Trzeba wracać do poezji
- Wisława Szymborska mawiała, że "poezja nie uratuje świata, bo ci, co czynią zło, nie czytają wierszy". Niemniej trzeba ją przypominać i do niej wracać - mówi aktor Piotr Machalica w rozmowie z Adamem Cissowskim w tygodniku Wprost.
Premierowa sztuka "Lily" w Och-Teatrze to komedia kryminalna. Co w tej inscenizacji dominuje: komedia czy jednak kryminał?
- To jest fantastycznie wyważone. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że zagmatwany wątek kryminalny jest dominujący, ale tak nie jest. Mamy tam naprawdę dużo zabawnych momentów. Anglicy są specjalistami w pisaniu takich rzeczy. To zatem ani farsa, ani czysta komedia, tylko właśnie komedia kryminalna.
Polacy są rozkochani w kryminałach, więc traficie na podatny grunt.
- To kwestia wyborów Krystyny Jandy, która od lat pieczołowicie dobiera repertuar. Ma do dyspozycji dwie sceny: Polonii i Ochu, w tym drugim grany jest nieco lżejszy repertuar. Wiem, że w tym przypadku bardzo długo szukała sztuki, którą nie tylko wystawi, lecz jeszcze wyreżyseruje i zagra w niej główną rolę.
Sama mówi, że lubi taką podwójną rolę, bo czuje się lepiej, gdy może na bieżąco reagować ze sceny. A jak ta współpraca wyglądała z pana perspektywy?
- Nie wyobrażam sobie reżysera, który by się nie angażował, a Krystyna robi to jeszcze bardzo emocjonalnie. Bardzo dobrze wie, czego chce, a to wcale nie jest częste, bo są reżyserzy, którzy dopiero szukają pomysłu w trakcie pracy. Tymczasem ona doskonale wie, jak kreślić postaci, dla aktorów to niezwykle pomocne.
Już 8 marca gala wręczenia Fryderyków, do których jest pan nominowany za płytę "Mój ulubiony Młynarski".
- Trudno mi to komentować, bo moje zaskoczenie jest ogromne. Jednakże czuję się zaszczycony, że płyta, którą wydałem, została zauważona. W kategorii Muzyka Poetycka nominowane są ze mną prawdziwe tuzy, jak choćby Marek Dyjak. Bardzo się cieszę z tej nominacji.
I ze spokojem czeka pan na werdykt.
- Pyta pan, czy mam złudzenie, że dostanę Fryderyka? Nie, już sama nominacja jest dla mnie absolutnie czymś fantastycznym.
Płyta została dostrzeżona nie tylko przez branżę, lecz także przez publiczność. A czym jest dla pana?
- Najpierw zrobiliśmy koncert, a potem pomyślałem, że fajnie by było aranżacje i instrumentalizacje autorstwa Michała Walczaka zarejestrować. Wojciech Młynarski śpiewał albo z samym fortepianem, albo z kwartetem i większym składem, ale nigdy nie towarzyszyły mu dwie gitary, trąbka i akordeon. Sama płyta to taka moja pamiątka po Wojtku, który towarzyszy mi w życiu, najpierw jego twórczość, a potem również on sam, bo zdarzało nam się pracować razem. Znam bardzo dobrze jego teksty, zacząłem go słuchać, gdy miałem 10 lat. Bez jego mądrych tekstów, które mają w sobie tyle dystansu, ironii, nie wyobrażam sobie życia. To był po prostu geniusz. Teraz szykujemy się, żeby zrobić drugi koncert, z trochę innymi piosenkami.
Drugim artystą, którego pan sobie wybrał, jest Jonasz Kofta, którego twórczości poświęcił pan recital.
- Nie możemy o nim zapominać! Pamiętam koncert, który odbył się w Opolu w 1976 r., zatytułowany "Nastroje, nas troje". Wzięli w nim udział Agnieszka Osiecka, Jonasz i Wojtek. Dziś już wszyscy odeszli, ale Jonasz był pierwszy, który powędrował sobie z tego świata, miał zaledwie 46 lat. Poza tekstami, które pisał dla piosenkarek oraz piosenkarzy, oraz tekstami do kabaretów, w których czuł się świetnie, tworzył czystą poezję. Wisława Szymborska mawiała, że "poezja nie uratuje świata, bo ci, co czynią zło, nie czytają wierszy". Niemniej trzeba ją przypominać i do niej wracać.
Słyszałem też, że wciąż pan czeka na dużą rolę w filmie.
- Coś takiego rzeczywiście chlapnąłem w jakimś wywiadzie... Gdy byłem młody, bardzo dużo grałem w filmach, robiło się też sporo teatrów telewizji. Od czasu do czasu mi się tęskni za filmem i coś tam bym zagrał, ale epizody mnie nie interesują. Zobaczymy - może się coś jeszcze wydarzy!
***
Piotr Machalica
Aktor teatralny, filmowy i telewizyjny,
który po studiach przez 25 lat związany był z Teatrem Powszechnym w Warszawie. W latach 2006-2018 pełnił funkcję dyrektora ds. artystycznych Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Obecnie można go zobaczyć w "Weekendzie z R.", "Przedstawieniu świątecznym w szpitalu św. Andrzeja", a także "Casa Valentina" w Och-Teatrze oraz spektaklu "Czworo do poprawki", wystawianym m.in. w Teatrze IMKA. Na dużym ekranie zagrał m.in. w "Krótkim filmie o miłości", "Złocie dezerterów", "Dniu świra" i "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", a także "Zabij mnie, glino". Ponadto wystąpił w 66 spektaklach Teatru Telewizji, a także licznych produkcjach telewizyjnych. Niemal od początku kariery śpiewa i koncertuje. Wydał kilka płyt, a ostatnia z repertuarem z koncertu "Mój ulubiony Młynarski" zyskała nominację
do Fryderyka w kategorii Muzyka Poetycka.
Trup pojawia się i znika
Skomplikowana intryga i wyraziste charaktery sceniczne. Taka jest komedia kryminalna Jacka Popplewella - "Lily", w której trup przemieszcza się, pojawia i znika. Na scenie Och-Teatru osiem postaci, w tym para zabawnych i niepoprawnych staruszków - inspektor ciamajda (Piotr Machalica) i "wiedząca wszystko sprzątaczka", czyli jego znajoma z młodości "pomagająca" mu w znalezieniu zabójcy (Krystyna Janda). Spektakl reżyseruje sama Janda, a w pozostałych rolach: Agnieszka Krukówna, Magdalena Lamparska. Magdalena Smalara, Mateusz Damięcki, Grzegorz Daukszewicz oraz Mirosław Haniszewski/ Krzysztof Stelmaszyk.