Nie zrezygnuję z wolności
- Stały etat bardzo eksploatuje śpiewaka, zmusza do odrzucania innych, atrakcyjnych propozycji. Wolność nie zapewnia może bezpiecznej stabilizacji, ale tak funkcjonuję od dawna i nie chcę tego zmieniać - mówi ALEKSANDRA ZAMOJSKA, polska śpiewaczka mieszkająca w Salzburgu.
Co zadecydowało, że znalazła się pani w Salzburgu?
Aleksandra Zamojska: Życie. Mąż tu studiował, urodziło nam się dziecko, więc po krakowskiej akademii, przyjechałam za nim, by dalej się uczyć w Mozarteum. Ale i tak wyjechałabym w świat, miałam już przyznane stypendium w Dreźnie. Początki w Salzburgu nie były jednak łatwe, widziano we mnie młodą matkę, musiałam bardzo dużo pracować, by udowodnić, że zależy mi na rozwoju artystycznym.
Profesorowie w Mozarteum nie wierzyli, że zostanie pani śpiewaczką?
- Raczej w to, że będę w stanie podporządkować temu celowi swoje życie. Zaczynałam od drobnych rzeczy, od śpiewania utworów religijnych w salzburskich kościołach, od pracy w zespole muzyki dawnej, który współzałożyłam. Przyszłość wiązałam z muzyką barokową, w czym zresztą utwierdził mniej krótki związek z Warszawską Operą Kameralną, gdzie nie miałam okazji wystąpić w prawdziwej roli na scenie. I nagle w Salzburgu poproszono mnie o szybkie zastępstwo Królowej Nocy w studenckim spektaklu "Czarodziejskiego fletu". Dzięki temu zaprosił mnie na przesłuchania dyrektor Gérard Mortier, po których otrzymałam propozycje z festiwalu Ruhr Triennale, gdzie w 2002 r. zaśpiewałam w "Drabinie Jakubowej" Schönberga z Kentem Nagano, a rok później wystąpiłam w muzyczno-baletowym kolażu "Wolf" opartym na muzyce Mozarta. Objechaliśmy z nim pół Europy. Potem pojawił się "Orfeusz i Eurydyka" Glucka w reżyserii Piny Bausch. Po takich doświadczeniach poczułam, że moim żywiołem jest teatr i to ten nowoczesny.
Przede wszystkim ma pani jednak szczęście spotykać sławnych artystów.
- Absolutnie tak, we Francji pracowałam z Michaelem Haneke, który w Operze Paryskiej reżyserował "Don Giovanniego", a wcześniej z Markiem Minkowskim przy "Chrystusie na Górze Oliwnej" Beethovena i w "Czarodziejskim flecie", tym razem jako Pamina.
I nie zamierza pani wyprowadzić się z Salzburga?
- Kocham to miasto, jest ciepłe i serdeczne. Muszę mieć takie swoje miejsce, bo nie jestem związana na stałe z żadnym teatrem. Było sporo ofert - z Karlsruhe, Moguncji, Norymbergi czy z Landestheater w Salzburgu. Zawsze odmawiałam, ku rozpaczy zresztą mojej agentki. Stały etat bardzo eksploatuje śpiewaka, zmusza do odrzucania innych, atrakcyjnych propozycji. Wolność nie zapewnia może bezpiecznej stabilizacji, ale tak funkcjonuję od dawna i nie chcę tego zmieniać.
Ale na brak zajęć nie może pani narzekać.
- Salzburski Landestheater zaproponował mi gościnne występy w "Czarodziejskim flecie", w Operze Paryskiej mam w najbliższych miesiącach "Napój miłosny", "Miłość do trzech pomarańczy" oraz "Don Giovanniego". Co będzie dalej, zobaczymy.
A ma pani jakieś propozycje z Polski?
Czekam.