Artykuły

Teatr wymaga czułości

- Uważam, że teatr musi się zmieniać - mentalnie i instytucjonalnie. Bez optymizmu byłoby to niemożliwe - przecież nawet teatr, który krytykuje rzeczywistość, wynika w końcu z wiary w to, że wciąż warto mówić - z Ewą Pilawską, dyrektorką Teatru Powszechnego i Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi, rozmawia Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

IZABELLA ADAMCZEWSKA: Rozmawiamy po panelu dyskusyjnym zorganizowanym w ramach XXVI Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych.

EWA PILAWSKA: - To była okazja do zderzenia pokoleń i estetyk, Katarzyna Janowska przed dyskusją mówiła, że to historyczne spotkanie. Miałam takie samo odczucie. Przy tym samym stole usiedli Krystian Lupa i Maciej Englert, rónolatkowie, ale reprezentujący zupełnie inny teatr, mówiący różnymi językami. Rozmowa trwała ponad dwie godziny, ale temat nie został wyczerpany - dotknęliśmy wierzchołka góry lodowej. Ta dyskusja pokazała, jak ogromna jest potrzeba rozmowy w środowisku. Właśnie rozmowy o Teatrze. To budujące, że dyskusja pozostawiła optymistyczne wrażenia.

Mnie zaskoczył optymizm najmłodszego głosu w debacie. Bartosz Szydłowski, Paweł Sztarbowski, Piotr Gruszczyński odmalowali sytuację teatru w ciemnych barwach. A młodziutka Magdalena Szpecht przekonywała, że wcale nie jest tak źle, że właśnie teraz jest okazja do prezentowania spektakli antyprzemocowych, wspólnotowych. - Magdalena Szpecht wchodzi do teatru z entuzjazmem otwierania nowych drzwi, odwagą - to przywilej młodości. Wszyscy, którzy zaczynają pracę w teatrze, powinni mieć w sobie tę radość, ale też szansę na popełnianie własnych błędów. Z drugiej strony - ten gen młodości nie jest tylko domeną najmłodszego pokolenia. Na przykład uczestniczący w dyskusji Krystian Lupa czy Anna Kuligowska-Korzeniewska byli fascynujący. Oni nieustająco mają w sobie tę ciekawość dziecka, która sprawia, że nigdy nie są znudzeni, cały czas poszukują i słuchają. Uważam, że teatr musi się zmieniać - mentalnie i instytucjonalnie. Bez optymizmu byłoby to niemożliwe - przecież nawet teatr, który krytykuje rzeczywistość, wynika w końcu z wiary w to, że wciąż warto mówić.

Zdziwiło mnie przede wszystkim optymistyczne spojrzenie na przyszłość Polski, którego starsi nie podzielają. W dyskusji odwołano się do stwierdzenia Adama Michnika, że doświadczenie "Solidarności" to tylko pozytywna aberracja w polskiej historii.

- Problem w tym, że zrobiliśmy zbyt mało, aby nasze społeczeństwo było świadome. Optymizm i pasja młodego pokolenia są bardzo potrzebne. Starsi są wypełnieni doświadczeniami, z których należy czerpać. Teatr bardzo szybko reaguje na to, co dzieje się w społeczeństwie.

Na przykład zaangażowany ekologicznie warszawski Powszechny.

- Świat nie kończy się na nas i powinniśmy mieć tego świadomość. Wystarczy wyobrazić sobie, że urodzimy się za 100 lat i będziemy musieli naprawiać błędy społeczeństwa, które myślało tylko o sobie. Przejawem tego jest ekologia czy codzienne segregowanie śmieci.

Ruchy obywatelskie są bardzo cenne, również dla funkcjonowania teatrów. Uważam zresztą, że na stronach internetowych powinny być publikowane szczegółowe informacje między innymi o przygotowywanych premierach, koszty i honoraria - żeby pewne rzeczy zostały nazwane po imieniu. Na razie przepisy nie pozwalają nam na to w pełni. Przestrzeń społeczna, która doszła do głosu w teatrze, jest bardzo ważna, ale trzeba być ostrożnym, aby nie popaść w wynaturzenia. Różne ruchy często chcą uprawiać swoją politykę. Bywa też tak, że na przykład zaprzyjaźniona aktywistka działa na prośbę koleżanki czy kolegi z teatru - niekoniecznie w czystej, "obywatelskiej" intencji.

Ciekawe było to, co o partycypacji w teatrze powiedziała Agnieszka Glińska - że nie do końca egalitarna przestrzeń, że powinna być tworzona przez profesjonalistów.

- Duch społeczny i młodzi twórcy powinni (wręcz muszą) być obecni w teatrze, żeby teatr się rozwijał. Agnieszka Glińska powiedziała, że być może "młode pokolenie wie lepiej, co zrobić z tym światem niż my". Zgadzam się, ale jednocześnie uważam, że teatrem powinni zajmować się profesjonaliści, bo to bardzo skomplikowana tkanka. Ale trzeba też pamiętać, że teatru trzeba się nauczyć. Okres terminowania u mistrzów oraz symbioza wielu pokoleń pozwalają na przygotowanie następców, którzy kiedyś będą mistrzami dla kolejnych pokoleń. To taki sposób na przekazywanie sobie tajemnicy o teatrze.

Zaprosiła pani do Łodzi dziewięć spektakli. W programie znalazło się też przedstawienie łódzkiego Jaracza oraz - tradycyjnie - festiwalowa propozycja gospodarza. Gdyby hasło festiwalu miało mieć odzwierciedlenie w tematyce spektakli, brzmiałoby: "Przemoc".

- Nie wybieram spektakli według klucza tematycznego. Po obejrzeniu istotnej liczby spektakli dojrzewa we mnie decyzja, które chciałabym zaprosić. Kiedy wypisałam na kartce tytuły z myślą o XXVI Festiwalu, pomyślałam, że wspólnym tematem jest przemoc. Widocznie taki mamy czas, że świat jest ogarnięty przemocą. Musimy o tym mówić. Nie uzyskamy odpowiedzi na pytania, ale zbliżamy się do zdiagnozowania teraźniejszości i przyszłości.

Chciałam, żeby festiwal otworzył dobry teatr "środka", z solidnym rzemiosłem aktorskim, z ważnym tematem, ale ujętym nieradykalnie. "Wstyd", który wybrałam na inaugurację, mówi między innymi o tym, jak nie potrafimy rozmawiać. Marek Modzelewski napisał znakomity tekst, który opowiada nie tylko o polskiej rodzinie, ale o rodzinie w ogóle. Jego sztuka jest bardzo uniwersalna, ma wiele wspólnego chociażby z francuskimi autorami, którzy mówią o kryzysie w relacjach międzyludzkich. Jestem bardzo ciekawa dalszych losów "Wstydu" na innych scenach, z pewnością będzie przetłumaczony na wiele języków.

Puentę można odebrać jako gorzki happy end: kłócimy się, jesteśmy elektoratowo niezgodni, ale Zenek Martyniuk zawsze Polaków zjednoczy. Niestety, nie można powiedzieć, że nadzieję daje "Capri" Krystiana Lupy.

- "Capri" to moim zdaniem opowieść o człowieku, a nie komentarz do współczesności. To taka historia świata i historia ludzkości, szerokie i filozoficzne spojrzenie na naszą ułomność. Począwszy od Adama i Ewy, pierwszych, czystych ludzi, którzy otwierają spektakl, aż do dzisiaj, powtarza się sytuacja ludzkiego uwikłania. Faszyzm jako postawa istniał, odradzał się i wciąż odżywa. Człowiek nie potrafi wyzwolić się z reżimu. Przy czym człowiek nie jest tylko zły albo tylko dobry. Malaparte jest takim przedstawicielem ludzkości, który skupia w sobie sprzeczności - artysty, wojownika, oportunisty, kameleona. Ucieka, próbuje sobie radzić, ale na koniec dopada go smutna refleksja na temat własnego życia. Czy "Capri" nie daje nadziei? Nie jestem pewna. Jeśli nie daje nadziei, to znaczy, że bycie człowiekiem nie daje nadziei. W spektaklu Lupy widziałabym raczej ostrą, filozoficzną krytykę, która uświadamia nam, co się z nami dzieje. Może to właśnie jedyna szansa i jedyna nadzieja?

Lupa jest wizjonerem, ma wybitną umiejętność syntezy. Jego twórczość powinna zostać utrwalona również dla przyszłych pokoleń. Pamiętam na przykład, że dzięki prezentacji jego "Wymazywania" na Festiwalu potem TVP Kultura udało się zarejestrować spektakl. "Wymazywanie" specjalnie dla nas zostało wznowione, bo nie było już wówczas grane. Mam nadzieję, że również pozostałe spektakle Krystiana Lupy zostaną utrwalone.

Kiedy odbierałam bilety na festiwal, pani kasjerka opowiedziała mi o widzce, która w Łodzi zobaczy sześciogodzinne "Capri" po raz szósty.

-I wcale się nie dziwię, bo to spektakl wielopoziomowy, intelektualny, znakomity. Ja go obejrzę po raz czwarty. "Capri" jest tak świetnie skonstruowany, że w ogóle nie odczuwa się upływu czasu.

Czy festiwalowa propozycja łódzkiego Powszechnego - "Jednorożec" - to spektakl dla młodzieży?

- Nie, to bardzo bolesna i wstrząsająca propozycja dla wszystkich widzów. Zmieniliśmy nawet oryginalny tytuł ("Kucyk Pony"), żeby nie sugerować, że to spektakl dla dzieci. Głównym bohaterem "Jednorożca" jest chłopiec, którego rówieśnicy odrzucają, bo nosi plecak z kucykiem - traktuje go jak swoisty talizman. Ale to powierzchowna interpretacja, bo to bardzo złożony tekst. Opowiada nie tylko o środowiskowym ostracyzmie i lęku przed innym, również o rodzinie, która nie potrafi sobie z tym poradzić. "Jednorożec" dobrze współgra ze "Wstydem"; to spektakl o tym, jak nie potrafimy pomóc własnemu dziecku. Poruszone problemy korespondują z tymi, o których mówi w "Capri" Lupa.

"Historia przemocy" Louisa też o tym opowiada.

- Po spektaklu słyszałam różne opinie. Przyjechało wielu gości, którzy autora znają, bo Louis ma swoich wyznawców. Mówili, że do Gniezna trudno dotrzeć - a poza tym spektakl jest rzadko grany. Interpretacja zawsze jest dyskusją z estetyką Eweliny Marciniak. Niektórzy zarzucali "Historii przemocy" zbyt oczywistą prezentację homoseksualizmu, inni mówili, że temat jest ujęty bardzo delikatnie, a spektakl jest piękny, wyważony, wielopoziomowy.

Już w trakcie trwania tej edycji festiwal dostał dotację ministerialną. Czy zostanie coś na dogrywkę, jak kilka lat temu, kiedy MFSPiN miał miniedycję dla dzieci?

- Miło mi poinformować, że otrzymaliśmy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 300 tysięcy złotych w programie "Teatr i taniec", który w celach ma wpisane wspieranie "najwartościowszych zjawisk i trendów we współczesnym teatrze". To najwyższe teatralne dofinansowanie w Łodzi i bez wątpienia świadczy to o randze Festiwalu. Byłoby pięknie, gdybyśmy mogli poszerzyć program Festiwalu, ale niestety inflacja robi swoje. Koszty poszły w górę. Wszystkiego: od wynajmu sprzętu i sali po nagłośnienie. Przecież jeśli zapraszamy widzów do hali Expo, to scena musi tam zostać zbudowana od podstaw. Poza tym w Hali Expo odbywa się mnóstwo imprez targowych i nie zawsze jest to możliwe, żeby znaleźć wolny termin, który będzie dogodny dla wszystkich. Dlatego na "Cząstki kobiety" pojedziemy do warszawskiej hali ATM. Na tyle pozwala nam nasza dotacja (milion złotych z Urzędu Miasta Łodzi) plus wpływy z biletów, środki od sponsora i dofinansowanie z Ministerstwa.

Co było konkurencją w hali Expo dla "Cząstek"? Wystawa kotów?

- Nie pamiętam, chyba jakiś pokaz mody? Udało nam się wynegocjować datę dla "Hamleta", obiecano nam jednak, że nie będzie on kolidował ze spektaklem. Zarządzający halą wiedzą, że teatr wymaga czułości i szczególnego skupienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji