Artykuły

Kobiety mają lepszy gest

VI Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Warszawie podsumowuje Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Warszawski festiwal pokazał, jak niesłychanie różnorodny jest ten rodzaj artystycznej kreacji. Zadziwiająco twórcze są delikatne kobiety.

Szósta edycja, zakończonego właśnie, Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu była najciekawszą z dotychczas zorganizowanych przez Teatr Na Woli. Oglądaliśmy sześć zagranicznych zespołów oraz Teatr Formy z Wrocławia. Kto pamięta wyłącznie pantomimę w dawnym, klasycznym wydaniu, zdumiał się z pewnością, że zmieniła się ona w wielowątkową sztukę mimu, bo taką nazwą posługuje się dzisiaj. Owszem, dawny świat z pogranicza burleski i poezji, śmieszny i liryczny zarazem, nadal istnieje i ma swoich mistrzów, by przywołać choćby występ uczniów Marcela Marceau: Ano Piquet i Laurenta Claireta. To nadal sztuka piękna, ale cechuje ją staroświecka szlachetność, nie bardzo przystająca do naszych czasów.

Bliżej tańca

Dawniej mim lubił ciszę lub subtelną muzykę, dziś artystom towarzyszy ostry, pulsujący rytm elektronicznych instrumentów. To nieprzypadkowa zmiana, bo inny jest też rodzaj ekspresji współczesnej sztuki mimu. Chętniej używa ona grubej kreski niż delikatnego piórka, by kreślić bohaterów. Mim angażuje swe całe ciało, na świecie zresztą pantomimę zastąpiło też angielskie określenie: psychical theatre, które dobrze oddaje kierunek przemian. Zbliżają one coraz bardziej sztukę mimu do tańca współczesnego, ale sądząc po spektaklach czeskiego Teatru Novogo Fronta [na zdjęciu "Dybbuk"] czy hiszpańskiego Moveo Theatre, hołdujących owym tendencjom, trudno powiedzieć, iż są one korzystne. Gest mima stał się mniej wyrazisty, zastępuje go banalny ruch, gdyż takimi rzekomo nowatorskimi rozwiązaniami taniec posługuje się od dawna.

Forma czy treść Sztuka mimu nadal najbardziej zaciekawia, gdy dominuje w niej delikatny, ale wyrazisty gest. Czasami wystarczy uniesienie brwi czy ruch jednego palca, by pokazać przemianę kreowanej postaci. Do tego wszakże potrzebna jest osobowość artysty przykuwająca uwagę widzów. Takich indywidualności oglądaliśmy na warszawskim festiwalu wiele i, co ciekawe, były to przede wszystkim kobiety: Ano Piquet jako współczesna Kolombina, perfekcyjna w opisie prostych codziennych czynności Ewelina Ciszewska z Teatru Formy, ekspresyjna Marcella Soltan z petersburskiego Black Sky White Theatre czy zadziwiająca mnogością scenicznych wcieleń Tanya Khabarova z Teatru Derevo. W swym godzinnym solowym występie ukazała całą historię świata, od poczynań jego Stwórcy poprzez ewolucję człowieka aż do współczesności.

Sztuka mimu nie unika ambitnych tematów, często rezygnuje z opisu codzienności, wnika w ludzkie uczucia, marzenia i sny. Balansuje między światem rzeczywistym i majakami, których mroczną stronę drąży od dawna na przykład Black Sky White Theatre. Tegoroczny spektakl tej grupy - "Bertrand's Toys"-pełen groźnych mechanicznych lalek-robotów, porywał wykonawczą sprawnością, ale nużył, bo poza znakomitym warsztatem nie pokazał niczego więcej. To zresztą istotna słabość współczesnej sztuki mimu: im bardziej nowoczesną posługuje się formą, tym banalniej-sze stają się jej treści. Może dlatego festiwalowa publiczność najgoręcej przyjęła występ Licedei Theatre.

Ten rosyjski zespół od prawie 40 lat pozostaje wierny klasycznej klaunadzie i osiągnął w tym absolutne mistrzostwo. Rozśmiesza do łez niewyszukanym często żartem, ale umiejętnie dodaje do niego odrobinę poezji, a wszystkie postaci pod maską cyrkowego klauna skrywają całkiem poważne marzenia. To była wielka sztuka w wykonaniu rewelacyjnego zespołu, który chyba nie znajdzie naśladowców, bo klaunadę trudno zaliczyć do modnego nurtu psychical theatre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji