Powrót Kofty
"Jakoś leci - Kofta" wg tekstów Jonasza Kofty, recital Piotra Machalicy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Właściwie nigdy nie odszedł. Liczni wielbiciele Jonasza Kofty zachowali w pamięci jego wiersze i piosenki, nawet tę o znienawidzonym porannym, a radosnym wstawaniu, które żartobliwie skwitował "Jak dobrze wstać skoro świt". Najlepszy dowód - wieczór Piotra Machalicy w warszawskim Ateneum, podczas którego widzowie śpiewali piosenki razem z aktorem. Kto nie pamięta "Niedomówienia", "Jej portretu", "Pamiętajcie o ogrodach" czy "Wakacji z blondynką", ten kiep.
Zresztą twórcy spektaklu (bo obok Machalicy jest nim akompaniator, aranżer i kompozytor Wojciech Borkowski) nie kryli, że miało to być spotkanie z poezją Jonasza Kofty. I tak było: trochę sentymentalnie, trochę balladowo, ale przede wszystkim ironicznie i paradoksalnie.
Bezbłędnie skomponowany scenariusz, łączący tony zabawne i wzruszające, przypomniał Koftę takiego, jakim był: czułego obserwatora, kpiarza o gołębim sercu, gotowego do ciętej riposty, choć z melancholią w duszy.
Aktor śpiewa piosenki jak swoje. Wieczór nazwał "Jakoś leci", ale leci mu nie jakoś, tylko znakomicie, z wyczuciem niuansów, taktem, ciepłem i przymrużeniem oka. A sam tytuł, jak się okazało - przyznaje to Machalica podczas spektaklu - zaczerpnął nieświadomie z piosenki Jacka Janczarskiego, którą Kofta często i chętnie wykonywał. Tak często, że wielu uważało ją za piosenkę jego autorstwa. Kiedy wyszło na jaw, że jednak nie Kofta jest jej autorem, artysta postanowił tytuł zachować - pasuje jak ulał do tego słodko-kwaśnego wieczoru wyznań i tęsknot.