Artykuły

Normalna przedsiębiorczość

- Wiemy, że kultury nie da się robić bez pieniędzy. Ale jeżeli chce się na kulturze tylko zarabiać, to trzeba obniżać poziom, żeby widzowie chodzili do teatru. Jeśli jednak poziom spektakli ma być wyższy, literatura wzięta za podstawę spektaklu też musi być z najwyższej półki. A to na pewno nie przyciągnie masowego widza - o finansach w teatrze z Mikołajem Grabowskim rozmawia Puls Biznesu.

Sfera kultury - matecznik tożsamości narodowej. Polacy zawsze ten obszar pielęgnowali. Truizm wart refleksji, bo rodacy zaczynają kutwić.

"Puls Biznesu": Brakuje pieniędzy?

Mikołaj Grabowski: Tylko w czasach realnego socjalizmu sfera kultury - należąca do działów propagandy - miała tyle pieniędzy, ile chciała. Stąd w minionej epoce niezwykle płodny okres rozwoju teatru, muzyki, malarstwa, filmu. Wydawaliśmy największych.

A później klapa.

- Okres transformacji w ogóle zapowiadał jakąś potworną klęskę. Jeśli trzeba było gdzieś ciąć, to właśnie w sferze kultury. W kraju panowała po prostu bieda. W tej chwili jest trochę lepiej. No, ale apetyty rosną.

Komu brakuje najbardziej?

- Na przykład teatrom repertuarowym. Jeżeli chcą trzymać poziom, potrzebują trochę pieniędzy. Taki teatr z całym zespołem, powiedzmy sobie, z najwyższej półki, to zwykle rozbudowane obsady, o wiele większe środki na inscenizacje. Technika teatralna niebywale poszła do przodu. Rodzaj dźwięku - przecież my już nie chcemy słyszeć głosu z tonetki [magnetofon szpulowy, red.]! Musimy mieć ten dźwięk w najlepszym wydaniu.

Chyba mi pan nie powie, że używacie Dolby Surround jak multipleksy?

- Oczywiście. Zaczynamy pracować na takim systemie. I oświetlenie - mocno w 20 lat się zmieniło. A przecież światło to na scenie podstawa, a sporo kosztuje. Nie wystarczają reflektory ZURT z lat 70. A za jeden reflektor HBI, który niedawno kupiłem na potrzeby spektaklu, trzeba zapłacić 50 tys. zł.

Ile kosztuje utrzymanie Starego Teatru?

- Roczny budżet wynosi 13 mln zł. To pieniądze z ministerstwa, ponieważ jesteśmy teatrem narodowym. Mamy trzy sceny, a właściwie czasami cztery - bywa, że gram w tzw. dziurach repertuarowych, organizując festiwale, robiąc instalacje itd. Ale powiedzmy, że dysponuję trzema repertuarowo grającymi scenami, które wymagają co najmniej sześciu do dziewięciu premier rocznie. Na to potrzeba pieniędzy.

Trzynaście milionów pana zadowala?

- Ten budżet jest wystarczający. Chociaż gdybym miał milion więcej, powiedziałbym, że mógłbym pracować spokojniej. Ale są teatry z trzema scenami i budżetami po 5-7 mln zł. Rzecz jasna, mają troszkę mniejsze zespoły, ale bieda zagląda w garnki. Naprawdę.

Ile osób pan zatrudnia?

- Dwieście.

Duża firma.

- Bardzo duża. I ja tę firmę muszę prowadzić z precyzją biznesmena, który ma ściśle określoną pulę pieniędzy i nie może przeinwestować. To wartości bezwzględne. Nawet trudniej mi, jako instytucji państwowej, bo podlegam tysiącom dodatkowych rygorów i zakazów. Ale nie narzekam, dzięki temu mamy pieniądze z budżetu. Oczywiście są jeszcze przychody ze spektakli. Dość znaczne.

Czyli?

- Od 3 do 4 mln zł. Na szczęście widzowie do teatru chodzą.

Chyba tylko w Krakowie.

- Fakt, tutaj jest specyficzne środowisko. Całkiem niedawno skarżył mi się dyrektor z Gdańska, że tam frekwencja jest zaskakująco niska. Ludzie bardzo rzadko przychodzą na spektakle Teatru Wybrzeże. Co mnie bardzo dziwi, bo jeśli miasto nie szanuje swojego teatru, to nie jest dobrze.

Jakaś kasa od sponsora czasem skapnie?

- Staramy się pozyskiwać sponsorów. Chociaż w tej chwili nie ma mowy o sponsorach typu szczodry polski biznesmen. To odeszło. Jeszcze tylko Bank BPH nas sponsoruje. Ale fuzja z Pekao spowoduje, że nawet te 70 tys. zł, które zawsze mieliśmy z BPH, nie będzie wpływało na nasze konto. Na szczęście posiłkujemy się projektami zagranicznymi. Uruchomiłem dwa festiwale. Mianowicie - sfera poszukiwań młodej dramaturgii, czyli "Baz@rt". I sfera rewizji - robiliśmy już romantyczną, teraz robimy rewizję antyku. Zawsze to jest związane z jakimś partnerem z zagranicy. Na przykład fundusze niemieckie. Jest ich dużo. Taki Dom Norymberski...

To fundusze państwowe?

- Nie tylko. Niezależne też. Nie wiem, skąd czerpią środki. Być może także od rządu niemieckiego lub od jakiegoś landu. Stworzyłem w teatrze specjalny dział zajmujący się ściąganiem tych pieniędzy. Najpierw robimy projekt, potem szukamy partnera. Współpracujemy na przykład z Deutsches Theater. Akurat tak się złożyło, że oni także mają taki sezon antyczny. Pracujemy zatem razem - to potrwa kilka miesięcy. Z zagranicy dostajemy dofinansowanie, które nam pokryje koszty urządzenia festiwalu, organizacji spotkań z twórcami, warsztatów itp. Możemy sobie na przykład pozwolić na sprowadzenie spektaklu zagranicznego, bo nie my za niego płacimy. Pieniądze potrafią w różny sposób przybyć do teatru. Potrzeba tylko inicjatywy.

Ze strony dyrekcji?

- A od kogo? Robiliśmy już takie projekty z Niemcami, Francuzami, teraz z krajami obszaru wyszehradzkiego: Czechami, Słowacją, Węgrami. Istnieje specjalny fundusz wyszehradzki. Mamy obiecane pieniądze na zaproszenie reżysera z Węgier, żeby zrobił u nas spektakl. Teraz właśnie w ramach "Baz@rtu" - Peter Zelenka - pisze dla nas tekst i wyreżyseruje na jego podstawie swoją sztukę. Wszystko opiera się na inicjatywie. To konieczne.

Normalna przedsiębiorczość.

- Po prostu tak. Jeśli człowiek się nie rusza, nie szuka, nie tworzy projektów, które interesują partnerów, to nie ma mowy o pieniądzach. Nie wolno stać i czekać z założonymi rękami, aż coś z nieba spadnie.

W skali ogólnopolskiej zasoby finansowe Starego Teatru są duże?

- Instytucje narodowe mają większe budżety. Ale jest ich - jeśli chodzi

o teatry - niewiele: Teatr Wielki - Opera Narodowa, Teatr Narodowy w Warszawie, no i Stary Teatr w Krakowie. Reszta to przybytki albo samorządowe, albo prywatne. Pierwsza grupa teatrów - zdecydowanie bardziej liczna - podlega albo prezydentom miast, albo marszałkom sejmików wojewódzkich. Generalnie należą do samorządów.

I mają się nie za fajnie?

- Powiedzmy sobie tak: ludzie spoza Krakowa, należący do sejmiku wojewódzkiego, nie bardzo chcą łożyć na krakowski teatr. Wolą wydać pieniądze na oczyszczalnię ścieków w swoim małym miasteczku. Najlepiej są dotowane teatry narodowe. Ale program ministerstwa kultury obejmuje w tej chwili opieką również duże teatry miejskie - na przykład we Wrocławiu, Gdańsku, chyba nawet w Szczecinie. Kilka takich tzw. quasi-narodowych ośrodków jest dofinansowanych z puli ministra. Dostają jakieś granty na produkcję itd. Te teatry, dzięki wsparciu, mają się nieco lepiej. Niestety te, które takiego wsparcia nie otrzymują, mogą liczyć tylko na pieniądze samorządu. Są w bardzo złej sytuacji.

Mogą przecież zarabiać na biletach.

- To zawsze transakcja wiązana. Wiemy, że kultury nie da się robić bez pieniędzy. Ale jeżeli chce się na kulturze tylko zarabiać, to trzeba obniżać poziom, żeby widzowie chodzili do teatru. Jeśli jednak poziom spektakli ma być wyższy, literatura wzięta za podstawę spektaklu też musi być z najwyższej półki. A to na pewno nie przyciągnie masowego widza.

Kto decyduje o tych poziomach - zarobków i wystawianej sztuki?

- To zawsze wybór dyrektora teatru. Zwykle wystawia po prostu to, na co mu starcza pieniędzy. No, chyba że mamy do czynienia z teatrami impresaryjnymi. Nastawionymi wyłącznie na zysk.

Pan powiedział, że polski biznes raczej się nie kwapi do łożenia na polską kulturę. Dlaczego?

- W zasadzie to ja pana powinienem zapytać: czy polski biznes tak dobrze stoi, że może jeszcze wydawać pieniądze na kulturę?

Tu chyba nie chodzi o zasobność kieszeni.

- W latach 90., gdy ten polski biznes ruszył, do dobrego tonu należało dofinansowanie kultury. Miałem przecież okazję uczestniczyć w wielu takich inicjatywach, spotkaniach. Widziałem, jak te pieniądze są wykładane. Tym ludziom zależało na sponsorowaniu twórców. A potem nagle - ciach! Nie wiem? Interes im się popsuł? Niektórzy może rzeczywiście przeinwestowali i splajtowali? W sumie wiele dobrze zapowiadających się firm zniknęło z rynku. Może te, które zostały, myślą o prowadzeniu biznesu w sposób mniej romantyczny? Działają bardziej pragmatycznie, rachunkowo? Być może doszły do wniosku, że jeszcze nie mają tyle, by wrócić do formy mecenatu z lat 90.?

A może niech pan spojrzy na finansowanie kultury przez pryzmat polityczny? Lewica - prawica, widać jakieś zróżnicowanie?

- Lewa strona zawsze mocniej finansowo wkraczała na teren kultury. To polegało pewnie na tym, że kultura jest z natury rzeczy jakby trochę lewicująca. Nie mówimy o kwestiach czysto politycznych, tylko o pewnej odwadze i naturze otwartości. Pole poszukiwań otwiera się tam, gdzie nie ma zakazów. Pryncypia prawicy są ostre - za tym stoi rzeczywistość, z którą się dzisiaj stykamy i czujemy na każdym kroku. Tu oczywiście decydenci patrzą

bardziej podejrzliwie. A kultura, jeśli się nie rozwija, to się cofa. Nigdy nie stoi w miejscu.

I szybko obumiera.

- Zdecydowanie. Ale nie przesadzajmy. Na szczęście jeszcze nie jest tak jak w Anglii za rządów Margaret Thatcher. Rozmawiałem z wieloma Anglikami, którzy byli po prostu wściekli na nią, że rozwaliła im kulturę. Ją ta sfera kompletnie nie obchodziła. Może w ogóle się tym nie interesowała, może taka natura? Robiła to albo z powodów osobistych, albo czysto pragmatycznych. U nas te rzeczy jednak się przenikają. W tej chwili zapanowało nastawienie na pewną rodzimość kultury, pewien efekt patriotyczny. Mówiąc szczerze, jestem człowiekiem, który od wielu lat zajmuje się właśnie tym wymiarem sztuki.

Zawsze tworzyłem Polaków portret własny, polską tożsamość. Zrobiłem "Pamiątki Soplicy" - jeszcze w czasach komunistycznych. I nikt mnie do tego nie zmuszał. Sam z siebie potrzebowałem się zastanowić: kto ja jestem? Jakie są moje korzenie? Stąd "Trans-Atlantyk" czy "Opis obyczajów'! Nie odczuwam żadnego dyskomfortu, gdy ktoś mówi: a teraz szukajmy wartości w obszarze naszego własnego ogródka. Nie jest to dla mnie żaden przymus.

Akurat dla pana nie.

Spora część twórców jest tak mocno uwiązana do polskiej kultury, że nikt ich do tego nie musi nakłaniać. Ale jest też pokaźna grupa, która dryfuje w kierunku jakiegoś uniwersum. Nie będzie jej obchodziło to, jak się bawiono w Polsce w XVIII w. i co z tego dzisiaj dla nas wynika. To naturalne. Kończąc

wywód polityczny: pewne otwarcie jest bliższe środowisku lewicowemu, co nie oznacza, że prawica zamyka drogę.

Ale tak się jakoś dziwnie zamachnęła niedawno - z tym opodatkowaniem dochodów.

- Ja tego kompletnie nie rozumiem. Być może to jakaś gra polityczna?

A może chodziło o sprytne zjednanie sobie elit artystycznych - pogrozić paluszkiem, a później udawać dobrego wujka? Nic nie kosztowało, efekt murowany.

To chyba za proste. Oczywiście politykę uprawia się czasem w sposób dość prymitywny, więc może? Ale przecież artysta nie przygotowuje się w jedną noc. Ja nie przygotowuję się do próby, siedząc w teatrze z aktorami. Naprawdę muszę dwa--trzy miesiące wcześniej włożyć masę pracy, żeby stanąć przed zespołem i nie dać plamy. Malarz musi kupić farby, studiować, przeczytać książkę, pojechać na wystawę. Nie można sztuki tworzyć inaczej, jak tylko przez ciągłe kształcenie. A to jest właśnie ukryte w tych 50 procentach, które chciano nam odebrać.

Jak środowisko na "to" zareagowało - tak od środka?

- Sferę kultury w Polsce zawsze dopieszczano, bo nasz kraj nigdy nie był silny ekonomicznie. Do tego jeszcze - to truizm, co powiem: właśnie dzięki szeroko pojętej kulturze ten naród utrzymał tożsamość pomimo wielu lat niewoli i zawirowań. Tylko sfera kultury trzymała naród przy życiu, jakakolwiek by ona nie była - ta niska i ta wysoka. Nieważne: obyczaje chłopów na wsi czy dwór Stanisława Augusta Poniatowskiego, to zawsze była strefa chroniona. Myśmy zawsze hołubili swoich wieszczów, którzy oczywiście z jednej strony podtrzymywali nas na duchu, z drugiej robili w głowach mętlik - kij ma dwa końce. Sfera kultury, wielokrotnie podkreślana przez Jana Pawła II i wszystkich największych polityków, była zawsze polskim oczkiem w głowie.

I nagle powiedziano: nie, to nie jest takie ważne! Nikt nawet nie myślał protestować. Zapanowało ogromne zdziwienie: jak kto? Przecież jednak budowaliśmy to państwo, przynajmniej mentalnie, przez tyle lat? I nagle mówi się: teraz nie jesteście potrzebni? Jak to? Właśnie w momencie, kiedy się jednoczymy z Europą i mamy utrzymać swoją tożsamość przy pełnym otwarciu na innych? Przecież idea Unii Europejskiej polega na tym, że kulturowa tożsamość ma wyróżniać. Za to w każdym kraju będą hamburgery. Sfera kultury jest czymś niezwykle ważnym, ona mówi o poczuciu tożsamości. Stąd zdziwienie: dlaczego rząd prawicowy - który tak bardzo chce, żeby polska kultura była tak bardzo polska - nagle na nas napada? Dla mnie to był tak wielki znak zapytania, że do końca nie wierzyłem, że zrealizują ten zamiar i miałem rację.

***

Interpretator inteligentny

Mikołaj Grabowski. Urodzony w Chrzanowie 5 grudnia 1946 r. Absolwent Wydziału Aktorskiego (1969 r.) i Wydziału Reżyserii Dramatu (1977 r.) Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Od 1968 r. w Zespole MW 2. Jako aktor i reżyser uczestniczył w pracach nad teatrem instrumentalnym, a współpraca ta zaowocowała wystawieniami "Audiencji II" i "Kwartetu dla czterech aktorów" Bogusława Schaeffera w Teatrze STU. Profesor sztuk teatralnych, od 1998 dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu PWST w Krakowie. Pracował w Hoch-chule fur Musik und Darstellen-de Kunst w Grazu. Jako aktor, reżyser i dyrektor artystyczny pracował m.in. w teatrach Krakowa, Jeleniej Góry, Łodzi, Poznania i Hamburga. Od 1 września 2003 r. dyrektor naczelny i artystyczny Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Obsypany gradem teatralnych nagród za reżyserię i wybitne role aktorskie. Wielki miłośnik twórczości Witolda Gombrowicza - wielokrotnie reżyserował i zagrał w: "Trans-Atlantyku", "Iwonie, księżniczce Burgunda", "Tangu Gombrowicza", "Dziennikach W. Gombrowicza". Krytyk teatralny Janusz Majcherek pisał o nim: "Mikołaj Grabowski, jak mało kto w dzisiejszym teatrze, dobrze wie, na czym Gombrowicz polega. Oto Gombrowicz - myśl Gombrowicza - trafił na kogoś, kto jest nie tylko bardzo inteligentnym interpretatorem, ale kto jeszcze pokazuje, jak Gombrowicz jest dla niego osobiście ważny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji