Miłość diabłem podszyta
Trzy lata temu Adam Orzechowski zrealizował w gorzowskim teatrze "Czarownice z Salem" Arthura Millera. W poruszającej, mrocznej inscenizacji ukazał uległość człowieka wobec zastraszenia, nietolerancji i przemocy oraz proces narastania zbiorowej histerii. Przekona! też, że cale zło, prowadzące do tragedii w. Salem, narodziło się z prawie banalnego wydarzenia, fatalnego zbiegu okoliczności. W "Mazepie" Juliusza Słowackiego, najnowszym spektaklu Adama Orzechowskiego, podobnie jak w "Czarownicach", przypadkowe wydarzenia uwalniają złą energię, z góry skazującą bohaterów na ostateczną katastrofę.
Spektakl rozgrywa się pośród wielkich zimnych ścian, dających łatwo się przesuwać i dzięki temu uzyskiwać różne rodzaje przestrzeni. Światło wydobywa malarskość dekoracji, podkreśla nastrój dramatu: z jednej strony podniosły, surowy, z drugiej niepokojący, nerwowy. Podobnie dzieje się z muzyką, z każdą chwilą coraz bardziej groźną i szaloną.
Spektakl rozpoczyna się dziwną przepowiednią o "duchu nieczystym", który będzie zbierał swoje żniwo. Te słowa nie pochodzące ze sztuki Słowackiego, ustawiają jakby cały dramat i w pewnym sensie tłumaczą postępowanie bohaterów.
Tytułową postać Mazepy, pazia króla Jana Kazimierza gra Marek Jędrzejczyk. Ten lekkoduch, zalotnik, robiący wrażenie na kobietach, przyjeżdża wraz z królem do zamku Wojewody. Obiektem jego zalotów staje się piękna Amelia, młodziutka żona Wojewody. Mazepa nie wie, że Amelia z wzajemnością kocha swego pasierba Zbigniewa, syna Wojewody. Gdy odkrywa to wielkie, niespełnione uczucie, zaczyna się zmieniać, dojrzewa, pragnie przyjaźni ze Zbigniewem i stara się bronić honoru Amelii.
Piękna dziewczyna wyzwala też pożądanie w królu Janie Kazimierzu. To cyniczny władca, który w swoim życiu już prawie wszystko widział i wszystko mu się należy, choć do wszystkiego ma stosunek prawie obojętny.
Aleksander Podolak, grający tę rolę, przez cały spektakl podrzuca w dłoniach jakieś kulki, monety. Tym gestem podkreśla nieczyste intencje władcy, knującego spisek, po to tylko by zabawić się z urodziwą Amelią.
Sama Amelia ciekawie i udanie poprowadzona jest przez Marzenę Wieczorek. Aktorka unika przesadnego liryzmu, pewnej nawet infantylności bohaterki, za to podkreśla jej wielki dramat.
Dobrze na scenie wypada Wojewoda, w którego wciela się Aleksander Maciejewski, aktor obdarzony bardzo silnym, męskim głosem. Jego Wojewoda jest nie tylko despotą, którego czynami kieruje chorobliwa zazdrość, lecz postacią tragiczną, targaną sprzecznościami i przeczuciami o zbliżającej się śmierci.
"Mazepa" Adama Orzechowskiego, to nie tylko sztuka diabłem podszyta, diabłem, który kręci kołem złych namiętności, niespełnionych miłości i wielkich nienawiści. To przede wszystkim spektakl o samotności, ciągłym szukaniu drugiego człowieka. Wszystkie postacie chcą się wyzwolić z samotności. Ale nie potrafią się porozumieć nawet z ukochaną, jak w przypadku Zbigniewa i Amelii, osobą. Być może to właśnie przepaść między nimi wyzwala tak wielki strach, że próbują go zagłuszyć wzywając najgorszego z doradców - diabła.
Spektakl wart jest obejrzenia, jest w nim dużo pięknych obrazów, szkoda jedynie, że zbyt delikatnie została zarysowana niezwykła w dramacie, bardzo dziwna scena, gdy Wojewoda siedząc na trumnie syna rozmawia z Mazepą.