Artykuły

Laboratorium Różewicza

Macierewicz jeszcze koszulę w zębach nosił, gdy Tadeusz Różewicz dokonał pierwszej w Polsce lustracji. Objął nią przede wszystkim siebie i własne pokolenie składające się przeważnie z ludzi, których w taki czy inny sposób przetrąciła wojna, którzy potem "klaskali", by następne popaść w zniechęcenie, apatię, konflikty wewnętrzne. Wpisał w "Kartotekę" polskie życiorysy, doświadczenia. przeprowadził wiwisekcję polskiej duszy.

Wszystko to nie mieściło się w tradycyjnych schematach "Kartoteka" więc przełamuje ograniczenia starej dramaturgii, dekomponuje mieszczański teatr. Jej znaczenie i funkcję w latach sześćdziesiątych można porównywać do roli, jaką odegrało w polskiej kulturze i świadomości na początku wieku "Wesele".

Przed kilkoma laty w herbatami "Herbowa" Różewicz zwierzył mi się, że chciałby raz coś wyreżyserować w teatrze.

I oto właśnie teraz 72-letni poeta pracuje z aktorami Teatru Polskiego nad nawą wersją swej "Kartoteki".

Jest to wydarzenie wywołujące zrozumiale zainteresowanie, Nic dziwnego, że od pierwszych prób kręcą się wokół teatru dziennikarze - ja wśród nich - węszący sensację, ale też w oczekiwaniu wyjątkowej przygody. Bowiem to, co robi Różewicz w obecności coraz liczniejszych świadków (głównie młodych, z kręgów studenckich i młodzieży szkolnej), wybiega daleko poza standardową reżyserię dramatu.

Teatr podczas tych prób przekształca się w swoiste laboratorium twórcze. Uzyskujemy w nim wgląd w intymne sfery warsztatu poety. Jasne, że nie jest to wgląd pełny. Ale jest to fascynujące. Różewicz rozsypał swój dramat sprzed trzydziestu lat, drze kartki, które pożółkły, skreśla zwietrzałe słowa, dopisując nowe i nieomal na gorąco sprawdza to na scenie.

Świadkowie tego wkraczają w specyficzną rzeczywistość na styku życia, literatury i teatru. Teatr, nie jest tutaj izolowaną wyspą. Dociera do niego zgiełk życia. Raz jest to koncert "informacyjnego szumu" - dobrze nam znany, a tu skumulowany w metaforze, pokazującej bezradność naszego mózgu wobec agresji słów, haseł, komunikatów, które znacząc - nie znaczą, komunikując - nie informują, przedstawiając - zamazują. Innym razem pojawiają się echa współczesnych debat sejmowych, w które wplątuje się duch ks. Skargi. Różewicz nie chce w swoim teatrze polityki. To, jak mówi, zawracanie głowy. Ale ona i tak się wciska, nawet "przez dziury w portkach". Oto obraz zwykłego bazaru, na którym - jak w realnym życiu - można kupić wszystko: od żywności i różnych użytkowych przedmiotów, po czerwonoarmijne mundury, ordery, karabiny, ciężką wodę i... uran. Przypomina realistyczny cytat z życia, a staje się metaforą gruzowiska po największym imperium naszego stulecia.

Scena jest tu powiększonym i zabałaganionym biurkiem poety. Bohaterowi wyrosła długa, siwa broda. Pojawia się jego alter ego, może syn. Jest też postać wnuczki, która zgrywa się. że ma AIDS, albo ma go naprawdę i chyba jest w ciąży, z. którą jeszcze nie wie. co będzie. Różewicz przygląda się poszczególnym "kartkom", porządkuje i znowu rozrzuca, komentuje, ironizuje z dużą dozą autoironii. Czasem włącza się w działania sceniczne. Bywa rozbawiony. Generalnie jest jednak powściągliwy. Zapewne trudno mu zapomnieć o nas, którzy się z oddali na to wszystko gapimy. Ale nie odczuwa się, by cokolwiek specjalnie dla nas "grał". Stać Go na to, by po prostu być sobą.

Wszystko- jest dyskretnie rejestrowane przez kamerę. Ale najwspanialszy nawet filmowy dokument nie odda smaku przygody, jaka bywa udziałem tych, którzy w cyklach prób otwartych nad "Kartoteką rozrzuconą" są... Właśnie, kim tutaj jesteśmy? Widzami? Świadkami? Współuczestnikami? Ja czułem się gościem życzliwie zaproszonym do twórczego laboratorium Tadeusza Różewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji