Artykuły

Ósemki i inne teatry walczące

"Ach, jakże godnie żyli" w reż. Marcina Libera, dramaturgia Martyna Wawrzyniak, w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu teatrologia.info.

Spektakl, który wyreżyserował Marcin Liber miał być hołdem oddanym najbardziej opozycyjnemu i tym samym represjonowanemu zespołowi z kręgu kontrkultury działającemu od 1964 w PRL i odrodzonemu po upadku komunizmu: Teatrowi Ósmego Dnia z Poznania. Wraz z aktorami Teatru Powszechnego w Warszawie, zaangażowanymi z kolei w walkę polityczną z rządzącymi w Polsce obecnie katolickimi konserwatystami, oraz z pomocą dramaturga i teatrologa, starał się Liber odtworzyć dzieje zespołu początkowo studenckiego, potem zawodowego, prześladowania ze strony władz komunistycznych, pobyt na emigracji, a wreszcie powrót do niepodległej już Polski i przekształcenie się w instytucję kultury działającą dotąd. Poprzestano jednak na przypomnieniu podstawowych informacji, wygłoszeniu nieco przypadkowo wybranych wspomnień i passusów ze scenariuszy przedstawień w tym "Ach, jakże godnie żyliśmy" z roku 1979. Widziałem ów spektakl czterdzieści lat temu, ale nic w Powszechnym nie poruszyło mojej pamięci. Podobnie pomimo użycia filmów dokumentalnych wyświetlanych na bocznych elementach dekoracji nie zdołano unaocznić charakteru i stylistyki przedstawień Ósmego Dnia.

W związku z opublikowanym w "Dialogu" latem 1980 roku pamfletem Lecha Raczaka "Para-ra-ra" przywołany został natomiast wrocławski Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego, do którego poszukiwań w dziedzinie aktorstwa Ósemki się odwoływały. Raczak deprecjonował wprawdzie w swym paszkwilu wyłącznie eksperymenty parateatralne Grotowskiego, które on sam uznał potem za pomyłkę. Ale Liber postanowił wyszydzić cały dorobek Grotowskiego. Na scenie pojawia się Grotowski sprzed 1968, więc otyły, ubrany w garnitur i z ciemnymi okularami na oczach, bez przerwy palący papierosy w trakcie wygłaszania wykładu. Jego twierdzenia ilustruje ewolucjami gimnastycznymi Ryszard, czyli Ryszard Cieślak, niemal nagi, gdyż odziany wyłącznie w czarne majtki i też palący papierosy. Potem jeszcze dołączają do niego inni aktorzy, którzy rzecz jasna paląc papierosy wykonują komiczne działania rytmiczne. A wcześniej wszyscy członkowie Laboratorium w ślad za swym liderem zjadają z talerzyków ciastka z kremem.

W każdym razie zdezawuowanie i ośmieszenie Grotowskiego ma uwiarygodnić podstawową tezę spektaklu, że sens ma tylko uprawianie teatru politycznego z pozycji lewicowych, krytycznego wobec rzeczywistości społecznej, a wszyscy aktorzy są, albo przynajmniej powinni być, rewolucjonistami walczącymi o poszerzanie obszarów indywidualnej i zbiorowej wolności. Paradoksalnie najbardziej radykalny wyraz nadaje tym poglądom, grana przez Annę Ilczuk, jedyna kobieta w zespole, Ewa Wójciak, która wspomina, że gotowa była organizować w PRL terroryzm polityczny w ślad za lewackimi ugrupowaniami z Niemiec Zachodnich i Włoch, więc również mordować najbardziej znienawidzonych polityków komunistycznych. Oczywiście są to komunały obowiązujące w kręgu lewicowego teatru, który bywał i jest często bronią w walce politycznej. Nie mają owe tezy jednak wiele wspólnego z historią teatru nie tylko europejskiego. Chociaż na ich potwierdzenie przywołany jest w spektaklu Libera Molire jako komediopisarz walczący z Kościołem i przez niego prześladowany. W długiej, a całkowicie niezrozumiałej sekwencji, jeden z aktorów przypomina katolickie represje wymierzone w Molire'a, a przez resztę zespołu i niektórych widzów jest obrzucany pomidorami. Jest to jednak zwiastun zakończenia rozgrywającego się współcześnie. W warunkach dokonującej się obecnie w Polsce konserwatywnej rewolucji aktorzy muszą bowiem przywdziać historyczne kostiumy i wznosić nieustannie prawe dłonie do góry, jak przy powitaniu w nazistowskich Niemczech. Jest to zapewne rezultat przekonania, wielokrotnie demonstrowanego w Powszechnym, że w Polsce od czterech lat panuje ustrój identyczny jak niegdyś w Trzeciej Rzeszy oraz nawiązanie do niedawno wystawionych na jego scenie adaptacji "Mefista" Klausa Manna i "Mein Kampf" Adolfa Hitlera.

Lecz narastającą w epilogu spektaklu grozę zapowiadał już jego prolog, w którym aktorzy poruszali się niczym człekokształtne automaty, a dziecko czytało, zacinając się przy uczonych bądź obcojęzycznych pojęciach, szkic Elżbiety Morawiec: "W roztrzaskanym lustrze. O dzisiejszym teatrze polskim". Negatywne opinie krakowskiej krytyczki, skądinąd niegdysiejszej apologetki Ósemek, są bowiem oskarżeniem teatru jaki uprawia od dłuższego czasu Liber, kulturoznawca uformowany w kręgu Teatru Ósmego Dnia. W konsekwencji jego postdramatyczny spektakl zmontowany z kilkunastu cytatów, raczej mniej niż bardziej zabawnych skeczy, aktorskich improwizacji, projekcji filmowych oraz granej na żywo muzyki jest wyjątkowo deprymujący.

"Ach, jakże godnie żyli" w reż. Marcina Libera, dramaturgia Martyna Wawrzyniak, scenografia: Mirek Kaczmarek, muzyka: Filip Kaniecki. Teatr Powszechny w Warszawie, Scena Mała, premiera 23 listopada 2019.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji