Artykuły

Andrzej Wajda był nie tylko filmowcem. Sobolewski o ostatnim, właśnie wydanym dziele wielkiego reżysera

U Andrzeja Wajdy śmierć nie schodzi z planu - to śmierć, która czyta gazetę z wiadomościami o wojnie. O czym przekonujemy się w wydanych właśnie dwóch albumach. 9 października mijają 3 lata od jego śmierci - pisze Tadeusz Sobolewski w Gazecie Wyborczej.

Andrzej Wajda nigdy nie zerwał z malarstwem. Uprawiał je niejako pokątnie, prywatnie, przez dziesiątki lat zapełniając notesy i szkicowniki tysiącami rysunków i akwarel. Można powiedzieć, że był w tym samym stopniu malarzem, jak i filmowcem.

Dwa albumy sygnowane zamaszystym podpisem Wajdy - "Rysunki" i "To lubię. Inspiracje" - opublikował Antoni Rodowicz, grafik i wydawca, którego Krystyna Zachwatowicz-Wajdowa we wstępie nazywa po prostu "naszym przyjacielem".

- Kilka lat pracowaliśmy nad tymi albumami - opowiada Rodowicz. - Brakowało tylko ostatniego szlifu. Pan Andrzej był wciąż jak zwykle zajęty, aż wreszcie w czerwcu 2016 r. zadzwonił do mnie i spytał, co robię latem. "Ja już wszystko skończyłem. Możemy zabrać się za albumy". Skończyliśmy pracę we wrześniu. Jest to więc ostatnia wypowiedź autorska Andrzeja Wajdy.

Rozmowa obrazów

W jego filmach można odnaleźć reminiscencje znanych obrazów: "Ziemię" Ruszczyca w "Popiele i diamencie", "Zatrutą studnię" czy "Thanatosa" Malczewskiego w "Brzezinie", Warszawę Canaletta w "Popiołach", Wyspiańskiego i Matejkę w "Weselu", socrealizm w "Człowieku z marmuru", " Wigilię na Syberii" Malczewskiego w "Katyniu".

Chodzi jednak o coś więcej: u Wajdy cały proces twórczy jest związany z malarstwem. Mawiał: "Świat przychodzi do mnie przez oczy". U Wajdy "obrazy mówią". Oglądając album "To lubię", możemy jakby przejąć jego spojrzenie. Spojrzeć na klasyczne obrazy jak na kadry nieznanego filmu.

Jak złożony i twórczy był u Wajdy proces inspiracji, pokazuje jego opowieść o powstawaniu "Biesów" w Starym Teatrze (1991). Kluczowy pomysł scenograficzno-inscenizacyjny pochodzi z "Czwórki" Chełmońskiego, której Wajda nadał nową interpretację. W błotnistym, szarym krajobrazie czwórka koni pędzi wprost na widza. W tym zaprzęgu reżyser ujrzał symbol beznadziejnej ucieczki przed biesami, oszalały pęd donikąd, który narzucił aktorom na scenie. Od Chełmońskiego zapożyczył beznadziejny pejzaż, błotniste tło, ale dokonał jeszcze jednego brawurowego zapożyczenia: w ten błotnisty bezkres wprowadził przejęte z japońskiego teatru lalek bunraku, na czarno ubrane postacie bez twarzy, które stały się inkarnacją tytułowych biesów.

Śmierć czyta gazetę

Każdą realizację teatralną i filmową poprzedzały serie rysunków. Nie były to klasyczne story boardy ani projekty kostiumów i dekoracji. Wajda traktował te obrazki jako "pracę wyobraźni, uświadamianie sobie tego, co pragnie pokazać widzowi". Są to, jak pisał, "obrazy złudzeń, jakie noszę w sobie przed realizacją reżyserskich zamiarów. Cała reszta reżyserskiej udręki jest nieuniknionym kompromisem..."

Mamy do czynienia z fascynującym dziełem otwartym, które wyrasta z rzeczywistości i ze sztuki, aby potem dalej przeobrażać się w sztukę. Finałowa sekwencja "Popiołu i diamentu", będąca ekstraktem kina Wajdy i kluczowym obrazem polskiego kina - śmierć Maćka Chełmickiego na wysypisku śmieci - w latach 80. została powtórzona przez Wajdę w formie olejnego obrazu, na którym postać Cybulskiego uchwycona w kolejnych fazach ruchu tworzy korowód postaci, układając się w taniec śmierci.

U Wajdy śmierć nie schodzi z planu. Przeraża, ale bywa też groteskowa, ironiczna. Wśród pospiesznie zanotowanych obrazów, które dopiero czekały na użycie w filmie czy przedstawieniu, jest na przykład śmierć, która czyta gazetę z wiadomościami o wojnie, a obok chłopiec z szabelką dosiada konia na biegunach.

Młody Wajda na studiach na krakowskiej ASP był zafascynowany serią obrazów swojego przyjaciela Andrzeja Wróblewskiego z cyklu "Rozstrzelanie". Uznał, że nikt dotąd jak on nie przedstawił śmierci, która w jednym momencie zamienia człowieka w rzecz. W swoich filmach - od "Pokolenia" po "Katyń" - Wajda tworzył współczesne "Okropności wojny". To był bunt artysty przeciw historii i wojnie, przeciwko hekatombie pokolenia złożonego w daremnej ofierze. Wajda był mistrzem w ukazywaniu śmierci, ale jego sztuka wyraża kult życia. Dionizyjski "entuzjazm dla życia samego" przenika zarówno jego filmy, jak i obrazy.

Był przeciwnikiem powracającego w obecnej polityce historycznej kultu wojny, umierania za ojczyznę, straceńczego ducha. Jego filmy batalistyczne, takie jak "Lotna" czy "Popioły", są antytezą współczesnych produkcji w rodzaju "Legionów", malowniczych bajek o tym, jak pięknie jest biec z szablą na wroga i składać życie w ofierze. U Wajdy w głośnej telewizyjnej adaptacji "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego boginie wojny siadają powstańcom na ramionach i prowadzą do walki, aby nagle na rozkaz Zeusa "porzucić Sprawę" i wydać żołnierzy na śmierć.

Nie będziesz wzywał imienia Polski nadaremno, czyli co to znaczy "kino narodowe"

Wajda był świadkiem i wyrazicielem tragedii pokolenia AK-owskiego i w tym sensie był artystą politycznym. Ale zarazem był głęboko apolityczny, obcy wszelkiej ideologii. Wierzył w sztukę. Imponował mu Józef Czapski, który jednocześnie był artystą wiernym całkowicie nieuprzedzonemu spojrzeniu na rzeczywistość i zarazem wiernym świadkiem epoki. "Za okupacji przeczytałem studium Czapskiego o Cézannie i świadomości malarskiej i to wywróciło mój świat do góry nogami" - wspominał Andrzej Wajda.

Malarz na wojnie

"Przeżyłem wojnę dlatego, że wiedziałem, że muszę się zapisać do akademii sztuk pięknych. Miałem taką siłę, taką energię, by to wszystko przeżyć, przetrzymać, bo wiedziałem, że kiedyś się ta wojna skończy. I z dnia na dzień otworzyły się wszystkie uczelnie. Te brednie, które się teraz opowiada, że z jednej okupacji [przeszliśmy] w drugą Jaka to okupacja, skoro wtedy mogli mnie aresztować na ulicy i wywieźć do Oświęcimia, a teraz mogłem zapisać się do uczelni, jakiej tylko chciałem". Tak mówi Wajda, z polemiczną swadą, choć równocześnie w filmie "Katyń" pokazuje coś innego: jego rówieśnik, bardzo do niego podobny, który pragnie skończyć z walką, zerwać z podziemiem i wstąpić na akademię, nie chce uczestniczyć w kłamstwie katyńskim, wdaje się w walkę i ginie. Wajda, który sam nie wdał się w walkę, czuje się jednak zobowiązany, żeby to pokazać. Dylematy powojenne nie zostają u niego ugłaskane. Pod każdym względem ta imponująca twórczość pozostaje otwarta.

W albumie "To lubię", tym katalogu wyimaginowanej galerii sztuki polskiej, od szlacheckich portretów trumiennych aż po rzeźby Aliny Szapocznikow i Krzysztofa Bednarskiego, znalazło się miejsce dla rysunku Andrzeja Mleczki "Szanuj czerwień, z takim oto prostym komentarzem Wajdy: "Pamiętam haniebny rok 1948 - połączenie PPR i PPS. Wtedy, razem z tym faktem, zniknęła dla nas czerwień. Ale przecież wiadomo było, że przyjdzie czas, kiedy będzie ona konieczna jako symbol ludzi pracy. Żylibyśmy dziś w innej Polsce, gdyby kolejne rządy [po 1989 r.] pamiętały o czerwieni".

Stare drzewa

Inne drażliwe pytanie dotyczy kwestii metafizycznych. W stanie wojennym Andrzej Wajda zrealizował w warszawskim kościele na Żytniej misterium Ernesta Brylla "Wieczernik". Ale czy jego sztuka była religijna? W wywiadach pytany, czy wierzy w życie wieczne, odpowiadał przekornie, że chyba "po drugiej stronie nic nie ma". Ale w jego filmach i obrazach wciąż wraca postać Chrystusa (w "Piłacie i innych" Jezus nosi dżinsy).

Jeśli artysta taki jak on ma wgląd do nieba, to tylko przez sztukę. W czasie jednej ze swoich podróży do Japonii, w 1987 r.,

Wajda zapisał pod rysunkiem owocowego drzewa: "Każde drzewo jest święte, gdyż rośnie w nich taka sama dusza jak w nas, kiedy na nie patrzymy".

Portretuje swoje kolejne psy i koty. Zapisuje: "Zwierzęta domowe, które żyją krócej, przypominają nam o naszym losie. Podobało mi się, gdy Czapski powiedział, że nie chce życia wiecznego, jeśli po tamtej stronie nie będzie naszych zwierząt".

Antoni Rodowicz opowiada, że Wajda początkowo nie był entuzjastą publikowania swoich rysunków. Obawiał się zarzutu, że jest go "za dużo". "Nie dość, że pełno mnie w kinie, w teatrze, to jeszcze prezentować się jako plastyk?".

- Powoli dawał się przekonać. Najpierw zgodził się na twarze. Jego szkicowniki pełne są portretów: Czapski, Kantor, Mrożek, Lem, Skrzynecki, Holoubek, Altman, Oshima, Godard, Schlöndorff, Strumiłło, Radwan, Konieczny, Bolesław Michałek, Krystyna Zachwatowicz Doszły inne tematy. Zaczęła się odsłaniać cała rozmaitość tych rysunków.

Obrazy dawnej Japonii: świątynie, ogrody, ceremonie, modlitewne kartki, zawieszone na gałązkach wiśni, buddyjscy mnisi i aktorzy kabuki. Pomnik pierwszych okularów. Dziwny kamienny pomnik kina w Kioto. Śliwa w ogrodzie pana Iwanami, właściciela kina w Tokio. Podpis: "Stare drzewo na wiosnę pragnie żyć! 1989".

- Wajdę zachwycało w Japonii traktowanie starych drzew - opowiada Rodowicz. - Nie wycina się ich, tylko je podpiera. Pozbawione rdzenia wciąż kwitną.

Myślę, że te rysunki z Japonii dlatego są tak doskonałe, że Wajda miał tam święty spokój. Nikt do niego nie dzwonił, nikt nie chciał się umówić. Siadał w wybranym miejscu i malował tak długo, jak potrzeba. Każdy temat, każda rzecz są dla niego jednakowo ważne. Mówił, że w trakcie rysowania ludzie czy przedmioty stawały się jego własnością. Nigdy nie używał aparatu fotograficznego.

- Dla mnie praca nad tym projektem - dodaje Rodowicz - jest sposobem wyrażenia wdzięczności. Chcemy wyjść z tymi albumami w świat. Przygotowuję wydanie francuskie, rosyjskie, włoskie, amerykańskie.

Kraków Wajdy

Jesteśmy w krakowskim muzeum Manggha. Tu odbędzie się wkrótce promocja albumów. Wchodzimy do gabinetu Andrzeja Wajdy. Jest odtworzony dokładnie tak, jak wyglądał w żoliborskim domu Wajdów. Na ścianach wiszą oprawione zdjęcia rodzinne i szabla ojca.

Prof. Tadeusz Lubelski zapowiada kolejną rewelację wydawniczą: czterotomowe wydanie notesów, w których Wajda pisał i rysował całe życie.

- Notatki zaczynają się w 1942 r., gdy Wajda ma 16 lat. Od 1948 r. prowadził te zapiski już regularnie, aż do września 2016. Pracujemy nad tym we dwoje z Agnieszką Morstin. W sumie to około 900 przedmiotów: kalendarzy, kalendarzyków, brulionów, skoroszytów. Konstruujemy z tego całość. Na szczęście pan Andrzej słynął z pięknego pisma, więc nie ma kłopotów z odczytaniem go. Do tego skanujemy wybrane rysunki i wklejane do notesów wycinki z gazet. Początkowo w tych zapiskach koncentrował się na własnej pracy. Stopniowo je rozszerzał i pisał o wszystkim. Robił notatki z rozmów z kolegami, notablami, zapisywał sny, ale też komentował bieżące życie polityczne. W rezultacie te notesy to zapis Polski minionych 70 lat. Umowa z wydawnictwem Universitas i muzeum Manggha, które ma prawa do notesów, przewiduje, że całość ma się ukazać na początku roku 2022 - mówi Tadeusz Lubelski.

W Krakowie pamięć Wajdy żyje. Przez kilka miesięcy trwała wystawa w Muzeum Narodowym. Jak co roku w dniu imienin Andrzeja odbędzie się w Mandze uroczystość połączona z wręczaniem ufundowanej przez fundację Kyoto - Kraków Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz nagrody jego imienia za aktywność publiczną. Pierwszym laureatem był Jerzy Owsiak. Drugim zostanie Adam Wajrak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji