Artykuły

"Żeby cię świat kochał"

Fenomenalny debiut filmowy Mariusza Orskiego, reżysera teatralnego, powstawał etapami przez ponad dwie dekady. Żal, że tak długo.

Devi Tuszyński urodził się w roku 1915 w Brzezinach koło Płocka w drobnomieszczańskiej rodzinie żydowskiej. Walczył jako młody rekrut w kampanii wrześniowej 1939 roku. Z obozu jenieckiego udało mu się po wojnie dotrzeć do Francji. W Zagładzie stracił rodziców i najmłodszego brata Mońka (Moszego), który został zagazowany w Auschwitz w wieku 12 lat. Niezwykłym zrządzeniem losu z obozu zagłady ocaleli natomiast siostra i starsi bracia Deviego. Biograficzny film Mariusza Orskiego jest nie tyle kroniką losu polskiego Żyda w XX stuleciu, co zapisem intymnej rozmowy z ocalałym, któremu udało się odnaleźć sens życia w sztuce. Posługując się wysublimowaną formą miniatury, rysownik opowiada nam dzieje swojego narodu, przodków i najbliższych. Podkreśla, że rodzeństwo, które "przeżyło Oświęcim - nie może mówić", nie jest w stanie opowiadać o przeszłości po traumie Zagłady, więc on postanowił wskrzesić ją w czarno-białych pracach. "Moja epoka była czarna, ale ja wyszedłem z potopu" - wyznaje, powtarzając wciąż na nowo swoje rysunkowe "ćwiczenie z Pamięci", uruchamiając wyobraźnię i ciąg wspomnień. Zręczną dłonią artysty szkicuje bajkowy, zaczarowany świat i opowiada: oto rodzinne miasto Płock - utracony raj dzieciństwa, "kiedy wszystko było srebrem złotem", przedwojenna Łódź, gdzie podczas wojny mieli zginąć w getcie jego rodzice, sosna, "moja matka była piękna jak drzewo limby, równa, prosta", rzeka, wzgórze, ulica, sklep z szyldem, koza-karmicielka, której życiodajne mleko pił jako chłopiec codziennie rano.

Film rozpoczyna się sceną, w której Devi szkicuje portret dziadka, mówiąc: "Zaczynam rysować mojego dziadka Jakuba Liona, który kochał sztukę, który chciał, żebym rysował tak jak jego ojciec". Dziadek dbał o najwcześniejszą duchowo- artystyczną edukację wnuka. Kino, teatr, muzyka ciekawiły Deviego od małego. Powoli sztuka staje się jego przeznaczeniem i "eliksirem życia". Dojrzewający twórca odda się jej całkowicie po Zagładzie, kiedy "świat stał się pustynią". W twórczości grafika miniaturzysty odnajdzie pocieszenie i na nowo sens własnej egzystencji; będzie początkiem misji budowania świata, w którym "dobra ma być więcej niż zła". Głównym tematem biograficznej opowieści Orskiego jest pasja i przeznaczenie artysty, którego praca wzbogaca życie nie tylko jego samego. Wspomnienia i refleksje bohatera splatają się w filmie w barwną i emocjonującą opowieść o sile ducha i indywidualności. Osobowość Deviego Tuszyńskiego - jego wrażliwość, humanizm, optymizm - głęboko przemawiają do widza.

Reżyser nie kryje fascynacji swoim bohaterem, ale unika emfazy. Jego wartościowy dokument odbiega od sztampowych zazwyczaj filmów biograficznych o artystach, których powstają dziś tysiące. Twarz Deviego Twórcy - skupiona, mądra, dobra - nie znika z ekranu przez blisko godzinę. Twarz niczym Księga. Ukoronowaniem twórczości Tuszyńskiego są wpisane w miniatury kompletne Psalmy Dawidowe. W swoim dziele życia rysownik dojrzeje do koloru, barwne miniatury będą zajmować, obok tych do tej pory czarno-białych, miejsce honorowe, jak świeże pędy na wielkim żydowskim Drzewie Życia. Drzewie z mocnymi korzeniami, którego żywota nie zdołała podciąć nawet historia, bo kiedy przywraca w sztuce żydowską Atlantydę, czuje, jakby ktoś inny prowadził jego rękę, jest medium, któremu los nakazał utrwalanie Utraconego w imieniu ofiar, jest głosem ich zamordowanej tożsamości, podjął zobowiązanie. Kiedy uczniowie zapytali go, czy jest jednym z 36 sprawiedliwych, żyjących w każdym pokoleniu, którzy podtrzymują świat w istnieniu, odpowiedział, że nie wie. Widz jest świadkiem, że Deviego Tuszyńskiego otaczała aura wyższej świadomości, dobra i empatii.

Dlaczego został księciem miniatury? Miniatura jest sztuką esencjonalną, a jednocześnie "mieści się w kieszeni kamizelki", to sztuka w sam raz dla wygnańca, nie wymaga warsztatu i drogich narzędzi. Można ją było narysować wszędzie, dawała się ukryć, przenieść, przechować w portfelu. Devi Tuszyński wędruje niczym Żyd Wieczny Tułacz, niosąc swoją sztukę ze sobą. Doświadczenie wojennego uchodźcy zapisuje na z trudem zdobytych karteluszkach papieru, resztkami atramentu. Idzie, maszeruje, rysując: "Jeżeli jedna minuta czasami może być wiecznością, to wiekami wędrowałem, przez wszystkie granice świata, przez wszystkie drogi, wozem, piechotą, wodą, ziemią... spadłem z nieba do Paryża". Powojenna stolica Francji była wciąż światowym centrum kultury; tutaj wśród paryskiej kosmopolitycznej bohemy Devi poczuł się jak ryba w wodzie. "Moim atelier był Montparnasse, kawiarnia, rysunkami płaciłem za kawę". Początkowo mieszka w taniej noclegowni, ale szybko zaprzyjaźnia się z innymi "paryskimi cyganami", poznaje uznanych artystów (Marka Chagalla, Chaima Soutine'a, Salvadora Dalego, Fernanda Legera czy Pabla Picassa), wydaje pierwszy zbiór miniatur. Niezwykły talent Deviego zachwyca słynnego mima Marcela Marceau, który nazywa Tuszyńskiego "wielkim miniaturzystą wiernym swoim korzeniom"; zostają przyjaciółmi na całe życie. Artystyczny Paryż pozwolił rysownikowi z Polski rozwinąć skrzydła, uwierzyć we własne siły, "kochać świat i iść do przodu", tak jak przykazała mu kiedyś ukochana matka.

Devi Tuszyński był artystą, który w miniaturze "pomieścił cały świat" i doświadczenie "humanisty judeochrześcijańskiego" (określenie Marcela Marceau). Trudno tego genialnego samouka uznać za twórcę nurtu sztuki naiwnej. Jego prace cechuje głęboka świadomość stylu, techniki i tradycji. Podobnie jak Chagall, Tuszyński stworzył niepowtarzalny, indywidualny styl, w którym żydowskie elementy tradycyjne, ludowość i motywy mitologiczne splatają się z awangardowym indywidualizmem. Devi Tuszyński był świadomym artystą II połowy XX wieku, posługiwał się formą bliską tradycji żydowskiej - miniaturą, ale przetworzył ją tak, że stała się nowym gatunkiem plastycznym, który cechuje bogactwo osobistych metafor. Miniatura była dla Deviego przedłużeniem twórczości dziecięcej i młodzieńczej, niepodlegającej rygorom klasycznego wykształcenia malarskiego, owocem niczym nieposkromionej wyobraźni.

Magiczny gest pomniejszenia rzeczywistości pozwalał Tuszyńskiemu ukazać rzeczywistość w całości, jak kosmos na łebku od szpilki, w najbardziej zachwycających i zaskakujących detalach. Wyzwolił rysownika z niewoli realizmu, wzniósł w surrealistyczne obszary czasu i przestrzeni. Ponadto tradycja miniatury żydowskiej, przekazana Tuszyńskiemu przez przodków, w rękach paryskiego rysownika okazała się wehikułem między współczesnością a czasami, w które energię tchnęli mędrcy Wschodu. Pracując "nad żłobieniem ziarnka piasku", książę miniatury przekraczał własne granice, oddawał się skupieniu tak wielkiemu, że niemal metafizycznemu. Rzemiosło zamienił w medytację, objaśniającą reguły, zarówno te ludzkie, jak i boskie. Widz ma wrażenie, że to mag i wizjoner oprowadza go po światach zaczarowanych. Autor dokumentu zachęca bohatera do odkrywania coraz to nowych tajemnic warsztatu artysty, a jednocześnie prowadzi nas przez labirynt emocji, związanych z dojrzewaniem twórcy i wartościami, które go ukształtowały. Braterstwo, przyjaźń, miłość, małżeństwo były kamieniami milowymi życia Deviego Tuszyńskiego. Żydowski książę miniatury na paryskim Parnasie, rysownik, poeta i myśliciel rodem z Płocka, Europejczyk i obywatel świata, był człowiekiem spełnionym.

Film "Devi, Książę Miniatury" Mariusza Orskiego trwa niecałą godzinę, ale ma tak gęsty, dopracowany scenariusz, że wydaje się dłuższy. Warto podkreślić, że autor z wielką uwagą wsłuchuje się w opowieść bohatera, momentami jak uczeń w słowa mistrza, co udziela się widzowi. Reżyser zadbał o zachowanie dobrego tempa filmu, mimo świadomie niespiesznej i momentami nostalgicznej narracji. Wielkim atutem dokumentu Orskiego są również sprawny montaż oraz zdjęcia Tomasza Malinowskiego. Zachwyca współtworząca atmosferę obrazu, zaczarowana i doskonale współgrająca ze stylem miniatur Tuszyńskiego muzyka Karoliny Cichej i Jana Kasprzyka. Ścieżka dźwiękowa filmu łączy liryzm z dramatyzmem, odwołując się do motywów żydowskiej muzyki klezmerskiej, motywów orientalnych, klasycznych i współczesnych. Sam Devi Tuszyński całe życie był zakochany w muzyce, zatem ten element dokumentu wydaje się doskonale podkreślać osobowość artysty, którego nieposkromiona witalność spotykała się ze skłonnością do refleksji.

Kiedy wraz z autorami filmu podążamy za Devim Tuszyńskim paryskimi bulwarami, zaułkami i placami do jego mieszkania z klasyczną mansardą z widokiem na dachy Paryża, czujemy się obdarowani. Tak w rozmowie, jak i w medytacji, w serdecznych relacjach z ludźmi i w samotnym zamyśleniu, w metrze, w pracowni, przy stole w restauracji, na cmentarzu w Polsce, Devi Tuszyński jest przewodnikiem po świecie wyższej świadomości i rzeczywistości piękniejszej niż ta, którą dostrzeże przeciętny obserwator.

Fenomenalny debiut filmowy Mariusza Orskiego, reżysera teatralnego, powstawał etapami przez ponad dwie dekady. Żal, że tak długo. Autor zmagał się z brakiem środków na ukończenie niekomercyjnego filmu. Premiery nie doczekał niestety ani tytułowy bohater, Devi - zmarł w Paryżu w 2006 roku w wieku 87 lat, ani Ada, małżonka Tuszyńskiego - która odeszła dwa lata później. Żona była przez lata natchnieniem rysownika, wiele jej zawdzięczał, narysował dziesiątki portretów swej muzy, "portretów Ady we wszystkich kolorach tęczy". Mam nadzieję, że film obejrzy duże grono widzów na całym świecie - naprawdę na to zasługuje.

"Devi, książę Miniatury" (2018), reżyseria: Mariusz Orski, zdjęcia: Tomasz Malinowski, muzyka: Karolina Cicha i Jan Kasprzyk, produkcja: Mirosław Chojecki i Piotr Weychert.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji