Podwójna omyłka
Nie bez niechęci - chociaż w tonacji obrończej - biorę się do omówienia najnowszej premiery Tadeusza Różewicza: sztuki "Do piachu", wyreżyserowanej przez Tadeusza Łomnickiego w Teatrze na Woli. Różewicz to nie byle dostawca nowości scenicznych, poecie Różewiczowi najwyższą miarę przyznawał nawet poeta Przyboś - choć potem po trosze rejterował - a pisarską rangę Różewicza umacniał sam wielki profesor Wyka. Jako dramatopisarza uważa się Różewicza, i słusznie, za jednego z pierwszych, co niektórzy korygują na: bezwzględnie pierwszego współcześnie w Polsce. I za granicą Różewicz jest szeroko znany i wystawiany.
Powtarzam te znane fakty, bowiem sztuka ,,Do piachu"...
Oo, czy to sztuka licha, źle napisana, "niegodna"? Nic podobnego. Na "Do piachu" znać rękę majstra. I są w tej sztuce sceny błyskotliwe. A jednak, w sumie, autor ,,Do piachu" zasmuca, choć nie powinien był zaskoczyć.
Bo przypominam: Różewicz - poeta jest autorem również poematów "Regio" i "Duszyczka" (osobne wydania książkowe), o których różnie mówią nawet entuzjaści twórczości Różewicza. A Różewicz-scenopisarz jest również autorem "Białego małżeństwa", której to sztuki oszołamiające sukcesy wolno rozpatrywać w kategoriach nie tylko ściśle artystycznych.
Dramaturgii Różewicza przyglądam się od jej początków, zarówno jej wyżynom jak depresjom. Podziwiam teatralną wyobraźnię Różewicza. Doceniam jego sprawność sceniczną i doświadczenie, także jego eksperymenty. Natomiast niepokoją mnie jego obsesje. Stara kobieta wysiaduje. Dramat "Do piachu" rodził się lat wiele, z przeżyć i urazów, które autor, jak widać z jego tekstów, wyniósł z czasów wojny i okupacji. Jednym z jego upartych kompleksów jest naturalizm. Gruby i wulgarny. Natrętny. Czy taki naturalizm nie występuje naokoło? Ależ tak, życie się w nim nurza codziennie. Ale przenosząc jego język i sytuacje na scenę Różewicz zdaje się zapominać - bo się w tym na pewno wyznaje - że perspektywa sceny wyolbrzymia, zagęszcza i przez swą selektywność zniekształca proporcje; innymi słowy - że to, co w żywym pozascenicznym bycie bywa rzeczywistością mocno osadzoną w konkrecie - w teatrze staje się natręctwem, obsesją, czasem zgoła manierą. W "Do piachu" jest tego elementu pełno, jakby życie składało się przede wszystkim z latryn i skatologii. Nie uwypuklają one, nie zaostrzają, przeciwnie, spychają na plan drugi oś tematyczną "Do piachu", którą miała być rozprawa z pewnymi prawicowymi nurtami w naszej partyzantce z ostatniej wojny, a przede wszystkim, jeśli dobrze rozumiem, ukazanie prawdziwie realistycznego, odartego z kostiumów bohaterszczyzny i filmowej barwności dnia codziennego partyzantki. Lukier i lakier to zawsze groźny wróg realizmu. Ale czy realistyczny staje się obraz partyzanckiego obozu bez wojennego tła, a za to z tragicznym losem nieszczęsnego Walusia, ciemnego sietniaka wsiowego, jako centralnym motywem akcji?
Łomnicki jako pierwszy inscenizator "Do piachu" starał się złagodzić najbardziej trywialne wyskoki autora, ale udało mu się to tylko częściowo; może dlatego, że starał się być mu możliwie wierny? Aktorzy wyczuwali również potrzebę pewnej stylizacji i dlatego co bardziej "żołnierskie" słowa starali się wyciszać. Całkiem to zrozumiałe.
Utwory sceniczne Różewicza - tak sądzę - mają wartość nierówną. Wydaje mi się, że autorowi "Spaghetti i miecza" brak czasem dostatecznej dozy samokrytycyzmu, że nie ma on cierpliwości na dopracowanie i domyślenie swoich, tak skądinąd ważnych sztuk do końca. Dziwna rzecz: "Do piachu" przypomniały mi nieoczekiwanie "Zmory" i "Motory" Zegadłowicza, naprawdę postępowe i sprawiedliwe, ale nacechowane nieposkromioną chęcią skandalizowania. Może to porównanie nasunął mi Teatr na Woli, który ma jeszcze w repertuarze adaptację "Motorów"? Z powieści łatwo dało się dla sceny wyciąć motywy skandalizujące i szokujące. Ze sztuki ,,Do piachu" - było to niemożliwe.
Dominuje u nas pokazywanie partyzantki w wydaniu dydaktyczno-młodzieżowym. Nic by więc nie można mieć przeciw pokazaniu partyzantki dla widzów dorosłych, partyzantki w jej szarej, trudnej powinności żołnierskiej, w chwilach, gdy ją raczej leśne czuwanie cechowało niż walka. Ale czy z jednej skrajności trzeba było popaść w drugą, zwłaszcza w zniekształconej optyce teatru?
Różewicz jest zbyt zaawansowanym, ważnym pisarzem, by konieczne mu były dobre rady. Uznaję też wszelkie prawa autorskie i bardzo nie lubię się oburzać. Ale wiadomo, że argument autentyzmu nie popłaca w literaturze, a już zwłaszcza w teatrze. "Do piachu" jest autorską pomyłką. Nie w sensie roboty scenicznej, no nie. Ale jako pozycja repertuaru.