Artykuły

Reżyserka "Śmierci i dziewczyny" przygotowuje nowy spektakl: Artysta powinien punktować populistów

- Artysta powinien punktować populistów, którzy próbują przejąć władzę nad umysłami i duszami - mówi Ewelina Marciniak, która przygotowuje spektakl we Wrocławskim Teatrze Pantomimy z reżyserką rozmawia Dorota Oczak-Stach w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Gdy we Wrocławiu pada nazwisko Eweliny Marciniak, słychać skojarzenia: pornospektakl, skandal, kółko różańcowe pod teatrem. Jak wspominasz "Śmierć i dziewczynę"?

- Z przykrością. Nie jestem skandalistką i nie po to robiłam ten spektakl, by wywołać aferę. To była wyjątkowa praca ze wspaniałymi aktorami. Tego zespołu już nie ma, Teatr Polski został zniszczony. Po tym spektaklu zostały mi jedynie wspomnienia i zdjęcia.

Czy jest szansa, że go jeszcze zobaczymy?

- Nie wyobrażam sobie wznowienia "Śmierci i dziewczyny" z inną ekipą aktorów. Większość z nich znalazła zatrudnienie w różnych warszawskich teatrach. Nie sądzę, aby udało się pogodzić ich zobowiązania i wystawić spektakl na innej scenie.

Ale piątkową premierą symbolicznie wracasz na scenę Teatru Polskiego.

- Nigdy nie wrócę do Teatru Polskiego! Przynajmniej pod obecnym zarządem. Duża scena przy Zapolskiej jest jedynie wynajęta przez Teatr Pantomimy. Proszę napisać to drukowanymi literami: to nie jest powrót!

Spektakl, który reżyserujesz dla Wrocławskiego Teatru Pantomimy, ma być punktem kulminacyjnym obchodów setnych urodzin Henryka Tomaszewskiego. Odwołujecie się do mistrza?

- Nie w sposób dosłowny. Musiałabym być znacznie starszą reżyserką, by cytować Tomaszewskiego. Aktorzy, z którymi pracuję, mają wielki podziw dla niego, czerpią z jego idei i technik. Pojawia się jedna etiuda, która przypomni, w jakim teatrze jesteśmy. Nie składamy mu wiernopoddańczego hołdu, lecz puszczamy z uśmiechem oko miłośnikom i znawcom pantomimy spod znaku Tomaszewskiego. Czas, by pantomima szła po nowe, oddając szacunek staremu. Estetycznie potrzebuje nowej energii. Nowy język w teatrze musi sprawiać przyjemność.

Czy sprawia ci ją praca z pantomimą?

- Lubię wyzwania, dokonuję zróżnicowanych wyborów. To moje pierwsze spotkanie z zespołem Teatru Pantomimy, z którym jednak nie realizuję pantomimicznego spektaklu. Dla mnie, jako reżyserki, to spotkanie z zespołem aktorskim traktującym ciało jako główny środek wyrazu. Mamy więc spotkanie teatru ruchu z teatrem dramatycznym. I to jakość spotkania, wymiany i doświadczania poza definicjami charakteryzuje ten projekt. Do udziału w projekcie zaprosiłam aktorkę teatru dramatycznego Małgorzatę Witkowską. Ruch sceniczny wzięła w opiekę Natasza Moszkowicz, która choć ma za sobą doświadczenia w teatrze tańca, to przede wszystkim od 20 lat zajmuje się jogą według metody B.K.S. Iyengara. Wgląd z nią związany określa zasadnie "życiem w akcie świadomego umierania". Cielesność traktujemy w naszym projekcie jako jeden z wymiarów osobowej tożsamości, tj. coś, co przychodzi nam oglądać i żegnać bez poczucia istotowej straty. Nie wytwarzamy choreografii, nie budujemy układów. Raczej charakteryzujemy i organizujemy fizyczne jakości, których poszukiwaliśmy z artystami w procesie warsztatowym i które zderzamy z odruchową, ludzką ekspresją.

Tytuł spektaklu "Where do we go from here" sugeruje, że będzie to opowieść o odchodzeniu, przemijaniu, śmierci.

- Nie stawiamy w tytule znaku zapytania. Także po to, by samych siebie nie kusić o odpowiedź. Postrzegamy śmierć jako wyraz przemiany - może definitywnej w ludzkim doświadczeniu - lecz wciąż jednej z nieustająco zachodzących w życiu przemian. W sposób niedosłowny opowiadamy o stracie. O tym, że w życiu coś się kończy. Nieustająco i nieustająco coś innego się zaczyna. Nie jest nam tylko łatwo na taki stan rzeczy wyrazić zgodę. Zamykamy się na doświadczanie i ból straty staje się niemożliwy do zniesienia. Nie wykluczamy, że trudne, ostateczne sytuacje są przestrzenią szczególnej uwagi, refleksji o wartościach i krytycznych dla naszego bycia znaczeniach.

W twoich spektaklach dużą rolę odgrywa scenografia.

- Myślę obrazami. Scenografię przygotowuje Natalia Mleczak, która rozumie, że zależało mi na minimalizmie. Widzowie doświadczą bycia z ciałami. Tworzymy przestrzeń pozbawioną mroku, przypominającą ciepło matczynego brzucha. Odwołujemy się i do końca, i do początku.

"Chłopi", spektakl dyplomowy wrocławskich studentów, którzy mieli przy kostiumach pluszowe genitalia, oburzył prawicowe media. Jego reżyser Sebastian Majewski mówi, że we Wrocławiu skończył się czas progresywnego teatru.

- Zgadzam się. Brakuje odważnych i wolnych propozycji. Żałuję, bo Wrocław jest moim domem, pochodzę z Kudowy-Zdroju, ale tu kończyłam liceum. Lubię tu pracować, czuję się bezpiecznie. Jednocześnie to we Wrocławiu dobitnie czuć, że populiści próbują zawładnąć kulturą, narzucić swoją narrację.

Widzisz szansę na zmianę?

- Bardzo mi imponuje Teatr Polski w podziemiu. Mój kolega ze szkoły, Tomasz Węgorzewski, przygotowuje tam teraz spektakl i ogromnie żałuję, że go nie zobaczę, bo odbywa się w tym samym czasie, co nasza premiera. To niezwykłe, że udaje im się utrzymać na powierzchni. Ta energia powinna zostać zasilona, jest kontynuacją myśli zniszczonej bezmyślną, niepotrzebną aferą.

Musimy wierzyć, że nasza praca ma sens, nie poddawać się. Artysta powinien mówić o tym, co się dzieje w społeczeństwie, ale także w człowieku: o jego marzeniach, celach, potrzebach, pragnieniach. Punktować populistów, którzy próbują przejąć władzę nad umysłami i duszami. Wierzę, że w każdym człowieku jest pragnienie dobra i piękna, a my artyści musimy o nie walczyć do końca.

***

Spektakl Wrocławskiego Teatru Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego "Where do we go from here", reżyseria Ewelina Marciniak, choreografia Natasza Moszkowicz, muzyka Wojtek Urbański, Stefan Wesołowski, scenografia Natalia Mleczak, kostiumy Konrad Parol; premiera w piątek, 29 listopada, na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Kolejne wystawienia: 30 listopada oraz 6, 7, 8 grudnia.

***

*Ewelina Marciniak - ur. w 1984 r., absolwentka reżyserii dramatu na krakowskiej PWST. Zadebiutowała w 2010 r. "Nowym wyzwoleniem" Witkacego na scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Jej najgłośniejsze dotąd realizacje to "Amatorki" wg Elfriede Jelinek w Teatrze Wybrzeże (2012), "Morfina" wg Szczepana Twardocha w Teatrze Śląskim w Katowicach (2014) oraz "Śmierć i dziewczyna" również wg Jelinek w Teatrze Polskim we Wrocławiu (2015). Laureatka Paszportu "Polityki".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji