Sthur kontrabasista
Nikt chyba tak nie spopularyzował w Polsce kontrabasu jako instrumentu jak Jerzy Stuhr. Zaczęło się od tego, że zafascynował go monodram Patricka Süskinda "Kontrabasista".
A był to debiut literacki nikomu nieznanego niemieckiego pisarza, który światowy bestseller "Pachnidło" miał jeszcze przed sobą. Tym monodramem Stuhr z kolei zadebiutował jako reżyser, a było to 21 lat temu na małej scenie Starego Teatru w Krakowie. W roli nieszczęśliwego muzyka grającego w państwowej orkiestrze na tym dziwacznym instrumencie obsadził siebie. Na potrzeby spektaklu nauczył się też grać na kontrabasie. Bohater tej jednoosobowej sztuki ma trzydzieści lat i adoruje dwudziestoparoletnią sopranistkę. Stuhr jest mężczyzną w sile wieku i ma lat 59, a choć teatr jest sztuką udawania, jego kontrabasista starzeje się razem z nim. Wspaniały aktor przebąkuje, że przez to ów muzyk robi się coraz żałośniejszy. To nieprawda, bo w interpretacji Stuhra wydaje się bardziej tragiczny niż żałosny i niezmiennie bawi, wzrusza i porywa publiczność.
Kto nie widział Jerzego Stuhra w "Kontrabasiście", ma jedną z niewielu już pewnie okazji, by to nadrobić. Teraz wystąpi na II Światowym Festiwalu Kontrabasowym w towarzystwie prawie stu wirtuozów tego instrumentu. Wrocławski Teatr Lalek, piątek, g. 20, bilety 100 i 80 zł.