Artykuły

Saramonowicz z "Policją" u Jandy. "Wszystko jest polityczne"

Andrzej Saramonowicz, autor teatralnego hitu "Testosteron", reżyser filmowy i scenarzysta, wystawia w warszawskim Teatrze Polonia u Krystyny Jandy debiutancką sztukę Sławomira Mrożka "Policja" i swoją własną jednoaktówkę "Noc zatracenia". Premiera 17 stycznia. - Jeszcze sześć, siedem lat temu uważałbym "Policję" za sprawnie napisaną rzecz, ale zalatującą nieco naftaliną, a dziś polska rzeczywistość potężnie się zbliżyła do Mrożkowskiego absurdu - tłumaczy Andrzej Saramonowicz w rozmowie z Witoldem Mrozkiem w Gazecie Wyborczej.

Witold Mrozek: Dlaczego akurat teraz "Policja"? Często grano tę sztukę w PRL, po 1989 teatr rzadko po nią sięgał.

Andrzej Saramonowicz: To jest przede wszystkim pytanie do innych twórców, dlaczego "Policji" przez te 30 lat nie wystawiali, i ja za nich odpowiadać nie zamierzam. Mnie i aktorom Teatru Montownia "Policja" wydała się tekstem niezwykle świeżym i aktualnym już w 2015 r., czyli w momencie, w którym Jarosław Kaczyński zainicjował swoją tzw. dobrą zmianę. Wydaje mi się, że dobre dzieło artystyczne, a takim "Policja" Sławomira Mrożka jest bez wątpienia, zawsze opowiada prawdę i tylko rzeczywistość - funkcjonująca w czasowych cyklach - czasami się do niej przybliża, a czasami oddala. Prawdopodobnie jeszcze sześć, siedem lat temu uważałbym "Policję" za sprawnie napisaną rzecz, ale zalatującą nieco naftaliną, a dziś polska rzeczywistość potężnie się zbliżyła do Mrożkowskiego absurdu.

"Jeżeli cały naród jest z rządem, przeciwko mnie, to coś w tym musi być. Mówiąc krótko, mamy dobry rząd!" - mówi u Mrożka ostatni więzień polityczny.

- Mrożek napisał to w 1958 r., a chwilami ma się wrażenie, że najwyżej w zeszłym miesiącu. Jego genialna metoda pokazania idiotyzmów systemu autorytarnego polega na logicznej destrukcji nielogicznej konstrukcji. Każda dyktatura zasadza się na marzeniu władcy i popierających go ludzi o idealnym porządku. Ale taki idealny porządek - nawet gdyby był możliwy do osiągnięcia - zniszczy każdą dyktaturę, opartą na aparacie przemocy. Jak nie można wysprzątać czegoś, co jest idealnie wysprzątane, tak nie ma sensu istnienie policji, gdy nikt nie przeciwstawia się władzy. W sztuce Mrożka policja - by udowodnić sens swojego istnienia - musi wystąpić sama przeciw sobie i popełnić przestępstwo, inaczej zniknie. To wydało mi się nie tylko zabawne, ale i przenikliwe. I spowodowało, że się tą sztuką zająłem.

"Policję" wystawia pan razem z własnym tekstem - "Nocą zatracenia".

- "Policja" jest jednoaktówką, a myśmy chcieli z Montownią zrealizować większe przedstawienie. Siłą rzeczy trzeba było znaleźć drugi tekst. Długo nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego, więc w końcu pomyślałem, że sam go stworzę, wykorzystując Mrożkowską koncepcję logicznej destrukcji nielogicznej konstrukcji.

Czyli napisał pan sequel?

- Pisanie sequela nigdy mnie nie interesowało, "Noc zatracenia" to całkiem odrębna historia. Wszelako było dla mnie jasne, że obie sztuki muszą się ze sobą jakoś łączyć. W "Policji" zarówno w miejscu publicznym (gabinet naczelnika), jak i prywatnym (mieszkanie sierżanta i jego żony) wiszą portrety władców: młodocianego Infanta i rządzącego w jego imieniu Regenta. To są ważni bohaterowie świata Mrożka, niby ich nie ma fizycznie, ale wiszą nad wszystkim niczym bogowie. Pomyślałem sobie: a gdyby to oni - Infant i Regent - stali się bohaterami mojej sztuki? I tak się stało.

Głównym bohaterem "Nocy zatracenia" jest dorosły już Infant. Ma pełnię dyktatorskiej władzy, ale pewnej deszczowej nocy dowiaduje się niespodziewanie, że mu kraj znika. Że się dematerializuje. Co jest tego powodem?

- Nie powiem. By się tego dowiedzieć, trzeba nasz spektakl zobaczyć. Powiem jedynie, że jeśli Mrożek opowiada o absurdzie arcypolicyjności (czyli że policja, osiągając ideał, musi zaprzeczyć sama sobie), to ja zapragnąłem opowiedzieć o absurdzie arcynarodowości (naród, który żyje w cieniu zmarłych przodków, zaczyna niknąć). Żyjąc w arcynarodzie, jesteśmy tylko mniejszością, albowiem historycznie ów arcynaród składa się przede wszystkim z nieżyjących. "Stworzyliście kraj, w którym zmarli mają się lepiej niż żywi!" - krzyczy jeden z bohaterów "Nocy zatracenia", który się na to nie godzi.

Robi pan spektakl o tym, jak dzisiejsza władza kreuje wrogów publicznych?

- Nie. Choć na co dzień sporo piszę o polskim życiu społeczno-politycznym, to w teatrze bardzo się tego wystrzegam. Z pewnością część publiczności i krytyki uzna moją sztukę za polityczną, ale prawdopodobnie dlatego, że rządzący obecnie Polską poddali polityzacji niemal wszystkie ludzkie aktywności i przestrzenie. Kto zabiega głos w sprawach seksualności - rzekomo politykuje. Niezależności sądów - politykuje. Zapaści w służbie zdrowia - politykuje. Dlaczego to nam wmawiają? Bo jeśli wszystko jest polityczne, to we wszystko politycy mogą wpychać swoje wścibskie paluchy.

"Sztuka ta nie zawiera niczego poza tym, co zawiera, to znaczy nie jest żadną aluzją do niczego, nie jest też żadną metaforą i nie trzeba jej odczytywać" - pisze Mrożek w swoich uwagach dla inscenizatorów "Policji".

- Ale im usilniej to mówi, tym bardziej rozumiemy, że owe aluzje istnieją. Kiedy Mrożek pisał "Policję", cenzura trwała w najlepsze. Więc jeśli chciał, żeby mu to wydrukowali, musiał zadeklarować, że nic poza sztucznością sztuki w tej sztuce nie ma. Ale jej fenomen polega na tym, że dobija się do sensów głębszych niż kabaretowe aluzje. I czy wystawiano ją kiedyś w komunistycznej Polsce, czy też gdyby zrobić to dziś np. w Turcji, Rosji czy Wenezueli (czyli wszędzie tam, gdzie arcypolicyjność kwitnie) - "Policja" poraża prawdą.

Robi pan teraz teatr polityczny

- Nie myślę o tym tak. Ale też i nie widzę nic złego w teatrze politycznym, o ile tylko jest dobry i trzyma odpowiednio odległy dystans zarówno od publicystyki, jak i kabaretu.

Mrożek to dla pana jako reżysera trudny materiał?

- On jest dla mnie przede wszystkim wielkim wyzwaniem jako dla współautora - przecież to ikoniczna postać polskiej, a nawet światowej dramaturgii. Tego typu współgry z ikonami po wielokroć bywają niebezpieczne, mam tego pełną świadomość. Wiem, że ryzykuję podejrzenia, iż chcę się podwiesić pod mistrza, skorzystać z jego geniuszu dla własnej promocji itd. Być może ostrożniej dla mnie byłoby wyreżyserować dwie jednoaktówki Mrożka. Ale chciałem pokazać, że ważna jest ciągłość. I że również w tym, iż młodsi autorzy czerpią od starszych, objawia się siła polskiej kultury.

Poza tym autor we mnie jest niezwykle solidarny z autorem-Mrożkiem i nie pozwala reżyserowi we mnie robić z tekstem, co mu się podoba. W "Policji" znacznie ważniejszy jest duch Mrożka niż ego Saramonowicza.

A jaki jest autor-Mrożek przy przenoszeniu na scenę?

- Lepiej spytać aktorów, jak im się to gra. Dla mnie praca nad "Policją" była niezwykle ciekawa. Mrożek buduje bardzo wyraziste figury; aktorzy nie dostają psychologicznych tropów, charakterologicznych subtelności. Postacie to nie osoby, ale figury, które niosą idee. Lubię to, choć przyznam, że zawsze bliższy był mi typ ekspresji Witkacego.

Czyli widmo katastrofy?

- Chodzi mi bardziej o zwarty intelektualny wywód wciśnięty w niezwykle szaloną formę. Jeśli zaś chodzi o katastrofę, to tytuł "Noc zatracenia" wziąłem z "Wyzwolenia" Wyspiańskiego. To bez wątpienia sztuka o bardzo spektakularnej polskiej katastrofie, fakt.

Chciałby pan częściej reżyserować w teatrze?

- To dopiero drugie przedstawienie, które reżyseruję, po "Testosteronie", który miał premierę w listopadzie w teatrze Adama Mickiewicza w Częstochowie. Czyli reżyserskie doświadczenie teatralne mam tak świeże, że najrozsądniej będzie mi na to pytanie odpowiedzieć biblijnym "po owocach ich poznacie". Zatem o ile to, co robię, będzie miało artystyczny i intelektualny sens dla mnie, a przede wszystkim dla widzów, to owszem: chciałbym to kontynuować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji