Artykuły

Helena Bondyra i Jerzy Lubas - Artyści Teatru

To artyści i mistrzowie swojego fachu, bez nich te teatry nie przetrwałyby wielu zakrętów swojej historii.

Dobrym pretekstem do przywołania tych dwojga Ludzi Teatru są ich urodziny. Zarówno pan Jerzy Lubas z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, jak i pani Helena Bondyra z Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze (wymieniam Jubilatów w kolejności ich późnomajowych świąt) przez wiele, bardzo wiele lat byli (pani Helena wciąż jest) kierownikami technicznymi tych scen.

Pan Jerzy, z burzą siwych włosów, jest sobowtórem wielkiego polskiego dyrygenta i rzeczywiście łączy ich sztuka dyrygowania. Pani Helena, filigranowej postaci, jest wulkanem energii i pracowitości, nigdy nie podnosi głosu. Jubilaci znają się i wielokrotnie ze sobą współpracowali.

Miałem szczęście współpracować z Jubilatami - jako reżyser i jako dyrektor. Powiem krótko: to artyści i mistrzowie swojego fachu, bez nich te teatry nie przetrwałyby wielu zakrętów swojej historii. Kiedy dyrektor jest nieobecny, albo został źle obsadzony na swoim stanowisku, Teatr im właśnie zawdzięcza swoje dalsze trwanie. Nazwa teatralnej funkcji Szanownych Jubilatów pobrzmiewa prozaicznie (nie artystycznie), ale bez wrodzonego artyzmu Oboje nie zyskaliby tak wysokiej marki w lidze kierowników technicznych w teatralnej Polsce, i szacunku, jakim cieszą wśród realizatorów, z którymi współpracowali na przestrzeni dziesiątków lat. Pan Jerzy Lubas pracował w Siemaszkowej lat blisko 40 (teraz wciąż współpracuje - jako producent) i był akuszerem ponad 300 spektakli. Panią Helenę Bondyrę miałem zaszczyt przyjmować do Lubuskiego jeszcze w roku 1991 i Szanowna Jubilatka wciąż trzyma go w technicznych i organizacyjnych ryzach, a na liczniku teatralnych premier przekroczyła 200.

Trzeba być nie lada artystą tego fachu, aby podołać wymaganiom kolejnych realizatorów, mając skromną obsadę pracowni przygotowujących scenografie (krawcy, szewcy, malarze, stolarze itd. - a w wielu teatrach na skutek likwidatorskich działań dyrektorów przecież ich już "po prostu" nie ma...). Trzeba wykazać się w tej pracy, w której nie ma dwóch dni podobnych do siebie, niezwykłą elastycznością i pomysłowością, czasami wręcz inżynierską wyobraźnią, aby mógł się zdarzyć na scenie inscenizacyjny cud (anegdotyczne "pochyłe lustro wody", albo helikopter, albo deszcz - to tylko skromne przykłady).

Teatr również podróżuje, gra w zmieniającej się przestrzeni, często mierzy się z nieokiełznanym plenerem i kapryśną aurą - ani pani Helena, ani pan Jerzy takich wyzwań się nie boją, wręcz korci ich to "chwytanie byka za rogi". Dorobkiem obydwojga Jubilatów jest też sprawny i oddany zespół montażystów (ramię ich działania) i silna więź z zespołem aktorskim. Zresztą w wypadku pana Jerzego mamy dodatkowo do czynienia z licznymi epizodami aktorskimi, którymi wspierał zespół swojego Teatru. Do pokoju pani Heleny młodzi aktorzy przychodzą jak do mamy.

Pojęcie ośmiogodzinnego dnia pracy w odniesieniu do obojga Szanownych Jubilatów, tak bez reszty oddanych swojej firmie, zupełnie nie istnieje i nie może istnieć - spektakl to materia żywa, pełna niespodzianek i zasadzek, a przecież musi się odbyć. Ileż więc mają na koncie uratowanych sytuacji, które groziły wywrotką i niebezpieczeństw zażegnanych - bo zawsze są blisko i ratują. Przyjmowanie wyzwania to ich pasja, ich narkotyk.

Wśród tej wyliczanki zasług wypadałoby złożyć Szanownym Jubilatom życzenia: kolejnych wyzwań i teatralnych łamigłówek do rozwiązania - paliwa dla ich zawodowej pasji, kolejnych premierowych spełnień!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji