Artykuły

Z TEATRU

(TEATR LETNI: "Żona na wydaniu", farsa w trzech aktach Pawia Gavaulta. - TEATR MAŁY: "Na swojską nutę", cztery obrazy sceniczne Zygmunta Przybylskiego.)

Nie dobrała się para małżeńska państwa Dubois w Soisons: ona jest młoda i nadobna, on stary, szybko więc pęka między nimi wiążąca ich nić kruchego, na wątłej podstawie opartego obowiązku i pani Dubois staje się niebawem "żoną na wydaniu".

Pomimo jednak, że pragnie jaknajprędzej zrzucić poprzednie kajdany, a kandydatów do jej ręki nie brak, młoda rozwódka strzeże swej godności i tein się zasadniczo różni od swych koleżanek z wielu krotochwil francuskich i niefrancuskich. Porzuca dom mężowski w towarzystwie bogatej ciotki, która poświęca się dla dobra siostrzenicy i przykłada chętnie ręki do uwolnienia jej z krępujących oków.

Na liczne ataki młodych ludzi, którzyby pragnęli pocieszyć osamotnioną kobietkę, pani Dubois odpowiada stale: "Po otrzymaniu rozwodu wyjdę za mąż - inaczej nic nie wskóracie".

Tak postawiona sytuacja daje bardzo sympatyczny podkład treści nowej farsy, świeżo wystaionej w teatrze Letnim, rzecz nietylko nie straciła nic na tern podwyższeniu poziomu przeciętnej krotochwili, ale zyskała wiele pod względem oryginalności tła, ukazującego się w innem, niż zwykle, oświetleniu.

Parsa doprowadzona była w ostatnich czasach przez autorów francuskich do granic zdrowego sensu, a nawet niejednokrotnie granico te przekroczyła; tem przyjemniejsze wrażenie wywiera krotochwila Gavaulta, który zerwał tym razem z tradycją i dał utwór żywy i dowcipny, a pozbawiony płaskich błazeństw cyrkowej pantomimy.

Pani Dubois nie daje się tedy sprowadzić z prostej drogi i kroczy nią do celu odważnie wśród nastręczających się przeszkód. Z rad chętnie korzysta. Słucha wskazówek pana Jardy, który, jak prawdziwy Sherlok Holmes, po drobnych śladach orjentuje się bystro w sytuacji, jakkolwiek w końcu osiada z całym swym sprytem na piasku.

Nie zdobywa pani Dubois, bo ta naprawdę pokochała młodzieńca nazwiskiem Garbiera i powzięła nieugięte postanowienie oddania mu swej ręki. Niełatwo to przychodzi, gdyż pan Dubois nie chce podpisać rozwodu, tłumacząc się tem, że w razie zgody musiałby się ożenić z niejaką Hortensją szwacz ką będącą obecnie jego przyjaciółką.

Piętrzą się tedy różne przeszkody, akcja wikła się i urozmaica, a cała krotochwila bawi widzów wesołym w szczegółach rozwojem wydarzeń, kończących się oczywiście pożądanem rozwiązaniem.

Jak to zaznaczyłem, farsa ma sens, co jej nadaje pociągającą fizjognomję. Początek zwłaszcza każdego aktu traktowany jest trochę po komedjowemu, co stanowi niewątpliwy wdzięk sztuki; w dalszym ciągu akcja się wzmaga, wydarzenia nabierają rozmachu, a wybuchy śmiechu, rozlegają się w sali, świadczą, iż farsa osiągnęła swój cel i rozbawiła publiczność.

Zespół artystów, biorących udział w krotochwili "Żona na wydaniu", odznaczał się tradycyjną harmonją wszystkich czynników wykonania. P. Leszczyńska miała tyle wdzięku, tak szlachetna była w traktowaniu poszczególnych scen, a przytem z taką swobodą i kunsztowną lekkością prowadziła djalog, że potrafiła rolę tytułową uczynić istotnie dominującą nad innemi, pełną werwy i życia. Wybornie jej towarzyszyła p. Pawłowska, która posiada dużo szczerości w grze, nie pozbawionej głębszych od krotochwilowych znamion lirycznych. Doskonałą w charakterystyce ciotką była p. Siedlecka.

Sylwetki artystów były niemniej udatne. P. Winkler był bardzo komicznym w roli starego męża, p. Gasiński był zniewalającym kandydatem do ręki pani Dubois, p. Fertner nieporównanym swym humorem wstrząsał salę wybuchami śmiechu. P. Jarszewski, który jest zawsze wytwornym artystą, trochę za poważnie tym razem traktuje swoje zadanie i powinien stanowczo przyśpieszyć bieg djalogu. Zabawny w roli służącego był p. Zarudzki.

* Zygmunt Przybylski celował zawsze w pisania utworów dramatycznych krótkich, w których umiał w zwięzłej akcji przedstawić kolizję uczucia, uwydatnioną za pomocą prostych, ale wymownych środków. Nie szukał nigdy nadzwyczajnych sytuacji, nie wytwarzał sztucznych nastrojów, tylko szczerze zwracał się do niewyczerpanej krynicy życia: do serca, wierząc, że w niem znajdzie wszystko. I nigdy się nie zawiódł.

To serce młode, którego uderzenia czujemy, tak silnie się odzywające w utworach jednoaktowych Przybylskiego, ma swoją cichą, ale głęboką wymowę.

Przypomnijmy sobie taki "Pierwszy bal", obrazek, który możnaby wznowić podczas obecnego karnawału na widowisku popularnem, jako rzecz niezwykle miłą i szczerą w uczuciu. Ile tu prostoty i poezji wtem pierwszem odezwaniu się serc młodych! A drugi obrazek, z takiem powodzeniem grywany w Rozmaitościach, p. t. "Bzy kwitną"- czy nie przekonywa dowodnie, ile głębszego sentymentu, ile prawdy tkwi w tych pierwszych drgnieniach budzącej się wiosny?

Autor umie wydobyć z tych prostych scen akcenty poetycznego nastroju, który udziela się widzowi, chętnie poddającemu się tym wrażeniom. Melodje te są rzeczywiście śpiewane "na swojską nutę". Odzywa się w nich tęsknota i wesołość zarazem. "Swojska nuta" stanowi piętno charakterystyczne twórczości literackiej Przybylskiego, który nie ma w sobie nic z naleciałości kosmopolitycznych prądów, tak silnie odbijających się w dziełach innych pisarzów scenicznych.

Tę "swojską nutę" odczuwamy we wszystkich jego komedjach, od "Wicka i Wacka" począwszy. Rozbrzmiewała ona na scenach warszawskich w ciągu dwudziestu lat z górą, jak zaznacza statystyka teatralna, przez 1315 wieczorów! Tyle przedstawień wypełniły u nas utwory Przybylskiego. Autor zdobył sławę i popularność, obok prawdziwej sympatji publiczności, która przyjmuje go zawsze z wyróżnieniem.

Mieliśmy tego świeży dowód na wczorajszem przedstawieniu w teatrze Małym, który wieczór poświęcił czterem jednoaktówkom Przybylskiego, związanym jedną melodją "na swojską nutę".

Jasne niebo roztacza się nad temi obrazkami, malowanemi w słońcu. Tu i ówdzie w promie niach tych lśni rosa-łza, ale niknie ona i wysycha szybko pod dobroczynnym wpływem pogody i ciepła. Nastroje tych nowych obrazków Przybylskiego nie różnią się od dawniejszych: autor nie sprzeniewierzył się swemu credo. Ten sam ton zasadniczy słychać tu, co i dawniej; ten sam podkład uczucia poczciwego, ta sama rzewność w uczuciu. Obrazek " W porę" najlepiej może odtwarza tę "swojską nutę", będącą głównym motywem twórczości autora.

Dobre, prawe serce ma bohaterka utworu, Julja, szwaczka z zawodu, kiedy nie przyjmuje ręki młodego rzemieślnika, Jana, który chciał jej dotrzymać słowa, choć pokochał przyjaciółkę narzeczonej, Stefkę.

To poświęcenie dziewczyny przedstawione jest z głębszym wyrazem dramatycznym, a po prostu i rzewnie tak, że wzrusza prawdziwie.

Mniej efektownie wypadł drugi obrazek, będący uscenizowaną nowelą Konopnickiej "Banasiowa". Dowcipne zestawienie dwóch kochających się par na tle "Zielonego gaiku" powiodło się szczęśliwie, Doskonale pasują do siebie w kontraście: ten parobczak Franek z Hanką i pan Karol z panną Elżbietą.

Przedstawienie zakończył z powodzeniem obrazek "Księżyc i słońce". Najlepsze siły personelu teatru Małego wzięły udział w tem oryginalnem widowisku. P. Bartoszewska najdobitniej wysunęła się na plan pierwszy, dzięki świetnie odegranej roli Banasiowej. Bardzo dobrze wywiązały się z zadania pp. Dulębianka. Pawłowska, Jarszewska, Dobrzańska, Rutkowska, Staszkowska i Ceremużyńska, obok sił męskich pp.: Mielnickiego, Weycherta, Kuncewicza, Bartoszewskiego, Noskowskiego, Szarskiego i t. d.

Publiczność, darząc oklaskami wykonawców, nie zapomniała również o autorze, który musiał się widzom ukazać na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji