Aktorskie wzorce
- Kraków mnie ukształtował i wykształcił. Jednak czasami dobrze jest wyjechać z rodzinnych stron, żeby móc dalej się rozwijać. Warszawa mnie zaprosiła, dała mi pracę i staram się temu nie przeszkadzać - mówi MACIEJ STUHR, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.
Maciej Stuhr - jeden z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia - ma już na swoim koncie niemałe sukcesy zawodowe, które pozwoliły mu skutecznie odciąć się od porównań z aktorskimi osiągnięciami słynnego ojca Jerzego Stuhra. Teraz kroczy własną drogą.
Jak się żyje krakusowi w Warszawie?
- Bardzo dobrze, zwłaszcza że wreszcie mam własne mieszkanie, do którego mogę wrócić ze spektaklu czy z planu filmowego - zamiast do hotelu, wynajmowanej kawalerki czy pociągu. Pod tym względem moje życie przypomina teraz sielankę.
Jednak cały czas manifestuje pan swoje pochodzenie.
- Manifestuję, bo Kraków mnie ukształtował i wykształcił. Tam się wychowałem i to na zawsze będzie moje miasto. Jednak czasami dobrze jest wyjechać z rodzinnych stron, żeby móc dalej się rozwijać. Warszawa mnie zaprosiła, dała mi pracę i staram się temu nie przeszkadzać. Denerwują mnie wieczne utyskiwania na stolicę, która może jest trudnym miastem, ale jeżeli się tu żyje, to trzeba ją polubić, znaleźć swój rytm, swoje ścieżki i przyjaciół.
Ostatnio regularnie przeżywa pan na planach filmowych ciężkie chwile...
- Muszę przyznać, że coś jest na rzeczy, bo trudno znaleźć w mojej filmografii pozycję, w której charakteryzator nie używałby czerwonej szminki i sztucznej krwi. Na szczęście ma się to nijak do rzeczywistości, bo jestem bardzo pokojowym człowiekiem i udaje mi się - odpukać -nie wzbudzać agresji.
Udało się komuś kiedyś wyprowadzić pana z równowagi?
- Jestem zastraszająco spokojną osobą, więc wyprowadzenie mnie z równowagi graniczy z cudem. Jestem typem - to podobno nie jest zdrowe - który rozgrywa wszystko w środku. Nawet jak się zagotuję, to czekam, aż temperatura opadnie. Nie warto podejmować pochopnych decyzji, bo często to, co się powie lub zrobi w przypływie emocji, potem jest nie do cofnięcia.
To podejście, którego nauczył się pan studiując psychologię?
- Nie, to raczej wrodzona umiejętność.
Często dyskutuje pan z tatą o swoich rolach?
- Dużo rozmawiamy, ale z roku na rok jestem coraz bardziej samodzielny i nawet jeżeli bywają sytuacje, w których ojciec ma inne zdanie, to kilka lat wcześniej słuchałbym się go bardziej niż teraz. Warto pamiętać o starszym
pokoleniu i korzystać z jego rad, natomiast nie może być tak, że młodzi aktorzy kierują się tylko tymi wskazówkami.
Można powiedzieć, że tata jest dla pana wzorem i autorytetem aktorskim?
- Nigdy nie byłbym w stanie ukryć, że to, czego się nauczyłem w aktorstwie, w olbrzymim stopniu zawdzięczam właśnie jemu. Od dziecka chodziłem na wszystkie jego sztuki i filmy, i na pewno przesiąkłem rym aktorstwem. Także w tym sensie, jak najbardziej jest dla mnie wzorem. Bardzo dużo nauczyłem się też w szkole teatralnej, w której spotkałem wielu wspaniałych wykładowców. Teraz cały cymes polega na tym, żeby znaleźć swoją drogę, bo to jest dla widza najważniejsze.