani wygląd, ani stroje postaci nie przystają dokładnie do tego, co zalecił autor. W jednym przypadku nawet płeć wykonawcy nie idzie w parze z płcią scenicznej postaci. Chłopca kuchennego Marcelego Stęporka gra bowiem Bożena Pomykała.

Za całą scenografię służą tu tylko niezbędne do grania meble - stół, krzesła, łóżka, które wjeżdżają i wyjeżdżają w zależności od miejsca akcji.

W jednym momencie akcja toczy się symultanicznie po dwóch stronach sceny. Z lewej - dziewczynki przy stole przekomarzają się z Kucharką, z prawej Diapanazy Nibek rozmawia z Kozdroniem. Potem panowie dołączają do spożywających śniadanie Amelki i Zosi.

Widz odnosi wrażenie, jakby wyjęto przednią ścianę domu i pozwolono przystąpić mu do podglądania toczącego się w różnych pomieszczeniach życia rodzinnego mieszkańców małego dworku. Interesującym przedsięwzięciem inscenizacyjnym jest też sytuowanie akcji w różnych odległościach od rampy. Bo o ile np. podczas śniadania stół znajduje się niedaleko proscenium, tuż przy jednej z kulis, w tyle kolacja spożywana jest już daleko w głębi sceny, przy czym wszystko z wyjątkiem stołu tonie teraz w ciemnościach. Ten z kolei zabieg dystansuje w pewien sposób widownię od rodziny Nibków, pozwala spojrzeć na ich problemy z perspektywy. W końcu i z perspektywy patrzy na świat Widmo. A to, co dostrzega, nie jest chyba najpiękniejszym obrazkiem, skoro decyduje się na zabranie z tego świata dzieci.

Najtrudniejszą do zagrania rolą jest na pewno w tej sztuce postać Widma Matki, które z jednej strony jest z krwi i kości kobietą, a z drugiej istotą pozbawioną zupełnie ciężaru ciała. Witkacy w didaskaliach przykazał mu poruszać się krokiem posuwistym. Wcielająca się w tę rolę Beata Chorążykiewicz odrzuca wszelką posuwistość i demoniczność czy nienaturalne operowanie głosem. Jest wręcz bardziej realistyczna od innych postaci. Trzeźwa, rzeczowa i energiczna, w niczym nie przypomina też kobiety lalki, którą za jej życia bawiły się dziewczynki, a która jest aluzją Witkacego do bohaterki dramatu Rittnera albo dalej - do Ibsenowskiej Nory.

W ten też sposób między innymi gorzowscy realizatorzy odcinają się od jakichkolwiek powiązań literackich, traktując sztukę Witkacego jako dzieło samo w sobie. Taka koncepcja sprawia jednak, że Widmo Matki jest trochę mało witkacowskie, żeby nie powiedzieć - z innej sztuki.

Klimat, do jakiego przywykliśmy u Witkacego, najwierniej roztacza wokół Anna Cugier jako kuzynka Aneta. Dobrze też swoje role grają Kuba Zaklukiewicz jako Diapanazy, Marzena Wieczorek jako Anielka i Marek Jędrzejczak jako Kozdroń. Aleksander Podolak ma natomiast w sobie za mało poezji, nawet jak na grafomana. A w niczym już nie przypomina wiejskiej kucharki Teresa Lisowska. Tu już umowność poszła stanowczo za daleko. Ale myślę, że przedstawienie to przyda się polonistom i młodzieży, pozwoli też zrobić pierwszy krok w kierunku twórczości Witkacego tym widzom, którzy z jego dramatami się jeszcze nie zetknęli, jako że jest to najłatwiejsza w odbiorze pozycja tego autora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji