Artykuły

Młode talenty w Warszawskiej Operze Kameralnej

- Otworzyłam szeroko drzwi WOK dla młodych talentów. Natomiast kiedy zostawałam dyrektorem, na etacie było 55 solistów, a wcześniej - dwa razy tyle. Nikt z zewnątrz nie miał więc szans, aby wystąpić na scenie... - mówi Alicja Węgorzewska-Whiskerd, mezzosopranistka, dyrektorka Warszawskiej Opery Kameralnej, w rozmowie z Barbarą Jagas w Stolicy.

Gratuluję prestiżowej nagrody Callas Tribute Prize, którą odebrała Pani w Nowym Jorku. Co to dla Pani znaczy?

- Dla mnie jest ona nadzieją na międzynarodową promocję Warszawskiej Opery Kameralnej. Ostatnio byłam w Metropolitan Opera na realizacji Franca Zefirrellego "La Boheme" Pucciniego, spektaklu klasycznym, na który chodziło się latami. Do WOK też szło się na "Wesele Figara" i "Czarodziejski flet". Ale o ile Metropolitan Opera jest celem podróży sama w sobie, każdy, kto jest w Nowym Jorku, chce ją odwiedzić, a każdy śpiewak marzy, aby tam zaśpiewać, o tyle Warszawa nigdy nie będzie tak postrzegana.

Mam nadzieję, że jednak kiedyś tak się stanie. Ostatnio widziałam Panią w musicalu "Przerwana cisza", do którego libretto napisał lekarz - prof. Henryk Skarżyński.

- To bardzo ciekawy pomysł. W spektaklu obok profesjonalnych aktorów grają amatorzy - pacjenci profesora, których wyleczył z głuchoty. Jak na kameralną historię zostało to zrobione z niezwykłym rozmachem. Na scenie wystąpiło 70 osób, wliczając muzyków i artystów. Musical był łatwy w odbiorze, ale trudny, jeśli chodzi o zderzenie światów zdrowego człowieka i człowieka z deficytem słuchu, artystów zawodowych z dziećmi amatorami. Michał Znaniecki jest jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów operowych, znanym z projektów społecznych, zwłaszcza dotyczących wykluczeń. Na temat musicalu "Przerwana cisza" rozmawialiśmy już wcześniej z prof. Henrykiem Skarżyńskim, ale dopiero otwarcie Basenu Artystycznego pod koniec kwietnia tego roku koncertem Leszka Możdżera sprawiło, że mogłam mu zaproponować odpowiednią przestrzeń do wystawienia tego spektaklu. Udało się też pozyskać środki z samorządu województwa mazowieckiego. Władze samorządowe wykazały się ogromną wrażliwością, jeśli chodzi o przesłanie społeczne tego projektu.

I efekt był znakomity, publiczność biła brawo na stojąco. Ale chcę zapytać o dalsze plany Warszawskiej Opery Kameralnej.

- Zapraszam na wszystkie nowe realizacje. W repertuarze mamy np. "Czarodziejski" flet w scenografii Rafała Olbińskiego, wystawiamy "Wesele Figara" w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza, który zrobił spektakl iście teatralny, świetnie zagrany i każda jego minuta jest prawdziwą sztuką pełną emocji. Dokładam starań, aby nasze spektakle były efektowne i aby występowali w nich najlepsi artyści, gwiazdy reżyserii i scenografii. W tym sezonie ponownie robimy "Don Giovanniego", ale w reżyserii Michała Znanieckiego ze scenografią Rafała Olbińskiego. Natomiast na jubileuszowym 30. Festiwalu Mozartowskim wystąpi z recitalem królowa sopranu koloraturowego, Sumi Jo. W tym sezonie mamy jeszcze 10. Festiwal Oper Barokowych, w ramach którego wznowimy obsypaną nagrodami inscenizację "Armidy" Rossiniego, która była zarejestrowana przez Telewizję Polską. Wykorzystujemy tam wspaniałe kostiumy barokowe, które wypożyczamy z Wersalu.

To duże zmiany...

- Otworzyłam szeroko drzwi WOK dla młodych talentów. Natomiast kiedy zostawałam dyrektorem, na etacie było 55 solistów, a wcześniej - dwa razy tyle. Nikt z zewnątrz nie miał więc szans, aby wystąpić na scenie...

Z jakich zagranicznych doświadczeń Pani czerpie?

- W Niemczech, biorąc udział w realizacji Götza Friedricha, ikony reżyserii, miałam okazję - jako młoda śpiewaczka - spotkać się z wielkim talentem. Dzięki temu sporo się nauczyłam. A początki były trudne. Na pierwszym spotkaniu mistrz zapytał: "A co ta Polka tutaj robi w głównej roli?". Ale potem, jak obejrzał, co robię, powiedział: "Wiesz co, dla mnie to ty jesteś taka Sarah Bernhardt". Fajnie jest współpracować z wielkimi artystami, dzięki czemu człowiek robi milowe kroki w swoim rozwoju. Bo w szkole muzycznej jest się trochę w takim kokonie, że potem zderzenie z rzeczywistością może boleć.

Jest Pani dzisiaj gwiazdą, obdarzoną mezzosopranem. Co to znaczy? Czy to w jakiś sposób ogranicza?

- Nie, nie postrzegam tego jako ograniczenia. Uważam, że mezzosopran jest świetny, bo się wolno starzeje (śmiech). Ale nie mogłam zaśpiewać arii Królowej Nocy ani Madame Butterfly. Tylko że ja akurat lubię te wszystkie pełnokrwiste postacie, które kreują mezzosoprany, a są to najczęściej czarownice i złe kobiety, osoby z ogromnym temperamentem. Teraz przygotowuję się do głównej roli w "Marii de Buenos Aires" Astora Piazzolli, która jest napisana bardzo nisko. Jest to postać starszej kobiety, która bardzo wiele przeszła w swoim życiu. I tego typu bohaterki bardzo lubię grać, są fascynujące. Zapraszamy [18 stycznia odbyła się premiera - przyp. red.]!

Byłam dziś na próbie generalnej. I - też zapraszam, jestem pod wrażeniem.

- A więc mezzosopran nie ogranicza, a tylko pokazuje, że obdarzona takim głosem kobieta może śpiewać najciekawsze role. Przecież każda z nas marzy o Carmen...

I to się spełniło.

- Ale skoro pani chce, to wymienię te role, z których jestem dumna, a były to: siedem razy Carmen, dwa razy główne role w "Orfeuszu i Eurydyce", dwa razy w "Gwałcie na Lukrecji", gdzie zresztą byłam pierwszą Polką, która to zaśpiewała. Potem wystąpiłam na Festiwalu Mezzo na Węgrzech... A następnie zrobiłam doktorat, który dotyczył wpływu teatru antycznego i współczesnego na realizację opery. Nikt takiego tematu dotąd nie podjął, bo i nikt w Polsce przede mną nie zaśpiewał "Gwałtu na Lukrecji", to zrobiłam, a następnie wykorzystałam, pisząc pracę doktorską. Teraz robię habilitację.

Wiem, że była Pani ostatnio z "Halką" w wersji wileńskiej w samym Wilnie.

- Tak, to prawda. Odtworzyliśmy "Halkę" na instrumenty historyczne, czyli z brzmieniem jak za czasów Moniuszki. Cieszę się, że udało się to zrobić. Dla mnie "Halka wileńska" jest dziełem emocjonalnym, z pogranicza dramatu muzycznego. "Halkę wileńską" nakręciliśmy też dla polskiej telewizji. Natomiast z wielką dumą zabrałam ją ostatnio do Wilna, gdzie urodziła się moja mama i gdzie moi dziadkowie w kościele obok Ostrej Bramy brali ślub. A na cmentarzu Na Rossie mam też grób cioci. Dla mnie więc Wilno, gdzie także ostatnio zaśpiewałam, jest bardzo osobistym miejscem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji