157 tancerzy i tancerek stworzyło "Kwarantaniec". Każdy miał tu 5 sekund
157 polskich tancerek i tancerzy stworzyło wspólnie piętnastominutowy klip pełen energii. "Quarandance" jest pełen życia i energii, choć powstał w zamknięciu. Każdy miał do dyspozycji pięć sekund.
Pomysł rzuciła tancerka i choreografka Paulina Wycichowska. Zaczęła od rozmowy z kilkoma znajomymi artystami.
- Napisałam o promowaniu dobrych zachowań (#zostańwdomu). Poza tym chcieliśmy pokazać, ile osób działa na co dzień gdzieś w zaciszach teatrów i miejsc kultury - mówi Wycichowska. Jak opowiada, zainspirowała się amerykańskim filmowym "łańcuszkiem" choreograficznym z udziałem 42 artystów -"Exquisite Corps" w reżyserii Mitchella Rose'a z 2016 r.
W "Quarandance"/"Kwarantańcu" [link poniżej] taniec odbywa się jednak w szczególnych ramach.
Stąd ironiczne odbijanie się od szyby czy kamery/ekranu albo minimalistyczne ruchy na kanapie. Ale znajdziemy też ekspresyjne gesty pełne zaskakującego rozmachu w niewielkiej przestrzeni pokoju.
"Quarandance"/"Kwarantaniec": 157 tancerzy na YouTubie. Każdy ma swoje pięć sekund
Muzykę do gotowej już choreografii robił Michał Strugarek. - Ruch był na tyle różnorodny, że miałem możliwość spróbować różnych podejść, jeżeli chodzi o zestawienie tancerz-muzyka. Były momenty, gdzie muzyką mogłem dorównać energią tancerzom albo zadziałać kontrastem, aby uwypuklić zmiany dynamiki jeszcze bardziej, serwując spokojniejsze dźwięki - tłumaczy.
Strugarek pojawia się na ekranie jako pierwszy. - Paulina Wycichowska zaproponowała mi jako twórcy ścieżki dźwiękowej, aby to właśnie moja skromna osoba uruchamiała całą machinę - śmieje się artysta z Poznania.
Dalsza kolejność była przypadkowa. Każdy miał do dyspozycji pięć sekund. Nagrywający się tancerze mogli zobaczyć to, co zrobiła poprzednia osoba.
- Kierowaliśmy się prostą zasadą: kolejna osoba zaczyna w tym miejscu kadru, gdzie skończyła poprzednia albo na środku kadru. W takiej strukturze każde z nas mogło zrobić, co chce - opowiada choreografka i performerka Magdalena Przybysz, która wzięła udział w "Kwarantańcu".
Rzeczywistość przytłacza, mimo wszystko tańczą
Od rzucenia pomysłu 16 marca do sobotniej premiery w internecie minęło 19 dni. Ostatnie nagrania dotarły tydzień przed wypuszczeniem zmontowanego filmu do sieci.
Paulina Wycichowska opowiada: - Deadline'y powydłużały się trochę, bo niektórzy byli trochę przytłoczeni rzeczywistością, która nastała, a bardzo chcieli wziąć udział. Głosowaliśmy tytuł i byliśmy w stałym kontakcie na grupie. - Niektórzy nie rozmawiali ze sobą nigdy przedtem (nie znali się wcześniej), a niektórzy od lat - dodaje.
Ramonę Nagabczyńską, Izę Szostak, Renatę Piotrowską-Auffret czy Marię Stokłosę widzowie teatralni mogą znać z warszawskiego Nowego Teatru czy Komuny Warszawa. Ale internetowy projekt pokazuje - szeroko i równościowo - całą paletę twarzy i ciał polskiego tańca w różnymi wieku i z różnym artystycznym stażem.
Dresy, kimona i baletki
Małgorzatę Dzierżoń, na stałe zamieszkałą i pracującą w Londynie, pandemia zastała na rezydencji artystycznej w Hongkongu. Tańczy w maseczce na tle rozległego widoku imponującego hongkońskiego wybrzeża Victoria Harbour.
Ubiór? Dominują wygodne dresy, ale Hana Umeda, performerka sięgająca w swojej sztuce po tradycje japońskie, pojawia się w kimonie. Natalia Trafankowska, solistka Teatru Wielkiego w Poznaniu, występuje w pointach i baletowej spódniczce w swojej kuchni. Są - należące do szczęśliwców - przyogrody, obszerne salony, bardzo dużo ciasnawych kawalerek.
Grupę tancerzy i tancerek dzielą nie tylko odległości, ale też różnice estetyk i tradycji. Są wychowankowie polskich i zachodnich szkół, zajmujący się laboratoryjnym, awangardowym pograniczem tańca i performance'u. Z kolei Romana Agnel na co dzień prowadzi krakowską grupę Cracovia Danza zajmującą się rekonstruowaniem tańców dawnych - renesansowych czy barokowych. Jest też Ewa Wycichowska, matka inicjatorki projektu i wykładowczyni Akademii Muzycznej w Warszawie - z belwederską profesurą z choreografii.
Magdalena Przybysz podsumowuje: - Ewenementem tego projektu jest to, że wzięły w nim udział osoby często o skrajnie innym niż kolega czy koleżanka podejściu do sztuki tańca, ale udało nam się... połączyć.