Artykuły

Mam grać?

Bierna postawa widza to w dzisiejszym teatrze postawa niemodna. Współczesna scena oczekuje od nas partnerstwa. Wyjście do teatru to wyprawa w nieznane. Czasem wypadnie pójść na spektakl, którego tytuł do końca pozostanie tajemnicą, stawić się na umówione spotkanie o północy w barze w centrum miasta, udać się w małą podróż, podążyć za wybranym bohaterem. A nawet zagrać - pisze Aneta Kozioł w Polityce.

Tego ostatniego wymaga od widza Krystyna Janda, reżyser (i zarazem odtwórczyni głównej roli) spektaklu "Skok z wysokości" w warszawskim Teatrze Polonia. Bohaterka sztuki Leslie Ayyazian ma pecha, lęk wysokości i skończone pięćdziesiąt lat. Urodziny skłaniają ją do podjęcia wyzwania i bardzo ważnego skoku... do basenu. Wchodzi na trampolinę i tu dopada ją paraliżujący lęk, stoi więc i próbuje się rozluźnić, opowiadając swoje życie i rozmawiając z machającym do niej i pokrzykującym tłumkiem turystów. W ów tłumek wcielają się ci spośród widzów, którzy na swoich krzesłach znajdą kartki z kwestiami do wypowiedzenia. W sumie dwadzieścia siedem osób, które podobnie jak bohaterka będą musiały wykazać się odwagą i skoczyć na głęboką wodę: - Potrzebna jest tu umiejętność śmiania się z samych siebie, odrzucenie strachu przed wygłupieniem się. Polacy nie grzeszą poczuciem humoru na własny temat- mówiła na konferencji prasowej aktorka. Na premierze widzowie nieźle poradzili sobie z zadaniami aktorskimi. Zresztą Janda reżyserowała ich dyskretnie ze sceny, podpowiadając, aby po prostu czytali swoje kwestie, bez prób psychologicznego pogłębienia postaci.

Pinezki na fotelach

Próby zaktywizowania widza pojawiały się już wcześniej - dadaistom zdarzało się układać pinezki na fotelach albo sprzedawać kilka biletów na to samo miejsce, prowokując wśród widzów kłótnie. To jednak dopiero teatr alternatywny lat 60. na dobre wciągnął widza do akcji. Najczęściej chodziło o pochlapanie farbą, wodą, ewentualnie oplucie (początkujących fanów na offow:ych festiwalach do dziś poznaje się po tym, że pchają się do pierwszych rzędów, podczas gdy teatralni weterani siadają w bezpiecznej odległości od sceny). Ale zdarżały się w polskim teatrze studenckim lat 70. i 80. przedstawienia grane między widzami. Bywało, że polem gry stawał się zastawiony stół, przy którym aktorzy siedzieli pospołu z widzami, a tych ostatnich wciągano w akcję, zmuszano do opowiedzenia się po którejś ze stron, spektakle zamieniały się w manifestacje jedności pokoleniowej albo gorące dysputy polityczne.

Niekiedy teatralne partnerstwo posuwało się za daleko, jak podczas występu awangardowego teatru z Japonii w 1973 r., kiedy to aktor zaczął dusić dziewczynę z widowni. Albo, dwadzieścia lat później, spektakl "I love You" poznańskiego Teatru Porywacze Ciał. Grający zblazowanych młodych yuppies Katarzyna Pawłowska i Maciej Adamczyk wszczynali na scenie dziką kłótnię, podczas której każde próbowało przekonać widzów do swoich racji. Gdy kłótnia przeradzała się w bójkę, widzowie stawali przed dylematem: biernie przyglądać się facetowi katującemu swoją dziewczynę czy biec jej na pomoc, robiąc z siebie głupka, który nie rozumie teatralnej konwencji.

Przed podobnym dylematem stanęli widzowie pokazywanego na tegorocznym poznańskim festiwalu Malta przedstawienia "Nauka latania" Teatru Strefa Ciszy. Prowadzona przez Adama Ziajskiego grupa specjalizuje się w aranżowaniu akcji z pogranicza teatru i happeningu, w które angażuje widzów i przypadkowych przechodniów. Akcja "Judaszy" - widowiska sprzed kilku lat - toczyła się w baraku, gdzie zainscenizowano tradycyjne polskie weselisko, które widzowie podglądali przez wizjery. Co pewien czas ojciec albo brat pannv młodej wpadali między widzów z okrzykiem: "Wujek Zenek z Rzeszowa! Co za spotkanie!", i ciągnęli przypadkowego człowieka do baraku, żeby razem z nimi kosztował rosołu, chwalił zrobiony przez matkę pana młodego bigos, tańczył przy akordeonie i wznosił toasty za zdrowie młodej pary. Publiczność pomagała w przedweselnym praniu (pralka Frania), na nią też padało podejrzenie o kradzież ślubnych obrączek, a kiedy sprawa się wyjaśniała, wspólnie z parą młodą pozowała do ślubnej fotografii. W jeszcze większym stopniu od reakcji widzów uzależniony był przebieg pokazywanej w centrach handlowych akcji pt. Świąteczna Promocja Przyjaźni. Na wielkim regale wystawiło się pięciu mężczyzn - Potencjalnych Przyjaciół - do zakupienia po promocyjnej cenie 19,90. Otoczony hostessami przedstawiciel People&People Corporation żartował, prowadził konkursy i namawiał do wzięcia udziału w licytacji.

Akcja "Nauki latania" rozgrywa się w scenerii będącej skrzyżowaniem obozu koncentracyjnego z wesołym miasteczkiem. Uzbrojeni w pałki umundurowani mężczyźni namawiają widzów do udziału w przedstawieniu. Chętnym wręczają tablice z numerami przypisującymi ich do żelaznych prycz, rozdając jednocześnie poduszki, przyrządy do robienia baniek mydlanych, wielkie opakowania chrupek kukurydzianych, czerwone baloniki w kształcie serduszka i białe kartki papieru. Posłużą one do zabawy, która jednak, jak wszystko w przedstawieniu, odbywa się na komendę. Do tego widzów-aktorów czeka szybki przegląd rąk, uszu i włosów, od czasu do czasu kipisz albo dezynfekcja łóżka. Niepokój autorów przedstawienia, które powstało w ramach obchodów rocznicy Czerwca'56, wzbudziła bierność, z jaką młodzi uczestnicy spektaklu poddawali się wszystkim narzuconym przez żandarmów czynnościom. Czyżby młode pokolenie miało problem z niezależnością? A może ma większy dystans do świata albo po prostu nie chciało przekraczać teatralnej konwencji?

Do problemu niezależności nawiązywała również prezentowana na dwóch brzegach poznańskiego jeziora Malta najnowsza akcja/instalacja autorstwa kierowanej przez Wojciecha Krukowskiego Akademii Ruchu - "Wyraźnie. W milczeniu". Wspomagani przez widzów artyści zbudowali z lampionów słowa-klucze naszej cywilizacji: "poznaj" i "wybieraj".

Aktywności od widza wymaga także uczestnictwo w projektach firmowanych przez poznański Teatr Usta Usta - Republika. Jego twórca Wojciech Wiński zamiast dużych widowisk ulicznych woli zdarzenia kameralne. W "Driverze" troje widzów nocą objeżdża z tajemniczym kierowcą nieznane zaułki Poznania, po drodze stając się świadkami dziwnych zdarzeń. W "Alicji 0700-188-188" - interaktywnym słuchowisku telefonicznym - dzwoniący pod podany w tytule nu mer w miarę odsłuchiwania opowieści sam, wciskając wybrane przez siebie klawisze telefonu, decydował o rozwoju historii Alicji i kształcie słuchowiska. Żeby zaś zostać uczestnikiem najnowszej produkcji Wińskiego, Ambasady", należało wejść na odpowiednią stronę internetową i wypełnić wniosek o azyl. Sekretarz wyznaczał - maksymalnie czterem osobom, bo więcej nie zmieści się do samochodu, którym dowiezieni zostaną do ambasady- spotkanie w jednym z barów. Potem szalona jazda po nocnym Poznaniu i wjazd do wnętrza uśpionego Zamku. Tam zaś na zdezorientowanych petentów czekali lokaje w liberiach zadający dziesiątki często bardzo osobistych pytań, a odpowiedź na każde z nich mogła zaważyć na decyzji o pozytywnym lub negatywnym rozpatrzeniu prośby o azyl. Klucząc po licznych pokojach, klatkach schodowych, korytarzach, halach, a nawet toaletach można było przyjrzeć się rezydentom ambasady. Ich zachowanie każe zastanowić się, czy miejsce, które w założeniu ma być rajem na ziemi, nie jest jednocześnie pułapką bez wyjścia.

Czy widzisz widza?

Jeśli chodzi o zaangażowanie widza w akcję sceniczną, to przez dłuższy czas takie próby w polskim teatrze instytucjonalnym podejmował właściwie tylko Krzysztof Warlikowski. Widz na jego spektaklach bywał sadzany na scenie, oświetlany, oglądany, nigdy nie czuł się anonimowo ani bezpiecznie. W "Hamlecie" to jemu przyglądali się aktorzy, w "Burzy" scenę i widownię zalewało w pewnym momencie oślepiające światło i widzowie pospołu z aktorami stawali się świadkami obrzędu składania życzeń młodej parze. W ostatniej premierze teatralnej Warlikowskiego - "Krumie", grający tytułowego bohatera Jacek Poniedziałek zwraca się do widzów z prośbą, by zrobili sobie zdjęcie z umierającym Tugattim (Redbad Klynstra). Apel jest ponawiany, dopóki nie zgłoszą się chętni.

Nie znaczy to jednak, że warszawskie Rozmaitości są jedynym w Polsce teatrem instytucjonalnym, podejmującym próby nawiązania bliższego kontaktu z widownią. Przeciwnie, wydaje się, że ostra konkurencja o widza wzmaga ostatnimi czasy u dyrektorów teatrów kreatywność w tej dziedzinie.

Wielkim powodzeniem cieszy się grana w wielu teatrach farsa Paula Pörtnera "Szalone nożyczki". Każda realizacja wymaga dostosowania padających w tekście nazw ulic do topografii teatru, a wszystko po to, żeby widz łatwiej dał się wciągnąć w akcję i przyszedł z pomocą inspektorowi prowadzącemu śledztwo w sprawie zbrodni popełnionej w salonie fryzjerskim.

Na inny rodzaj kontaktu z widzem postawili twórcy ostatniej przed wakacjami premiery w Teatrze Polskim im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy. Postanowili włączyć widzów w proces powstawania inscenizacji "Tramwaju zwanego pożądaniem". W tym celu przez kilka miesięcy prowadzili błoga - internetowy dziennik z prób, pokazujący postępy w pracy nad sztuką. Tłumaczenie dramaturga teatru Bartosza Frąckowiaka: "Chcemy odsłonić kulisy naszej pracy, żebyście mogli poczuć jej charakter i temperaturę, byśmy mogli już na tym etapie nawiązać ze sobą dialog", najwidoczniej trafiło do widzów, bo biletów na premierę nie można było dostać już na dwa tygodnie przed przedstawieniem.

Dialog z widzami marzy się też warszawskiemu Teatrowi Montownia, który w pierwszej w swojej historii stałej siedzibie urządził T-bar - herbaciarnię. Przed i po spektaklu widz może spotkać aktorów, zrecenzować na gorąco efekt ich pracy.

Natomiast dyrektor Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu Bartosz Zaczykie-wicz zamiast dialogu - zaproponował swoim widzom... randkę w ciemno. Zabronił dziennikarzom podawania w zapowiedziach tytułu najnowszej premiery, w zamian prosząc, by pisano o "spektaklu w ciemno". Widzowie połknęli haczyk i ustawiali się w kolejce do kasy, zaś recenzentkę, która nie chciała się bawić i napisała, że chodzi o "Królową piękności z Leenane" Martina McDonagha w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego, spotkała kara w postaci tytułu Najgorszego Widza Sezonu.

Współczesny teatr wymaga od nas coraz większej aktywności, dokonywania wyborów, przejmowania odpowiedzialności za jakość widowiska, którego częścią się stajemy. Kto, dla kogo (i w co) tu gra?

Na zdjęciu: "Nauka latania", Teatr Strefa ciszy, Poznań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji