Artykuły

Jarmark Szekspirowski

Jubileuszowy Festiwal Szekspirowski miał pokazać aktualność i siłę dzieł mistrza. Pokazał słabość samej formuły festiwalu - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Kolorowych jarmarków, blaszanych zegarków - oto, czego potrzeba Polakowi latem. Organizatorzy jubileuszowej, dziesiątej już edycji Festiwalu Szekspirowskiego dołożyli więc starań, by goście trafiający na spektakle prosto z zatłoczonej Starówki nie odczuli różnicy między Jarmarkiem Dominikańskim a konkursowymi inscenizacjami. Sceny festiwalu wiernie odbijały atmosferę ulicy, gromadząc przebierańców, produkty ludowe i egzotyczne, modele statków, bazarową tandetę. Czuć było dominację Niemców, którzy opanowali nie tylko Długi Targ, ale też wyobraźnię widzów. Nic dziwnego, skoro oprócz monachijskiego "Otella" tylko kilka spośród 14 spektakli zasługiwało na prezentację w ramach międzynarodowego przeglądu. Twórcy festiwalu zapowiadali wprawdzie odnowienie formuły. Miała ona jednak polegać na wprowadzeniu konkursu, a nie na zamianie prestiżowej imprezy w akcję typu "Shakespeare dzieciom".

Poeta z promocji

Nie tylko pism kobiecych nie sposób już sprzedawać bez gadżetów. Festiwal pokazał, że inscenizatorzy Shakesperae'a także muszą podążać za prawami rynku. Islandzki Teatr Vesturport podbił widzów, rozdając przyrządy do robienia baniek mydlanych. Menedżerowi zespołu należy się za to premia, bo pojemniczki były najbardziej wartościowym elementem przedstawienia "Romeo i Julia - Love is in the air". Powstało ono prawdopodobnie z założenia, że między musicalem "Hair" a cyrkiem nie ma zasadniczej różnicy. W kaplicy ojca Laurentego czeka otumaniony trawką, hipisowski Chrystus, Romeo skacze z trapezu na trapez w poszarpanych dżinsach, a agresję młodych Capulettich rozpala połykany pasjami ogień. Nie ma tragedii kochanków, jest za to tragiczne aktorstwo, które razi w przerwach między fikołkami, piosenkami i żartami konferansjera.

Bonusami szastała również grupa Yohangza z Korei Południowej przedstawiająca "Sen nocy letniej". Tym razem jednak inwencja artystów nie wyczerpała się po rozrzuceniu fosforyzujących bransoletek. Wykorzystując podobieństwo między szekspirowską historią a legendą o złośliwych demonach Dokkebi, stworzyli pogodne, radosne widowisko. Udało im się pogodzić etniczną muzykę i odwieczną tradycję aktorską z wymogami współczesnej estrady. Sprawnie zrealizowana baśń dla najmłodszych widzów z pewnością nie powinna się stać najważniejszym wydarzeniem jubileuszowego festiwalu. Tymczasem jury i publiczność jednogłośnie przyznały Koreańczykom główną nagrodę. Wyróżnienie zdobył rumuński "Wieczór Trzech Króli" Silviu Purcarete zamknięty w tajemniczej przestrzeni wśród opustoszałych witryn i ogrodowych krasnali. W świecie, gdzie muzealne eksponaty i pamięć książek zastąpiły kiczowate potworki, nie sposób toczyć poważnej walki o miłość, godność i władzę. Spektakl Purcarete momentami przypomina farsę, a wszelki liryzm czy nostalgia za dawnymi czasami zostają natychmiast zniszczone i skompromitowane. Wiele z odniesień do współczesnej sytuacji w Rumunii pozostaje, niestety, nieczytelnych dla polskiego widza, stąd przytłaczające chwilami wrażenie rozwlekłości lub bałaganu.

Shakespeare, Szekspir, Schekspir

Tępione przez specjalistów spolszczanie nazwiska Stratfordczyka znalazło wreszcie uzasadnienie. X edycja to sukces "Szekspira", a nie "Shakespeare'a". Polskie produkcje wypadły na tle gościnnych zaskakująco korzystnie. Mocnym akcentem był "Tytus Andronikus" Moniki Pęcikiewicz (Teatr Wybrzeże w Gdańsku). Młoda reżyserka bezbłędnie operowała rytmem, nastrojem i masami statystów. Gdy synowie Tamory bawią się zgwałconą, zakrwawioną, bestialsko okaleczoną Lawinią w "Bonanzę" czy "Pszczółkę Maję", widzowi nie pozostaje nic innego, jak histeryczny obronny śmiech. Wrażenie robi też pogrzeb dwudziestu synów Tytusa przy dźwiękach bałkańskiej pieśni żałobnej.

Podczas festiwalu miał premierę "Otello" Jacka Głomba (Teatr Modrzejewskiej, Legnica, wyróżnienie za reżyserię i dla Ewy Galusińskiej za rolę Desdemony ) w nowej rewelacyjnej adaptacji Krzysztofa Kopki. Na statku płynącym do nowego lądu rozegrał się miłosny dramat w stylu "Pięknej i bestii" bądź "Markizy Angeliki". On to nieokrzesany pirat, ona to młoda gołębica. Gdyby jednak odrzeć ten spektakl z marynarskich okrzyków i kostiumów, powstałby fascynujący traktat o namiętności, wierze i demonizmie.

Także Niemcy mieliby pełne prawo nazwać angielskiego mistrza "Schekspirem". Byłaby to choć częściowa rekompensata dla wyczekiwanego "Otella" z Münchner Kammerspiele (w reżyserii belgijskiego artysty Luka Percevala, z młodą niemiecką gwiazdą Julią Jentsch w roli Desdemony), którego ominęły wszelkie wyróżnienia. Ciemny minimalistyczny spektakl był okrutną lekcją zabijania słowami. Wywrócony biały fortepian został przygnieciony cielskiem czarnego fortepianu. Wokół niego krążą widma w garniturach, u jego stóp stary olbrzymi Otello dusi dziewczęcą Desdemonę. Cała przemoc skoncentrowana jest jednak w muzyce i w tekście przepisanym wulgarnym tureckim slangiem. Pozostałe spektakle albo nie zostawiały śladu w pamięci, albo przeciwnie - chciałoby się o nich jak najszybciej zapomnieć.

***

Werdykt jury:

- najlepszy spektakl: "Sen nocy letniej" w wykonaniu Teatru Yohangza z Korei Południowej

- najlepsza reżyseria: Jacek Głomb z Teatru Modrzejewskiej z Legnicy za spektakl "Otello"

- najlepsza rola kobieca: Ewa Galusińska za rolę Desdemony w spektaklu "Otello" Teatru Modrzejewskiej z Legnicy

- najlepsza rola męska: Anna Mele za tytułową rolę w spektaklu "Lear" Teatru Awara z Turkmenistanu

- nagroda specjalna dla "Wieczoru Trzech Króli" Teatru National Craiova z Rumunii za oryginalność interpretacji

- nagrodę Publiczności: "Sen nocy letniej" Teatru Yohangza z Korei Południowej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji