Artykuły

Camerimage Marka Żydowicza pożre toruńską kulturę na lata

Przywoływana przez toruńskich urzędników konkurencyjność w przypadku instytucji kultury oznacza tylko i wyłącznie kanibalizm i drenaż lokalnych zasobów. Camerimage Marka Żydowicza pożre toruńską kulturę na lata - pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Camerimage w 2025 roku może doczekać się całkowicie nowej siedziby o parametrach całkowicie nieznanych większości instytucji kultury poza dużymi ośrodkami miejskimi w Polsce. Specjalnie na potrzeby festiwalu od podstaw powstanie budynek na toruńskich Jordankach, który stanie się główną scenerią wydarzeń związanych z tą imprezą. Takiego obiektu, zarządzanego przez nową instytucję kultury - Europejskie Centrum Filmowe - nie ma żaden inny festiwal.

Jordanki zjadają miasto

Sala koncertowa na Jordankach [na zdjęciu] była supernową i całkowicie zmieniła kształt naszego lokalnego uniwersum. Na rynku narodził się gracz, który miał wszelkie atuty: unikalną architekturę, nowoczesną infrastrukturę techniczną i sprzęt, a także niezaprzeczalny atut w postaci bycia całkowitą nowością i atrakcją samą w sobie. Do tego jeszcze władze spółki Centrum Kulturalno-Kongresowe Jordanki, które - prowadzą salę - od razu zaczęły bardzo odważnie działać, ściągając do siebie największe nazwiska i przyciągając najbardziej prestiżowe miejskie gale i festiwale.

I do tego centrum było konkurencyjne pod względem kosztów wynajmu na tyle, że inne ważne miejsca w mieście musiały dostosować do niego swoje cenniki. Jordanki wprowadziły wiele chaosu na bardzo wrażliwym rynku, sprawiając, że inni wielcy organizatorzy imprez w Toruniu w rodzaju Dworu Artusa albo Akademickiego Centrum Kultury i Sztuki, które opiekuje się klubem Od Nowa i aulą UMK, musieli zmienić swój model funkcjonowania i dostosować się do coraz bardziej konkurencyjnej rzeczywistości.

Kiedy za pięć lat powstanie Europejskie Centrum Filmowe, w toruńskiej kulturze znów dojdzie do podobnych tąpnięć i przewartościowań. Paradoksalnie największy cios z pewnością spadnie na salę na Jordankach - nowe miejsce, które pojawi się w sąsiedztwie budynku zaprojektowanego przez Fernanda Menisa, z pewnością będzie je przewyższało pod względem wszystkich parametrów: kubatury, nowoczesności, infrastruktury technicznej, architektonicznej wyjątkowości.

Camerimage zjada Jordanki

Europejskie Centrum Filmowe będzie pożerało wszystkie instytucje, które będą miały choć nieco zbliżony program. Zabierze wszelkie unikalne przedsięwzięcia wystawiennicze z Centrum Sztuki Współczesnej i nie zobaczymy już tam sztuki Mariny Abramović, Davida Cronenberga i Davida Lyncha. Trudno wyobrazić sobie ECK bez kina, więc na pewno na rozwoju tej instytucji ucierpi kino studyjne na Wałach gen. Sikorskiego 13. Niewykluczone też, że nowy obiekt stanie się w jakimś stopniu konkurencją dla pobliskiego Cinema City.

ECF może zacząć zapraszać pierwszoligowych polskich i zagranicznych artystów, czym uszczupli katalog wydarzeń odbywających się w sali koncertowej, a także stanie się łakomym kąskiem dla organizatorów międzynarodowych konferencji i sympozjów. Wielu będzie ciągnąć do nowego obiektu, którego administratorzy na starcie otrzymają potężny budżet i stałe rządowe wsparcie. Nie ma wątpliwości, że w tej klasie budynku będą mogły się odbywać gale najważniejszych nagród filmowych na kontynencie.

W bliskim sąsiedztwie będą u nas zatem funkcjonowały instytucje, które zaczną działać sobie nawzajem na szkodę - będą wchodziły sobie w kompetencje i nawzajem kradły widownię. Kto o zdrowych zmysłach będzie jeszcze chciał robić jakiekolwiek imprezy na Jordankach, skoro sąsiedni budynek mieni się nowością, prestiżem i potężnym budżetem z ministerialną pieczątką?

Spójrzmy też na całą inicjatywę z punktu widzenia toruńskiego widza, który ma swój portfel, a także rozpoznane w miarę zwyczaje i gusta. Otóż w mieście pojawi się nowa instytucja z atrakcyjnym programem. Widz nie będzie miał żadnych wątpliwości, gdzie wydać pieniądze. Inni będą tylko na tym cierpieli.

Camerimage pożera Toruń

200 mln zł miejskiej dotacji na budowę centrum to potężne pieniądze. Inwestycja nie przejdzie bez konsekwencji w mieście, które uchodzi za jeden z najbardziej zadłużonych ośrodków w kraju. Najmocniej wszelkie zmiany odczuje kultura. I tutaj cięcia bywają czasami bardzo drastyczne. W tym roku samorząd tak gorączkowo poszukiwał pieniędzy na organizację w Toruniu festiwalu Camerimage, że bezceremonialnie pozbyto się Festiwalu Piosenki i Ballady Filmowej.

Później pojawiła się wiadomość o tym, że Dom Muz przechodzi pod zarząd Dworu Artusa. Instytucja, która zajmuje się głównie działalnością edukacyjną i środowiskową, będzie zarządzana przez ośrodek zajmujący się w przeważającym wymiarze impresariatem. Coraz częściej pojawiają się głosy, że miasto z czasem wygasi budynki Domu Muz na Okólnej i Poznańskiej, a nawet na Podmurnej.

Niepokojącym sygnałem jest to, że samorząd w opisie miejskiej kultury coraz chętniej zaczyna posługiwać się słownictwem z neoliberalnego słownika.

Przywoływana przez urzędników konkurencyjność w przypadku instytucji kultury, które mają wspólnego organizatora i wspólne cele, oznacza kanibalizm i drenaż bardzo ograniczonych lokalnych zasobów.

Co może nas czekać w niedalekiej przyszłości? Samorządy mogą powierzyć zarządzanie instytucji firmie albo organizacji pozarządowej - to umożliwia znowelizowana przed laty Ustawa o prowadzeniu i organizacji działalności kulturalnej. Toruński magistrat podczas przetargu na zarządzanie wyłonił już administratorów Dworu Artusa, CK Zamek Krzyżacki i Toruńskiej Agendy Kulturalnej. W ogłoszeniu o przetargu za ostateczny wynik aż w 40 procentach odpowiada cena oferty - w takim samym stopniu komisja oceniała jego wartość merytoryczną. Na pozostałą część oceny składała się podczas postępowania "realizacja nowych działań kulturalnych". Toruń zatem ogłosił przetarg na to, kto najtaniej poprowadzi trzy ważne instytucje kultury w mieście.

Kiedy wprowadzano w Toruniu te zmiany, Anna Kulbicka-Tondel, ówczesna rzeczniczka prezydenta, wyjaśniała to w ten sposób na naszych łamach: - Zmiana sposobu zarządzania w zamierzeniu ma stymulować dynamiczny rozwój instytucji i ich konkurencyjność w zakresie utrzymywania i zdobywania nowych odbiorców, poszerzenia programu o nowe przedsięwzięcia festiwale, koncerty, spektakle.

Teraz taki los może spotkać kilka innych placówek. Miasto może rozpisać przetargi na nowych zarządców Centrum Sztuki Współczesnej, Teatru Baj Pomorski, Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej i Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy, bo te instytucje podlegają pod Ustawę o prowadzeniu i organizacji działalności kulturalnej. Pracownicy Muzeum Okręgowego mogą na razie spać spokojnie, bo przed administracyjnymi i finansowymi fantazjami toruńskich urzędników skutecznie chroni ich Ustawa o muzeach, według której ta instytucja pracuje.

Miasto umywa ręce

Nowy model zarządzania kulturą wydaje się wygodny dla urzędników. Oferta wygrywa przetarg i nowy administrator musi zrobić wszystko, aby się zmieścić w kwocie, którą wskazał w programie. Samorząd nie musi się zatem interesować, jak jego podwykonawca domknie budżet, byleby tylko miał wyniki. Szef instytucji może ciąć płace, ograniczać dodatki, zrezygnować z działań, które nie dają jakichkolwiek wymiernych korzyści.

Miasto umywa ręce i pozbywa się pełnej odpowiedzialności za finanse placówki i losy jej pracowników.

To może doprowadzić do tego, że płace pracowników konkretnych instytucji zostaną zamrożone na czas trwania umowy z jej administratorem, a w toruńskiej kulturze znów rozgoszczą się umowy cywilnoprawne i dziki wolontariat.

Miasto poza tym chwali się, że na kulturę w przyszłym roku wyda 3,1 mln zł więcej niż w tym roku. Ten niewielki wzrost oznacza jednak, że pracownicy toruńskich instytucji kultury znów muszą zapomnieć o podwyżkach. Jak smutny refren powróci zaklęcie, że pracownicy instytucji kultury wykonują niezwykle ważną misję, że czują powołanie do swojego zawodu. I pewnie dlatego z góry zakłada się, że nie działają dla pieniędzy. Władze chętnie też chwalą się swoimi instytucjami, kiedy biją one kolejne rekordy frekwencji, prezentują unikalne zjawiska, są skuteczne w edukacji młodego pokolenia. Ale na ogół przemilczają wątek płac - temat pominęła nawet miejska strategia rozwoju kultury.

Sting i Tarantino

Systemowe zmiany mogą odbić się na programie samych instytucji, które, aby się utrzymać, zaczną skupiać się na wypracowaniu większych wpływów do własnego budżetu.

To oznacza, że placówka może zacząć wynajmować swoją przestrzeń prywatnym podmiotom albo stawiać na wydarzenia o komercyjnym charakterze. Kosztem działań środowiskowych i edukacyjnych, których wymierne efekty trudno oszacować w krótkim czasie, placówki postawią na rzeczy sprawdzone, pewne i mało ambitne. Prościej jest zaprosić wodewil z warszawskiego teatru niż stworzyć godziwe warunki dla miejscowego teatru alternatywnego.

No i wbrew pozorom prościej jest zaprosić Quentina Tarantino na festiwal albo Stinga do sali koncertowej niż stworzyć silne lokalne środowisko artystyczne. Po wizycie najwybitniejszych osobowości światka kulturalnego po pewnym czasie zostaje w naszym mieście tylko wytarta kartka z autografem i prześwietlone zdjęcie na Instagramie. Taki kierunek kultury to katastrofa dla naszego miasta.

Instytucja dla Camerimage: Europejskie Centrum Filmowe za 600 mln zł

Pod koniec września 2019 Marek Żydowicz z Fundacji Tumult, prezydent Torunia Michał Zaleski i minister kultury Piotr Gliński podpisali umowę o utworzeniu Europejskiego Centrum Filmowego Camerimage. Według jej zapisów do 2025 roku na toruńskich Jordankach ma powstać nowoczesny gmach, w którym będą się odbywały kolejne edycje festiwalu filmowego Camerimage. Inwestycja ma kosztować aż 600 mln zł, z czego 400 mln zł pokryje skarb państwa, a 200 mln zł dołoży samorząd.

- W ten sposób 27-letnie wysiłki Marka Żydowicza, żeby wybudować w Polsce coś na miarę tego festiwalu, mam nadzieję, że za pięć lat się zwieńczą - mówił w Toruniu Piotr Gliński. - Gratuluję z góry wszystkim laureatom i gościom. Niech ten wieczór będzie dobry dla polskiej kultury, dla kina światowego.

Jeszcze nie wiadomo, jaką formę będzie miał nowy budynek - przed rozpoczęciem budowy odbędzie się międzynarodowy konkurs architektoniczny.

Oprócz organizacji festiwalu Europejskie Centrum Filmowe Camerimage zajmie się działalnością wystawienniczą, naukową, kulturalną, edukacyjną i wydawniczą. Będzie gromadziło zbiory związane z kinematografią i kulturą audiowizualną, a także zaprezentuje dorobek europejskich przedsiębiorców produkujących sprzęt i technologie filmowe.

Centrum poprowadzą wspólnie toruński samorząd i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Umowa precyzuje także kwestię utrzymywania nowej instytucji kultury. Państwowa dotacja działalności ECF ma wynosić 4 mln zł rocznie. Drugie tyle dołoży toruński samorząd. ECF może więc liczyć co roku na 8 mln zł wsparcia, z czego 6 mln zł będzie musiało przeznaczyć na festiwal. Będzie on organizowany w Toruniu przynajmniej przez 20 kolejnych lat.

W tym roku na organizację 27. edycję EnergaCamerimage miasto wydało 1,7 mln zł. Festiwal wspiera także samorząd województwa - w tym roku dofinansował go kwotą 1 mln zł.

27. edycja Energa Camerimage w Toruniu

EnergaCamerimage jest największym i najbardziej znanym na świecie festiwalem poświęconym sztuce autorów zdjęć filmowych. Pierwsza edycja odbyła w Toruniu w 1993 r., ale w 2000 roku twórca imprezy Marek Żydowicz przeniósł ją do Łodzi, a potem doi Bydgoszczy. Od tego roku jest znów w Toruniu.

Gwiazdy światowego kina i nagrody

Festiwal wrócił do Torunia z wielkim przytupem. Gościł i nagradzał gwiazdy światowego kina. Aktor Danny DeVito został uhonorowany Specjalną Nagrodą Camerimage za Całokształt Twórczości dla Aktora, a Edward Norton był tegorocznym laureatem Nagrody im. Krzysztofa Kieślowskiego. Specjalne wyróżnienie dla duetu autor - reżyser osobiście odebrali Quentin Tarantino i operator filmowy Robert Richardson. Oprócz tego do Torunia przyjechał Richard Gere, wyróżniony nagrodą specjalną.

W tym roku Złotą Żabę zdobył "Joker" ze zdjęciami Lawrence'a Shera i w reżyserii Todda Philipsa.

Imprezą towarzyszącą festiwalu jest wystawa "Artuum Mobile: Świat Saskii Boddeke i Petera Greenawaya" w Centrum Sztuki Współczesnej. Saskia Boddeke jest autorką koncepcji i instalacji multimedialnych, które uzupełniają rzeźby i prace malarskie reżysera Petera Greenawaya. Wystawę można oglądać do 1 marca 2020 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji