Artykuły

Aktorzy służą spektaklowi

Niewina w reż. Pawła Miśkiewicza w Starym Teatrze w Krakowie w oczach Joanny Targoń.

Liryzm i groteska, wzruszenie i śmiech, teatr i życie, iluzja i jawna sztuczność - na tych granicach balansuje "Niewina". I to z powodzeniem

"Niewina" Dei Loher to kilka przeplatających się ze sobą wątków, kilkoro bohaterów, dziewiętnaście scen, kilkanaście monologów. Bohaterowie to: Fadoul (Jan Peszek) i Elisio (Zbigniew W. Kaleta), czarni nielegalni emigranci. Niewidoma tancerka go-go o imieniu Absolut (Ewa Kaim). Pani Habersatt (Magda Jarosz), samotna kobieta udająca matkę mordercy (kilku różnych morderców). Filozofka Ella (Urszula Kiebzak), która straciła wiarę w możliwość ujęcia świata w system filozoficzny. Jej (znienawidzony) mąż - jubiler i pantoflarz (Zbigniew Kosowski). Chora na cukrzycę Pani Zucker (Iwona Bielska). Stłamszona przez matkę i niekochana przez męża Róża (Iwona Budner), córka pani Zucker. Mąż Róży, zafascynowany śmiercią preparator zwłok (Piotr Grabowski). I jeszcze: dziewczyna (Sandra Korzeniak), której ledwo poznany chłopak wyskoczył przez okno wieżowca. Świadkowie wypadku. Samobójca (Michał Czernecki). Rodzice ofiary szaleńca (Agnieszka Mandat i Andrzej Hudziak).

Rzeczywistość autonomiczna

Rzecz rozgrywa się w wielkim portowym mieście - w gorszych miejscach tego miasta, naznaczonych wszechobecną śmiercią. W morzu topi się kobieta, której Fadoul i Elisio nie przychodzą z pomocą. Emigranci mieszkają w azbestowym wieżowcu, który upodobali sobie samobójcy. Pani Zucker powoli traci opanowane przez chorobę kończyny. Nikt nie odbiera już zwłok z zakładu pogrzebowego. Okna w wieżowcach i wiadukty kuszą nadzieją wiecznego spokoju.

Przygnębiające? Tak. Banalny komplet tzw. bolączek współczesności (obojętność, rozpad związków, rozpad tożsamości, ból istnienia w cywilizacji)? Tak. Ale w streszczeniu, nie w dramacie Dei Loher ani - tym bardziej - na scenie. Paweł Miśkiewicz stworzył wraz z aktorami rzeczywistość autonomiczną, na pograniczu teatru i życia. Iluzja czasami jest całkowita, czasami pęka, czasami jest budowana na naszych oczach. Taka rzeczywistość, gdy jest wystarczająco silna, pozwala na wiele - na współistnienie w obrębie jednej sceny różnych estetyk. Na płynne przechodzenie od komizmu do dramatu. Na to, by aktorzy przejęli część odpowiedzialności za postaci, żeby mówili i w swoim, i w ich imieniu.

Kontrolowane szaleństwo

To zabieg ryzykowny, ale tutaj powiódł się znakomicie. Nie oglądamy realistycznego dramatu z życia ofiar współczesności, ale przyglądamy się im z różnych stron, z różnych perspektyw, w różnym oświetleniu. To, co w lekturze wydaje się grubą satyrą (np. Pani Zucker, która pragnie podpalić świat, znęca się nad córką i wciąż konstruuje sobie nowe życiorysy), zyskuje inny wymiar. Migotliwość, zmienność perspektyw pozwala i na śmiech, i na wzruszenie - w jednej i tej samej scenie.

Kontrolowane szaleństwo, które rozpętał Miśkiewicz, jest bardzo atrakcyjne scenicznie, ale nie o spiętrzenie atrakcji tutaj chodzi. A o co? "Nienawidzę systemów, to fragmentowi, luce, niedoskonałości, pęknięciu, reszcie, niejasności, fusom, rozpadowi, najmniejszemu prawie nic chcę poświęcić się w całości" - mówi Ella, filozofka. I choć Dea Loher nie pisze sztuk z tezą, a w "Niewinie" panuje żywioł liryczny (monologi to właściwie poematy prozą), nie dramatyczny, można słowa Elli przyjąć jako deklarację autorki.

Aktorzy służą spektaklowi

To kontrolowane szaleństwo nie powiodłoby się, gdyby nie aktorzy. Widać gołym okiem, że nie wykonują jedynie zadań wymyślonych przez reżysera. Że są współtwórcami spektaklu. Tworzą zespół - ale też zestrajają się w ciekawą konstelację ludzką. Uznane gwiazdy (Iwona Bielska, Jan Peszek), dawno niewidziana - a wspaniała - Magda Jarosz, Urszula Kiebzak - wreszcie w dużej roli, młodsi i całkiem młodzi aktorzy (Zbigniew W. Kaleta, Ewa Kaim, Iwona Budner, Sandra Korzeniak, Michał Czernecki, Piotr Grabowski), w epizodach aktorzy Lupy (Agnieszka Mandat, Andrzej Hudziak, Zbigniew Kosowski, Bogdan Brzyski).

Aktorski potencjał Starego Teatru został wreszcie w pełni wykorzystany. Po raz pierwszy od dawna w tak twórczy sposób. Nie ma tu gwiazdorskich popisów, aktorskie umiejętności służą spektaklowi, niełatwo i nieprosto budującemu świat, w którym ku naszemu zdumieniu odnajdujemy optymizm. Płynący z samej siły życia, z energii, jaką emanują aktorzy - i grane przez nich postaci.

PAWEŁ MIŚKIEWICZ

Ma 40 lat. Dziesięć lat temu zadebiutował jako reżyser "Śniadaniem u Tiffany'ego" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Ale z teatrem związany był wcześniej, jako aktor, absolwent krakowskiej PWST

w 1989 r. Grał przede wszystkim w przedstawieniach

Krystiana Lupy w Starym Teatrze - "Braciach Karamazow", "Maltem", "Lunatykach". Niedawno powrócił do aktorstwa - zagrał w "Azylu" Krystiana Lupy we Wrocławiu.Reżyserię studiował w Krakowie. Pracował w różnych teatrach - im. Słowackiego w Krakowie, Nowym w Łodzi, Polskim i Współczesnym we Wrocławiu, Dramatycznym w Warszawie, wystawiając dramaty Czechowa, Strindberga, Hamsuna, a także najnowsze - Dei Loher, Geslne Danckwart, Yasminy Rezy. W 2000 roku został dyrektorem Teatru Polskiego we Wrocławiu; powstał tam wówczas jeden z ciekawszych festiwali - EuroDrama. Jest pedagogiem krakowskiej PWST - trzy lata temu zrealizował ze studentami "Rajski ogródek", uznany za wydarzenie. Obecnie przygotowuje w szkole teatralnej "Trzy siostry".

JOTA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji