Artykuły

Zobaczyć nie znaczy zrozumieć

"ja, bóg" wg scenar. Dariusza Kosińskiego, Tomasza Rodowicza i Joanny Chmieleckiej w reż. Tomasza Rodowicz i Joanny Chmieleckiej w Teatrze Chorea w Łodzi. Pisze Hubert Michalak w portalu teatrologia.info.

Legendarny, niezrozumiały, na różne sposoby wciąż i wciąż interpretowany osuwa się Jerzy Grotowski w stronę mitycznego artefaktu. Maleje liczba osób, które miały szansę zobaczyć jego przedstawienia czy wziąć udział w działaniach, akcjach i wydarzeniach przez niego prowadzonych, a nie sposób w pełni pojąć żadnego fenomenu bez bezpośredniego doświadczenia go. Jedynym możliwym obecnie bezpośrednim kontaktem z twórczością/działalnością Grotowskiego jest lektura jego tekstów.

Przedstawienie ja, bóg łódzkiego Teatru CHOREA w żaden sposób nie "mierzy się z", "konfrontuje z" czy "dialoguje z" tekstami Grotowskiego. I to pomimo faktu, że stanowią one kanwę spektaklu (opracowanie tekstów i scenariusz: Dariusz Kosiński, Tomasz Rodowicz, Joanna Chmielecka). Stwierdzić, że łódzki zespół te teksty "inscenizuje" byłoby również nadużyciem semantycznym. Może "nadaje im inną rangę"? Może "twórczo się od nich odbija"? A może po prostu "ofiarowuje im ciało i głos"? Trudno znaleźć precyzyjne określenie, bo też samo przedstawienie wymyka się teatrologicznemu nazewnictwu czy analitycznemu rozbiorowi.

Chleb, kilkanaście jabłek, masywny stół, na którym siedzi dwoje aktorów (Joanna Chmielecka, Tomasz Rodowicz) oraz dwa siedziska - tyle potrzeba, by spektakl się rozpoczął (projekt scenografii: Andrzej Dworakowski, Tomasz Rodowicz, wykonanie scenografii: Marcin Czajkowski, Malina Wojciechowska). Aby przywołać na scenę Grotowskiego, personę tak obrosłą warstwami kolejnych interpretacji i tak niedosiężną spod tomów analiz, twórcy postąpili najprościej jak się dało: pozwolili mu mówić własnymi słowami. Jednocześnie jednak od samego początku przedstawienia sugeruje się widzom, że ważniejsze będzie to, co ze sceny widać niż to, co z niej słychać. Oto publiczność zajmuje miejsca, a aktorzy siedzą na stole, gdy zaś spektakl się rozpoczyna, światło wydobywa aktorkę lub aktora pozostawiając drugą osobę w cieniu. Głos zabiera zawsze to z wykonawców, które pozostaje nieoświetlone, słowa zatem docierają z ciemności. Przedstawienie jako całość skupione jest na słowie, wynika z niego i inspiruje się nim, dlaczego więc startujemy z niepewnością sfery audio i pełną transparentnością strony wizualnej? Trudno powiedzieć.

Sformułowane w pierwszej osobie liczby pojedynczej zdania z różnych tekstów Grotowskiego stają się na scenie motorem uruchamiającym ciała, przestrzeń i skojarzenia. Szczęśliwie jednak nikt nie stara się grać samego autora: wykonawcy raczej przywołują słowa scenariusza, referują je i przepuszczają przez własne wrażliwości, ani na moment nie starając się czegokolwiek podgrywać. Wyimki z tekstów Grotowskiego są na scenie wzbogacane o kontekst ruchowy lub kontrapunktowane przez aktorów. Np. w ujmującej prostą szczerością scenie wspominania biegu z trzymaną za rękę dziewczynką, nieruchomy, zapatrzony w przeszłość Rodowicz odziera tekst z emocji i wypowiada go na biało, nie skupiając uwagi widza - stanowi więc absolutny kontrapunkt do nasyconego emocjami fragmentu. W tym samym czasie Chmielecka wielokrotnie obiega scenę. Aktorka, przepełniona dziwną energią, staje się nie tyle odtworzeniem wydarzenia, ale jego performatywnym przywołaniem, umownym i utrzymanym w konwencji całego przedstawienia, sygnałem lśniącym własnym światłem.

Osiemdziesięciominutowy ja, bóg przywołuje obok osobistych wspomnień Grotowskiego jego poszukiwania, pytania i wątpliwości dotyczące duchowości, zarówno jej przeżywania jak i samej jej istoty. I to przede wszystkim wokół tych tekstów zbudowano spektakl. Sceniczne rozważania nie zmierzają jednak ku odnalezieniu odpowiedzi na tzw. najważniejsze pytania. Nie zmierzają m.in. dlatego, że podejmowanych wątków jest bardzo wiele, nie sposób uchwycić ich dramaturgii czy odnaleźć w nich hierarchię. Przez to spektakl zmierza w stronę kapryśnego scenicznego eseju, w którym rozważania filozoficzne i duchowe przemieszane z dygresjami osobistymi nie składają się w spójną historię. Twórcy wydają się celowo rozklejać wątki i zaniedbywać chronologię. Hermetyczność i wsobność spuścizny tekstowej Grotowskiego znajduje w ten sposób swój sceniczny ekwiwalent.

Rozedrgane i myślowo rozproszone przedstawienie wieńczy zaskakujący finał. Rozważania o naturze duchowości oraz miejscu człowieka wobec człowieka i wobec boga (Boga?) kończy obraz zakotwiczony w antycznej mitologii. Przemontowany stół staje się łodzią z dziobem i rufą. Siedząca w łodzi Chmielecka zamyka Rodowiczowi oczy dwiema monetami. Następnie ten, ciągnąc za umocowany sznur, wyprowadza łódź ze sceny. Czy to eskapistyczny gest poddania się bezradnych wobec tekstu scenariusza twórców? Czy raczej zwrot w stronę duchowości bezpiecznej bo niepraktykowanej, obecnej jedynie w dokumentach historycznych? A może Charon przemierzający sceniczny Styks stanowi po prostu sprytny pomysł na wieloznaczne zakończenie spektaklu, puentę wymyśloną przez teatralnych macherów po to, by publiczność rozmawiała o niej po opuszczeniu widowni? Spektakl nie kieruje widza ku żadnej konkretnej interpretacji, finał więc, choć wizualnie niezwykle ciekawy, wydaje się odklejony od całej treści i kłopotliwie z nią niespójny.

Spektakl jest niemal równie hermetyczny co teksty składające się na jego scenariusz. O ile jednak teksty czytać można w indywidualnym tempie, sprawdzać przypisy czy powracać wzrokiem kilka akapitów wcześniej, o tyle przedstawienie nie daje takich możliwości i pozostawia widza w poczuciu bezradności wobec tego, co wydarzyło się na scenie. W głowie pozostają pojedyncze obrazy (np. ruchowa interpretacja wątku drabiny Jakubowej), fragmenty osobistych dygresji (jak to, że Emilia Grotowska, matka autora, szła pieszo kilkadziesiąt kilometrów po książki, które traktowała jak pokarm) czy finał przedstawienia. Namysł i - chyba należy użyć tego słowa - medytacyjność, które bez wątpienia towarzyszyły procesowi powstawaniu spektaklu, przedzierają się przez bezlitosne ściany tekstu tylko od czasu do czasu. Nad sceną i widownią wisi zaś nieomal namacalna konfuzja wobec błyskotliwych intelektualnych obserwacji Grotowskiego.

**

ja, bóg, scenariusz na podstawie tekstów Jerzego Grotowskiego: D. Kosiński, T. Rodowicz, J. Chmielecka, reżyseria: T. Rodowicz, J. Chmielecka, prem. 23 sierpnia 2019, Teatr CHOREA i Fabryka Sztuki w Łodzi

*

O Autorze:

Hubert Michalak (1983) - absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego (dramatologia), doktorant Uniwersytetu Opolskiego, dwukrotny stypendysta MKiDN, stypendysta projektu Dorman. Archiwum otwarte, dramatopisarz, performer, recenzent, nałogowy czytelnik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji