Artykuły

Ave rock'n'roll

"Rock of Ages" wg scenar. Chrisa D'Arienzo i Ethana Poppa w reż. Jacka Mikołajczyka w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swojej stronie.

"Rock of Ages" to historia jakich wiele. Młoda dziewczyna opuszcza dom, by spełniać swoje marzenia. Najpierw walczy z różnymi przeciwnościami, by w końcu przezwyciężając je dojść do upragnionego celu. Po drodze trafi się oczywiście wytęsknione love story, po którym wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Niby banalne, ale w wykonaniu aktorów Teatru Syrena chwyta za serducho!

W świat połowy lat 80. w amerykańskim L.A. wprowadza nas narrator, a jednocześnie bohater wydarzeń "Rock of Ages" - Lonny (Filip Cembala), który z właściwym swojej postaci urokiem wspomina minione czasy. Jego droga do klubu Burbon Room usłana była wybojami - najpierw wpakował kosę jakiemuś gościowi, który nieprzychylnie wypowiadał się o biodrach Axl Rose'a (i słusznie!), później trafił do więzienia, by ostatecznie Dennis (Damian Aleksander) wpłacił za niego kaucję i zatrudnił w klubie.

Lonny, jak przystało na kreatora opowieści, tworzy swój świat zgodnie z wytycznymi podręcznika dotyczącego tworzenia musicali. Jak wspomniałem - główna bohaterka Sherrie (Barbara Garstka) opuszcza dom rodzinny w poszukiwaniu możliwości do spełniania aktorskich marzeń. Jej alter ego to niespełniony muzyk Drew (Karol Drozd), który potrzebuje nie lada motywacji, by zacząć pisać własne kawałki. Traf chciał (a w zasadzie Lonny), by potrzebny doping bardzo szybko otrzymał od zagubionej w nowym mieście dziewczyny, która z miejsca zakochuje się w chłopaku.

Całej historii streszczać nie będę, bo jest to ten rodzaj spektaklu, w którym i tak wiele można przewidzieć. Ważnym jest natomiast muzyczna otoczka tego przedstawienia, która wedle tytułu, okraszona jest wieloma fantastycznymi kawałkami zaczerpniętymi z tradycji rock'n'rolla. "Wanted Dead or Alive" Bon Jovi, "The Final Countdown" Europe, "To Be With You" Mr. Big czy znakomicie kończące pierwszy akt spektaklu "Here I Go Again" zespołu Whitesnake - to doprawdy genialna muzyka, świetnie sprawdzająca się w musicalowej konwencji.

"Rock of Ages" to nie tylko znane wielu odbiorcom kompozycje, ale również dobre dramatyczno-komediowe aktorstwo. Bodaj najzabawniejszą w całej historii scenę zawdzięczamy Filipowi Cembali w towarzystwie Karola Drozda. Znów powstrzymam się od przytaczania żartów i aluzji Lonny'ego, wyśmiewającego pewne elementy kultury popularnej, a także porównującego realizacyjne możliwości Syreny i Teatru Roma. Kwestie bohatera Cembali, pełne autoparodii, bawią do łez i zaskarbiają sympatię widza, który po prostu nie może pozostać obojętnym wobec tak sympatycznej postaci.

Całe show skradł jednak wszystkim Franz, grany przez genialnego w tej roli Macieja Dybowskiego, który mocno przerysowując charakterologicznie swojego bohatera, wydobył z niego wszystkie możliwe smaczki - od tych bardziej dramatycznych do komediowych.

"Rock of Ages" to opowieść o marzeniach. Nie jest to historia może nazbyt oryginalna, ale na pewno niezwykle zabawna i robiąca ciepło w sercu. Każdy z bohaterów prędzej czy później staje się bliski widowni. Jest to baśń pełna pozytywnych emocji i dobrej muzyki, która (jak pokazuje spektakl) mając charakter inkluzywny, potrafił łączyć nawet najzacieklejszych wrogów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji