Artykuły

Nie taki znowu "KRÓL" w Teatrze Polskim

"Król" Szczepana Twardocha w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swojej stronie.

"Król", czyli opowieść o targanej konfliktami narodowymi, politycznymi i społecznymi Warszawie u progu drugiej wojny światowej, to w dzisiejszych realiach mocno aktualna powieść Szczepana Twardocha, którą na deski Teatru Polskiego w Warszawie postanowili przenieść Paweł Demirski (adaptacja) oraz Monika Strzępka (reżyseria). Pomimo zachowania linearności tej historii, w moim mniemaniu, przytarty został przekaz towarzyszący lekturze.

Na obrotowej scenie skonstruowano dwie przestrzenie, które naprzemiennie tworzyły tło wydarzeń teatralnego "Króla". Z jednej strony ring bokserski, na którym wszystko się zaczyna. Z drugiej front kamienicy, dwa samochody oraz kanapy będące niezwykle pojemnymi w zastosowaniu elementami scenografii.

Bohaterowie "Króla", jak się rzekło, kroczą ścieżką wydeptaną przez autora powieści. Trzeba jednak przyznać, że skróty fabularne są tutaj duże, momentami zbyt duże. Kilka scen bez uszczerbku dla ostatecznego efektu można było pominąć lub skrócić, po to, by móc rozwinąć inne elementy, które zostały zatracone. Mówię chociażby o motywie przemiany młodego Mojżesza, który w tej realizacji, praktycznie z miejsca stał się pełnoprawnym członkiem grupy Kuma Kaplicy oraz Jakuba Szapiry. Mówię też o relacji tego drugiego z Ryfką zarządzającą domem publicznym, którego regularnymi gośćmi są główni bohaterowie Króla. W powieści wątek wspomnianych postaci obfituje w komplikacje i wspólną przeszłość, która w spektaklu swoje rozwinięcie znajduje dopiero pod koniec drugiego aktu, kiedy twórcy wykładają wszystkie karty na stół.

Jeśli już mówimy o mankamentach (choć dla niektórych nie musi być to znacząca przywara), nie trafiło do mnie rozwiązanie zastosowane przy okazji większości scen walk w tym spektaklu, czyli zwolnione tempo, które nadaje scenom bardziej parodystycznego niż poważnego charakteru. Zakładam, że twórcy z pełną premedytacją użyli takich rozwiązań ale w moim odczuciu odbiło się to niekorzystnie na ogólnym wydźwięku sztuki. Nie od dziś wiadomo, że sceny walki (zwłaszcza zbiorowe) mogą przysporzyć twórcom nie lada problemów, w związku z czym zastosowanie slow motion (być może nawiązujące do tradycji kina gangsterskiego) zdawało się próbą ucieczki od skomplikowanego zadania.

Sporą trudność (zwłaszcza osobom nieobeznanym z treścią książki) mógł sprawić fakt, że część aktorów (nie tylko drugoplanowych) wcielała się w kilka ról (Paweł Tomaszewski grał niemal jednocześnie niesamowicie przerysowanego redaktora Bobińskiego, antysemitę Zielińskiego, a także Bolesława Piaseckiego; Jerzy Schejbal wcielał się pierwotnie w rolę prokuratora Ziembińskiego, by później zagrać profesora przerażonego zamieszkami na uniwersytecie, czy w końcu sam Alan Al-Murtatha, któremu wcielanie się w jedną z ważniejszych w całej układance postaci (młodego Mojżesza), nie przeszkodziło w zagraniu równie istotnego zwłaszcza w końcówce historii brata Jakuba Szapiry - Moryca). Nie chcę powiedzieć, że zamiany ról były zupełnie nie trafionym pomysłem, ale mogły znacząco utrudnić odbiór całości osobom nieznającym treści powieści Twardocha.

Aktorsko spektakl stoi na przyzwoitym poziomie, choć i tu wyszczególnić można kilka elementów, które należałoby poprawić. Adam Cywka w roli Jakuba Szapiry zupełnie mnie nie przekonał. Wszystkie postaci kreowane przez Pawła Tomaszewskiego, choć ciekawe, wyróżniały się nadmiernym przerysowaniem, hiperbolizacją gestów i chaotyzacją ruchów, która momentami tworzyła z jego bohaterów bardziej karykatury niż ludzi. Zdarzały się również momenty, kiedy kwestie poszczególnych bohaterów trafiały do mnie w mocno ograniczony sposób. Sądząc po miejscu, które zajmowałem, ze słyszalnością nie powinno być problemów, ale niestety pewne zakłócenia po drodze się zdarzały.

Na wyróżnienie zasługują natomiast Krzysztof Dracz, który jak ulał pasuje do roli Kuma Kaplicy, a także młody Alan Al-Murtatha, który całkiem wdzięcznie oddał mocno okrojoną w swej psychologii rolę młodego Mojżesza. Andrzej Seweryn mimo braku materiału dającego możliwość popisania się kunsztem całym sobą był Mojżeszem/Jakubem pochłoniętym przeszłością, zagubionym w swojej własnej historii.

Trudno ocenia się takie realizacje. Z jednej strony chylę czoła przed twórcami, którzy zabrali się za kawał dobrej, współczesnej literatury. Z drugiej - nie mogę powiedzieć, żeby wyreżyserowana przez Strzępkę historia nie traciła zupełnie na wartości w porównaniu z książką. Jest to rzecz jasna częsty problem adaptacji, które nigdy nie mogą całkowicie sprostać historii literackiej. Rozwiązaniem jest albo jak najdokładniejsze trzymanie się klucza powieściowego lub całkowite z nim zerwanie oraz zabawa konwencją. Mam wrażenie, że tutaj twórcy stoją w delikatnym rozkroku, który nie jest całkiem korzystny. Wbrew wszystkiemu co przed chwilą napisałem - kreując podobną woltę, jaką swoim czytelnikom w Królu zafundował Twardoch, podkreślę, że jest to ciekawy i mimo wszystko pojemny w treści spektakl, który warto obejrzeć, zwłaszcza jako dopełnienie świata literackiego powieści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji