Artykuły

Króliki tańczą, a Kohl krąży w wózku na zakupy

"Mur" Justyny Lipko-Koniecznej w reż. Justyny Sobczyk w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

Dokładnie w dniu 30. rocznicy obalenia berlińskiego muru na scenie teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki odbyła się premiera adaptacji książki Agnieszki Wójcickiej "Mur. 12 kawałków o Berlinie", tematycznie powiązanej z tym wydarzeniem.

Tekst adaptacji Justyny Lipko-Koniecznej to nie do końca sprawnie udramatyzowana publicystyka. Autorka książki zebrała kilkanaście mniej lub bardziej ciekawych ludzkich historii związanych z tym tematem. Autorka scenariusza podzieliła je na części, przemieszała z sobą, wzbogacając całość przemyśleniami i improwizacjami aktorów; bardzo zróżnicowanymi gatunkowo i na dość niejednolitym poziomie dramaturgicznym, co w efekcie chwilami sprawia wrażenie niezamierzonego chaosu.

W historię Berlina wplecione zostały też przykłady tragicznych losów dręczonych przez mężczyzn muzułmańskich kobiet. Nie zawsze nawet mieszkających w Niemczech. Bo zadręczanych w imię religii w różnych krajach świata. Raporty o przypadkach mordowania przez ojców, braci, dziadków i mężów w ich rodzimych stronach zdają się być w tym tekście trochę sztucznie. Za wiele gorących i do dziś aktualnych problemów chciano tu wtłoczyć do jednego przedstawienia i poprzez zbyt wiele form literackich próbuje się o nich z widzem rozmawiać.

Aktorzy niekoniecznie muszą tworzyć dobrą literaturę dramatyczną, ich zadaniem jest dobrze grać. A w bydgoskim "Murze" większość bardzo sprawnie wywiązuje się ze swoich zadań. Ponad wszystkich wybija się Małgorzata Witkowska w roli właścicielki lokalu gastronomicznego w Berlinie. Właśnie swoimi umiejętnościami aktorskimi i talentem, posługując się środkami z pogranicza komedii i groteski, tworzy wspaniałą postać restauratorki-socjolożki systematyzującej polską klientelę odwiedzającą jej bar na przestrzeni trzydziestu trzech lat.

Rewelacyjny aktorsko epizod umierającego już kanclerza Kohla, wożonego przez swą drugą żonę w wózku na zakupy po hipermarkecie, kreuje Małgorzata Trofimiuk. Tu aktorska improwizacja wypada znakomicie, poprzez śmiech publiczności niekiedy nawet słowa trudno zrozumieć. Małgorzata Trofimiuk posiada rzadkie wyczucie materii komizmu, które tu przepięknie daje o sobie znać.

Ogromną zaletą tego przedstawiania jest jednorodność jego formy wizualnej i brzmieniowej. Pełna synchronizacja układów choreograficznych, ruchu scenicznego i rytmu przysłania inne niedoskonałości. Aktorzy są niemalże w ciągłym, znakomicie przemyślanym przez Filipa Szatarskiego a wykonywanym bardzo precyzyjnie, ruchu. Tu najciekawiej prezentuje się zwłaszcza Michalina Rodak. Porusza się z ogromnym wdziękiem, pozostając w absolutnej symbiozie z muzyką. Ogląda się to jak współczesny balet. Ze wspaniale stylizowanymi na królicze stado z dzielącego Berlin pasa granicznego, kostiumami. Przepięknie też oświetlany przez Aleksandra Prowalińskiego; a poruszający się w niezwykle pomysłowej i gustownej scenografii Magdaleny Łazarczyk. Uniwersalnej i funkcjonalnej konstrukcji z metalowych elementów, pozwalającej na przypisanie jej każdego właściwie miejsca. Uzupełnieniem tej oprawy jest ogromny ekran, gdzie ilustrowane są historyczne wydarzenia, o których akurat jest mowa na scenie. Ten ostatni zabieg można by już nawet sobie darować, albowiem zakłóca on czystość stylistyczną plastyki spektaklu.

Nie ma natomiast żadnych dysonansów w muzyce. Sebastian Świąder już od prologu wypełnia przestrzeń oryginalnymi, kosmicznymi niemal dźwiękami, które później z jednej strony dostosowują się do klimatu aktorskich opowieści, a z drugiej zdają się wywoływać per formatywne sytuacje sceniczne. Kiedy zmienia się sytuacja, zmienia się i charakter muzyki. Ale nigdy jej gatunek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji