Artykuły

Odwiedziny w teatrach krakowskich

Fin de siecle i współczesność: staroświeckie teatry Krakowa z balkonami, lożami, czerwonym aksamitem i prosty, nowoczesny, demokratyczny w rozplanowaniu widowni teatr w Nowej Hucie. (Kontrasty występują zresztą nie tylko w architekturze budynków). Ciągle jeszcze żywe wspomnienia Jamy Michalikowej, i "Piwnica" w Rynku - rozbawiona, roztańczona, hucząca jazzem, piosenką, ostrą satyrą na prymitywnej scence. Urozmaicone i ciekawe jest życie teatralne dzisiejszego Krakowa, Ale chyba nie aż w skali światowej, jak powiedział prof. Kubacki na spotkaniu krakowskiego środowiska artystycznego z grupą krytyków warszawskich. Żarliwy patriotyzm loka lny. utrudniający właściwe wyczucie , proporcji i zachęcający do ironicznego uśmiechu, jest od dawna siłą Krakowa. W znacznym stopniu decyduje o jego kulturalnej dynamice i oryginalności.

Dla przybysza z Warszawy Kraków jest egzotyczny: niezwykły i osobliwy. Zarówno w codziennym życiu ulicy, kawiarni, hotelu, jak w zaskakujących ambicjach artystycznych, Trzydniowy przegląd aktualnych pozycji repertuarowych był dla mnie zawrotną dawką przeżyć. Camus, Dostojewski, Krasiński - każde z tych przedstawień wymagałoby co najmniej tygodnia rozmyślań. I jeszcze amerykański utwór Wouka oraz adaptacja powieści Makuszyńskiego na scenie teatru młodzieżowego.

Camus u Skuszanki

Warszawę przypomniał mi przepełniony tramwaj do Nowej Kuty w sobotni wieczór.

"Stan oblężenia" ściągą tysiące widzów. Wcale się nie dziwię. Szkoda, że Camus nie przyjechał do teatru Skuszanki. Byłby na pewno mile zaskoczony scenicznością swego dramatu, który przed laty dziesięciu na scenie Barraulta wydawał mi się ciężką piłą, retoryczną i suchą rozprawą filozoficzną. Przedstawienie polskie (omawiane już w naszym piśmie), jest owocem niezwykłej wyobraźni scenicznej. Jasno i klarownie wyraża humanistyczną myśl Camusa w formie poetyckiego moralitetu. Odciążono tekst w znacznym stopniu z balastu symboliki i patosu, skupiając uwagę na intelektualnym nurcie dramatu postaw politycznych i moralnych. W tym ujęciu zaciera się doraźna i drażniąca aluzyjność utworu Camusa, który wznosi się do rzędu wielkich dramatów, przemawiających w obronie człowieka przeciwko podłości, przekupstwu, brakowi zasad, przeciwko bezduszności, biurokratycznym wynaturzeniom i wszystkiemu, co rodzi w człowieku strach i upodlenie Humanistyczne treści odsuwają na drugi plan polityczną dyskusję na temat władzy, którą Camus rozważa w tym utworze z pozycji anarchistycznego egzystencjalisty, widzącego w każdej organizacji wroga ludzkiej wolności. Takie przesunięcie akcentów jest zwycięstwem teatru, miarą jego dojrzałości ideowej, a zarazem artystycznej. Końcowy ton nadziei i wiary w człowieka odczytujemy jako optymistyczną zapowiedź pokonania zła.

Zachowując w zasadzie ogólną konstrukcję dramatyczną "Stanu oblężenia", wyakcentowała Skuszanka szczególnie elementy spokrewnione z tragedią antyczną. W zharmonizowanej grze zespołowe!

wyróżnia Się kilka wybitnych kreacji aktorskich: Franciszek Pieczka (Dżuma), Bronisława Gerson-Dobro wolska (Sekretarka), Gustaw Kron (Piego), Anna Lutosławska i Jerzy. Przybylski (przodownicy chóru). Sugestywną oprawa plastyczna Józefa Szajny i przejmującą muzyka Stanisława Skrowaczewskiego potęgują emocjonalny wyraz spektaklu który był dla mnie przeżyciem niezwykłym.

Raskolnikow pospolity

Eschatologiczny fatalizm, z którego Skuszanka starała się "odczynić" dramat Camusa, zaciążył na realizacji scenicznej "Zbrodni i kary" w Teatrze im. Słowackiego. Bronisław Dąbrowski wyeksponował w swej adaptacji pracowicie fabularną warstwę utworu, idąc wiernie za tokiem akcji powieściowej (zdumiewa jednak skreślenie postaci Lizawiety; w tej wersji Raskolnikow morduje tylko jedną kobietę!), rozbudował figury i wątki uboczne, ale zagubił Raskolnikowa, który "upatrywał zbrodnię jedynie w tym, że nie wytrzymał i że dobrowolnie zgłosił swą winę". W interpretacji Dąbrowskiego Raskolnikow rysuje się jako zbrodniarz napiętnowany siłą fatalną i nieodgadniona, człowiek o duszy skażonej, zdobywający się w końcowej scenie na akt skruchy pod wpływem miłości do Soni. Pominięcie epilogu powieści jest zasadniczym nieporozumieniem adaptacji. Nie ma w tym Raskolnikowie hamletyzmu, oczyszczającej dyskusji z sumieniem. Jest strach pospolitego zbrodniarza zaplątanego w sytuację bez wyjścia Psychiczne stany tego człowieka wyraża Dąbrowski w sposób sugestywny i bliski prawdy życiowej. Nie jest to jednak Raskolnikow, o którym Dostojewski pisze: "Samo istnienie nigdy mu nie wystarczało; zawsze chciał czegoś więcej. Może właśnie ta jego siła pragnień kazała mu wtedy uwierzyć, że jest człowiekiem, któremu wolno więcej, niż innym". Cennym komentarzem jest zamieszczony w programie esej Adolfa Rudnickiego o Dostojewskim.

Długi, trwający trzy i pół godziny, spektakl rozgrywa się na tle dekoracji, która w ogólnym zarysie robi wrażenie ogromnego ołtarza wymyślonego przez abstrakcjonistę, Przytłacza statyczność i monotonność tej oprawy scenograficznej, W różnych skrzydłach "Ołtarza" pojawiają się scenki rodzajowe w stylu naturalistycznym. Myślę, że tak mógłby grać Dostojewskiego przed laty Antoine w swym Theatre Librę. Z obsady aktorskiej wybija się zdecydowanie Eugeniusz Fulde w roli sędziego śledczego. Znakomita, przykuwająca kreacja. Fulde mocno tkwi w klimacie Dostojewskiego, stwarza postać bardzo rosyjską, zarówno w rysunku zewnętrznym, jak w reakcjach psychicznych. W ramach nakreślonych przez inscenizatora Stanisław Zaczyk gra Raskolnikowa z dużą wnikliwością psychologiczną. Postać Soni kreśli subtelnie Halina Żaczek. Zapamiętałam jeszcze Renatę Fiałkowską (Awdotia Romanowna) i Władysława Woźnika (Swidrygajłow),

Na widowni były puchy. Od lóż i balkonów wiało przykrym chłodem. Wprawdzie tego wieczoru padał śnieg z deszczem, zachlapane i nie oświetlone ulice nie zachęcały do wyjścia z domu. Ale spektakl też chyba nie zachęcał.

"Irydion" po raz pierwszy

"Irydion" na scenie kameralnej Starego Teatru - to śmiały eksperyment Jerzego Kreczmara. Pierwsze po wojnie przedstawienie Krasińskiego. Z uznaniem wypada odnotować pionierski wysiłek teatru. Czy uwieńczony powodzeniem?

Opuszczałam teatr z wrażeniem, że poemat Krasińskiego został pomniejszony, "odromantyczniony". Kreczmar wykroił niego coś w rodzaju współczesnego moralitetu, starając zbliżyć "Irydiona" do kręgu bezpośrednich doświadczeń dzisiejszego Polaka. Podkreśla wyraźnie motyw daremności zuchwałego i szalonego porywu bohatera, który lekkomyślnie organizuje bunt patriotyczny, góry skazany na klęskę. Nie wiem zresztą, czy taki był zmysł inscenizatora, lecz ten w tek utworu jest najbardziej czytelny i przejął mnie żywo. Także końcowa partia poematu, w której Krasiński kleru wskrzeszonego z martwych bohatera na "ziemię mogił i krzyżów". Urzekająca jest melodia poetyckiego języka, które; urodę odczuwa się znacznie silniej w żywej mowie aktorów, niż w czytaniu. Natomiast zawiłe refleksje filozoficzne poety, dzieje idei zemsty, zrodzonej - przez tragiczne lew narodu, przełożone na język obrazów scenicznych, nie rysują się tak klarownie, by mogło głęboko poruszyć. W grze aktorów jest za mało skupienia za mało intensywności przeżycia. Rozlewność tekstu zachęca do patosu i deklamatorstwa, którego nie wszyscy zdołali uniknąć Spektakl rozgrywa się na tle uproszczonych dekoracji kotar, zamykających niewielką przestrzeń sceniczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji