Artykuły

Rodzina w Europie

"Rodzina" Antoniego Słonimskiego w reż. Rafała Sisickiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

W 1933 roku, kiedy odbyła się premiera "Rodziny", publiczność warszawska jeszcze się śmiała, choć los teatrów nie był do śmiechu. "Aktorzy cierpią głód, teatry wpadły w agonię, podczas gdy strugi złota płyną przez kasy rewii" - apelował Jaracz. Nie istniało Qui pro Quo, ale Fryderyk Jarosy ciągle bawił konferansjerką w Bandzie, a Zimińska w duecie z Dodkiem rozśmieszała w komedio-farsie muzycznej "Każdemu wolno kochać". Przy Stoliku w Ziemiańskiej siadali razem Broniewski, Wieniawa, Tuwim, Słonimski i słuchali tych samych anegdot. Sprawy bieżące stanowiły nie tylko temat rozmów i publicystyki Słonimskiego, także jego utworów kabaretowych i dramatycznych. Odniesienia do aktualnych wydarzeń wyraźnie też brzmią w płockiej inscenizacji "Rodziny17. Reżyser Rafał Sisicki pokazuje, że podziały i konflikty są częścią polskiej mentalności.

Słonimski piszący dla inteligentnych odbiorców miał swoich entuzjastów, ale też nie brakowało mu oponentów. Już jego pierwsza komedia "Murzyn warszawski" (1928), wznowiona w kilka lat później (1932), wzbudziła kontrowersje. Przeciwnikom autor wyjaśniał, że przypisywanie mu "antypolskości i antysemityzmu" jest niesprawiedliwe. Piętnuje każdy objaw kołtuństwa, a jako zaciekły polemista zwalcza wszystko, co wydaje mu się "złem, nieprawdą lub obłudą". Z "Rodziną" nie trafił na scenę narodową ani do Polskiego. Wystawił ją Teatr Nowa Komedia, założony przez Jaracza, Modzelewską i Hemara. Tam też premierę miała "Firma" Hemara. Obie sztuki przyciągnęły widownię, na chwilę ratując finanse sceny. Jednak sam teatr zakończył działalność po pierwszym sezonie.

Premiera "Rodziny" w reżyserii Stanisławy Perzanowskiej z Jaraczem w roli głównej odbyła się 19 grudnia 1933 roku. Przywykła do żartów i satyry publiczność warszawskich kabaretów doszukiwała się w postaciach scenicznych pierwowzorów (komunista Lebenbaum - Karol Radek) i zastanawiała się, którego ze znajomych hrabiów sportretował autor. Wszyscy bohaterowie zostali bowiem narysowani bardzo wyraziście.

O czym jest "Rodzina"? Akcja sztuki toczy się w dworku ziemiańskim, który czasy świetności ma za sobą. Z domownikami - głową rodu hrabią Lekcickim (u Słonimskiego "Pan całą gębą"), jego siostrą Lucysią ("przesłodzona damulka") i córką Marysią ("przeciętna sympatyczna panna") spotykają się przyjezdni: komisarz sowiecki, miody hitlerowiec, nowobogacki właściciel pralni. Konfrontacja różnych poglądów i postaw rodzi nie tylko konflikt, ale też zaskakujące niespodzianki. Tożsamość postaci stawia pod znakiem zapytania.

Reżyser przeniósł komedię zdecydowanie w czasy współczesne. Dwór przestał być już rodowym gniazdem. Jest pensjonatem, do którego może przyjechać każdy, kto ma pieniądze. Na scenie nie oglądamy wnętrza klasycznej siedziby ziemiańskiej tylko kontury dworku. Centrum otwartej przestrzeni stanowi już nie stół, ale ogromna modułowa sofa - serce dzisiejszego salonu. Kostiumy aktorów są mniej zdecydowane. Świadczą o zmieniających się modach i przemijających latach (scenografia Aleksandra Szempruch).

Wszyscy aktorzy mają pole do popisu. Szczególnie odmłodzony hrabia Lekcicki (Mariusz Pogonowski). Aparycja, wdzięk, maniery nie czynią z niego statecznej głowy domu, ani ojca tylu dorosłych dzieci. Ale to z jego zdaniem liczą się domownicy, a o uznanie zabiega miejscowa władza. Ekscentryk, któremu się wydaje, że to on dyktuje warunki, broni swojej indywidualności: "Żadnych interesów przy stole" - to jego dewiza. "Państwo ma za dużo interesów do mnie" - uważa. Gdy reżyser zatrzymuje akcję niby w stop-klatce, Lekcicki wygłasza w stronę widowni osobiste monologi. Alter ego Słonimskiego, drapieżnego publicysty z "Kronik Tygodniowych"?

Przedstawiciele władzy są przewidywalni, narysowani grubą kreską. Wojewoda (na premierze Rafał Sisicki) rzuca pustymi frazesami, Starosta (Szymon Cempura) daje do zrozumienia, co mieści się w wolności obywatela. Charakterystyczny jest również Hans (Bogumił Karbowski), który świetnie pokazał przemianę hitlerowca, co nie mógł udowodnić swojej aryjskości, bo odnalazł żydowskiego ojca. A Henryk Jóźwiak (Rosenberg) znakomicie odegrał postać młynarza-Żyda, nie przesadzając w szmoncesie.

Jaką diagnozę naszego społeczeństwa daje płocki spektakl? Wplecione w akcję sceniczną komunikaty z offu (megafonu, radia) informują o trudnej polskiej historii: wypadkach marcowych, stanie wojennym, zabójstwie prezydenta Gdańska, marszach, na których padają różne hasła. Tytułową rodzinę otaczają czerwone i czarne sztandary.

Słonimski w 1933 roku nie przypuszczał, że jego satyrycznej komedii "Rodzina" historia wkrótce dopisze tragiczny finał, rozpoczęty wręczeniem Hitlerowi teki kanclerza oraz paleniem nieprawomyślnych książek w Berlinie, Dreźnie, Heidelbergu. W tekście pada stwierdzenie, że sanatorium dla zmęczonych wszelkimi dyktaturami mogłaby być Polska. W finale spektaklu nadzieja na wzajemne zrozumienie rozpływa się we mgle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji