Artykuły

Jerzy Karaszkiewicz. Wspomnienie w 15 rocznicę śmierci

Siedemnastego grudnia minęła 15 rocznica śmierci Jerzego Karaszkiewicza. Znakomitego aktora, wieloletniego współpracownika i przyjaciela Adama Hanuszkiewicza, a także jednego z najwytrawniejszych Mistrzów Epizodu polskiego kina i telewizji.

Oficjalne źródła podają, że Jerzy Karaszkiewicz urodził się 1 stycznia 1936 roku, jednak jego żona, scenografka i projektantka wnętrz Elżbieta Karaszkiewicz sądzi, że jej mąż przyszedł na świat wcześniej: "Jurek był na pewno nieco starszy. Teściowa mówiła zresztą, że odpisała mu kilka lat. Myślę, że to mogą być dwa, lub trzy lata. Na pewno nie urodził się w 1936 roku. Zbyt wiele pamiętał z momentu wybuchu wojny, by przyjąć, że przeżył ten czas jako trzylatek. Rodzice Jurka rozwiedli się jeszcze przed wojną, a Jurek zamieszkał wówczas ze swoją matką na Żoliborzu. W momencie wybuchu Powstania Warszawskiego - jego mama była akurat na Woli. Babcia - na starówce. Żadna z nich nie mogła się już przedostać na Żoliborz i gdy zaczęły się walki - Jurek został sam, na całe powstanie. Umiał już wtedy czytać. Mówił, że przeżył, bo czytał rannym powstańcom gazety, za co dostawał jedzenie. Umiał się przedrzeć przez barykady na działki, które były w miejscu, gdzie obecnie jest ulica Popiełuszki. Przynosił warzywa. Mówił, że cebule jadł wtedy jak jabłka. A po powstaniu trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd wyciągnęły go zakonnice. Był maleńki i chudziutki. Dopiero potem wyrósł i zmężniał" - wspominała w książce "Jak u Barei, czyli kto to powiedział".

Nie jest dziełem przypadku, że Karaszkiewicz stał się jednym z bohaterów książki poświęconej właśnie aktorom Stanisława Barei. Bo choć występował w filmach wielu znakomitych reżyserów, by wspomnieć tu choćby tylko Jerzego Gruzę ("Wojna domowa", "40-latek", "Motylem jestem, czyli romans 40-latka"), Andrzeja Wajdę ("Wszystko na sprzedaż", "Polowanie na muchy"), Marka Piwowskiego ("Rejs"), Stanisława Różewicza ("Pasja"), Macieja Wojtyszkę ("Mistrz i Małgorzata"), Janusza Majewskiego ("Siedlisko"), czy Jerzego Hoffmana ("Ogniem i mieczem"), to właśnie epizody w komediach Barei unieśmiertelniły aktora w oczach większości widzów. Pewny siebie (a ściślej - pewny tego, że uda mu się "dostać" wódkę) pijaczek Stasiek, który w końcu postanawia przerwać picie bo już widzi białe samochody w "Brunecie wieczorową porą", czy lotniskowy "biznesmen" sprzedający nieważne bilety lotnicze jako "wejściówki" na Okęcie w "Misiu" - to role Jerzego Karaszkiewicza, dzięki którym kojarzy go niemal każdy.

"Mam wielki talent aktorski. I to jest jedna zaleta mojej osobowości. Drugą jest skromność. I ta skromność kazała mi zawsze tak grać, by nikt mojego talentu nie zauważył. Można więc powiedzieć, że osiągnąłem sukces. W teatrze zawsze byłem bardzo lubiany. Ci niezdolni przepadali za mną, bo nawet od nich byłem gorszy. Ci zdolni też czuli do mnie sympatię. Chwalili mnie po każdej premierze, bo widać było, że się starałem" - podkpiwał z samego siebie w swojej książce "Pogromca łupieżu". Tak, książce! Jerzy Karaszkiewicz był bowiem nie tylko aktorem, ale też pisarzem, scenarzystą filmowym i felietonistą. Miał dystans do swojego aktorstwa, z czasem wolał pisać niż grać, ale reżyserzy bardzo go cenili. Zwłaszcza Adam Hanuszkiewicz, który uwielbiał Karaszkiewicza także prywatnie: "W swoim życiu spotkałem trzech świątków: Maklakiewicz, Lutkiewicz, Karaszkiewicz. Jurek to ukryta pod maską macho niezwykła subtelność i dusza anioła. Zdolny felietonista, bezkonkurencyjny w swoim fachu. Ogląda świat oczami św. Franciszka" - zachwycał się Hanuszkiewicz w wywiadzie z 1999 roku. Za swojego przyjaciela uważało go wielu innych ludzi teatru i kina. Elżbieta Czyżewska, Zofia Czerwińska, Janusz Głowacki

Choć Jerzy Karaszkiewicz pracował w wielu różnych teatrach, nie tylko warszawskich, bo występował także w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku, a nawet w polonijnym Teatrze Nowym POSK w Londynie, pod koniec życia uważał prowadzony przez Hanuszkiewicza Teatr Nowy przy Puławskiej za swój drugi dom. Chwila, w której Adamowi Hanuszkiewiczowi odebrano budynek i dyrekcję okazała się być dla Karaszkiewicza przeżyciem zbyt mocnym Elżbieta Karaszkiewicz: "Gdy odbywało się pożegnanie zespołu z tym budynkiem, taka "stypa", Jurek nie wszedł do środka, na widownię i scenę. Było to ponad jego siły. Całą imprezę przesiedział z portierem, w dyżurce przy wejściu. Mniej więcej tydzień później byliśmy w domu, a ja uzgadniałam w kuchni szczegóły jakiegoś projektu z moim znajomym, a zarazem klientem, bo pracuję także jako projektantka wnętrz. Jurek był w pokoju obok i oglądał "Fakty" w TVN. W międzyczasie mój gość przyszedł nawet do Jurka z jego książką, Jurek mu ją podpisał, tamten człowiek wyszedł. "Fakty" się skończyły, Jurek wyłączył telewizor i powiedział po prostu: "Ela, wezwij karetkę". Gdy lekarze z pogotowia zajmowali się nim, leżącym na podłodze, w pewnym momencie wziął mnie za rękę i powiedział tylko: "Ela" Wiedziałam już, że chociaż serce jeszcze bije, to Jurek umiera. To był zawał serca. Oczywiście pojechałam do szpitala na Wołoską, własnym samochodem, za karetką, ale miałam świadomość czego się dowiem, gdy dojedziemy na miejsce".

Jerzy Karaszkiewicz spoczywa w grobie rodzinnym na Cmentarzu Komunalnym Północnym na Wólce Węglowej w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji