Artykuły

Fiszki z Calderóna

Szwajcarski "Książę niezłomny" Michała Borczucha to raczej laboratorium rozważań wokół tekstu, oczywiste na etapie prób, później jednak trudne do ogarnięcia przez widza - o spektaklu wystawionym w Theater Basel (Szwajcaria) pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku Sieci.

Bodaj pięć lat temu, po premierze "Apokalipsy", spektaklu, który podpowiadał, gdzie znajdują się punkty zapalne Europy zmagającej się z kłopotem imigranckim, napisałem coś, co spokojnie mógłbym powtórzyć i dzisiaj: Borczuch to twórca, który dąży do uzyskania na scenie klimatu intymności, woli skupienie niż publicystyczny zgiełk (choć z publicystyki czerpie), nie wstydzi się pracować metodą prób i błędów, choćby wtedy, gdy na wielorakie sposoby konstruuje z aktorami dialogi. Do tej pory zdarzało się, że przynosiło to efekty frapujące, ale bardziej w drobnych fragmentach niż jako koncept całości. Podoba mi się także to, jak reżyser ten korzysta z ustawienia światła - dziś nie jest to często spotykana umiejętność. Jednak ostatnio jego teatr się zmienił, stał się jeszcze wyraźniej autotematyczny, ironiczny, i podaje w wątpliwość sens literackiej materii.

W przypadku szwajcarskiej premiery "Księcia niezłomnego" Michał Borczuch dekonstruuje tekst na wyrost, do tego stopnia, że trudno pozbyć się wrażenia, iż nie ufa mu niemal we wszystkim. Odrzuca jego dramaturgię, konstrukcję, no i w końcu jego fundamentalny wymiar eschatologiczny, oczywisty dla sztuk, które powstawały w czasie, kiedy pisał Pedro Calderón de la Barca, czyli w połowie XVII wieku. Istotne pozostaje w przedstawieniu pytanie jedynie moralne: czy właściwie jest poświęcanie życia dla idei i czy nie drzemią w takiej postawie pycha i przekonanie o nieomylności. Powiedziałbym, że reżyser zadaje wiele pytań, ale to zabawa w nieustający dyskurs, w którym strzępy z tekstu Calderóna co chwila muszą ustępować miejsca prywatnym rozważaniom aktorów o tym, co oni uczyniliby dla idei. Nie jestem przekonany, czy mając do odczytania tak znakomity dramat, warto zajmować widza konwencją quizu, z tym całym dodatkowym bagażem: materiałami wideo z rozmowami między aktorami a reżyserem czy z odgrywaniem telewizyjnej pogadanki. Rezultat jest niełatwy do przyjęcia, bo Borczuch chyba założył sobie, że "Książę niezłomny" w tym obszarze językowym należy do teatralnych lektur obowiązkowych. Nic podobnego. Warto zatem zachować przede wszystkim porządek zdarzeń. Przypomnijmy, że portugalski infant Fernando wzięty do niewoli przez Maurów odmawia oddania afrykańskiej twierdzy w zamian za wolność. Woli śmierć w imię wiary, by ocalić i własny honor, i wyznawców Chrystusa. Reżyser sugeruje, że Fernando nie rozumie innej wrażliwości, wynikającej też z wiary w inne wartości. Nad sceną bazylejskiego teatru powiewa gigantyczna flaga Maroka, w dopisanych zdaniach przewija się wątek zderzenia kultur, deficytu porozumienia i kłopotów z najprościej pojmowaną komunikacją. Nie bez przyczyny Borczuch zaprosił także polskich aktorów, Dominikę Biernat i Jana Dravnela, z którymi już nieraz współpracował. Próby dogadania się, przetłumaczenia swych intencji na język scenicznych partnerów, szukanie trafnych kontekstów, aby wspólnie móc stworzyć sytuację, to również ważny punkt odniesienia dla współczesnych dylematów, ale Calderón nie napisał dramatu o multikulti, lecz o wyrzeczeniu dla celów wyższych. Jeżeli Borczuch zdecydował, że warto sięgnąć po "Księcia niezłomnego" tak, jak w teatrze sięga się po literacki pretekst, ma do tego pełne prawo. Ale zrobił coś więcej. Wziął akcję dramatu jako pretekst, lecz i pojmał jego autora niczym niewolnika własnej wizji świata. Zarzut, że Fernando nie rozumie złożoności i racji przeciwnika, wydaje się chybiony; gdyby tak było, poeta nie poświęciłby całego wątku zachwytu księcia nad Maurem, który imponuje mu czystością miłosnych uniesień wobec córki króla Fezu. Budzi to w Fernandzie litość i jednocześnie przecież otwiera chęć rozmowy - a skoro Borczuch tak się upiera przy rozprawianiu o dzisiejszej Europie i przy dyskursywnym języku teatru, nazwijmy ją chęcią dialogu międzykulturowego.

Zostawmy już jednak zarzuty. Doceniam bowiem te nieliczne w tym spektaklu momenty, w których pojawia się bardziej metafizyczny wymiar, a Borczuch potrafi mu sprostać. Jeśli w finale podłączonemu do kroplówki Fernandowi każe wypić truciznę z kielicha, to zyskuje jedną z najlepszych scen, jakie udało mu się do tej pory wyreżyserować. Nawet jeśli to wbrew tekstowi. Nawet jeśli diagnoza ze śmiercią starej Europy nie ma tu nic do rzeczy.

***

"Książę niezłomny"

wg Pedra Calderóna de la Barki

reż. Michał Borczuch

Theater Basel (scena Schauspielhaus)

premiera: 19 października 2019 r.

produkcja w ramach festiwalu Culturescapes realizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji