Artykuły

Niezagrane role Jana Kobuszewskiego

Na widok Jana Kobuszewskiego ludziom uśmiechały się oczy, robiło się pogodniej na duszy i cieplej w sercu. Pan Jan musiał mieć tego świadomość, ale też te reakcje wprowadzały go w zakłopotanie. Nigdy nie zabiegał o łatwą popularność i nie schlebiał tanim gustom. Co ciekawe, często szedł pod prąd.

Cham i bufon, jakim był grany przez niego Majster ze skeczu "Ucz się, Jasiu" w kabarecie Dudek, przyniósł mu większą popularność niż szlachetna postać grana przez Wiesława Michnikowskiego, z którą identyfikował się niemal każdy widz. Pamiętam, jak oglądając przed laty "Zbrodnię i karę" w Teatrze na Woli, pogratulowałem Waldemarowi Matuszewskiemu odwagi w obsadzeniu w dramatycznej roli Marmieładowa Mieczysława Czechowicza. Wtedy usłyszałem, że pierwszym pomysłem - też wbrew utartym schematom - był Jan Kobuszewski. Pan Jan zaskoczony tą niecodzienną propozycją poprosił ponoć o kilka dni do namysłu. Potem jednak uznał, że na tę rolę jest już za późno. Spodziewał się pewnie, że samo jego pojawienie się na scenie wywoła huragan braw i falę uśmiechu, bo taką reakcję miał zapewnioną w swoim macierzystym Kwadracie.

To pogodzenie się z losem musiało go w którymś momencie sporo kosztować. W szkole teatralnej bowiem, owszem, dostrzegano jego poczucie humoru, ale też nutę tragizmu. Kobuszewski miał więc wszelkie zadatki na pełnowymiarowego aktora dramatycznego.

Grał Jana Macieja Karola Wścieklicę, wystąpił w "Kurce wodnej", "Braciach Karamazow", w "Oto jest głowa zdrajcy". Dwukrotnie zagrał w "Dziadach". W inscenizacji Krystyny Skuszanki wcielił się w postać Doktora, a u Kazimierza Dejmka - Pelikana. To nie były role komediowe. Po wyrzuceniu Dejmka z Narodowego spora część zespołu w geście solidarności postanowiła odejść razem z nim. I wtedy Kobuszewski trafił wraz z kolegami na tzw. czarną listę i miał zakaz pracy w innych teatrach Warszawy. Odczuł to bardzo boleśnie, bo dyrektorzy stołecznych scen, których często uważał za przyjaciół, podporządkowując się nakazowi władz, nie widzieli go w swoich zespołach. Jedyną osobą, która wyciągnęła pomocną dłoń, był Edward Dziewoński, który zakładał właśnie kabaret Dudek. Dziś brzmi to niewiarygodnie, ale Kobuszewski w ogóle nie widział siebie w kabarecie, a o tym, jak bardzo się myli, przekonała go reakcja publiczności.

Wśród cech, które go wyróżniały, były klasa i skromność. Pan Jan nigdy się nie rozpychał, nie zabiegał o role. Wycofał się co najmniej z kilku, które mogły być jego wielkimi kreacjami. Oprócz Marmieładowa była to bez wątpienia postać Ambrożego Kleksa w filmowej wersji "Akademii pana Kleksa", którą odrzucił wbrew wielomiesięcznym namowom reżysera. O to mam szczególny żal, bo doceniając kreację Piotra Fronczewskiego, już po pierwszej lekturze Kleksa długo wyobrażałem sobie w tej roli właśnie pana Jana.

W wywiadzie, jakiego niedługo przed śmiercią udzielił "Plusowi Minusowi", przyznał mi, że miał kilka artystycznych marzeń: Cyrana de Bergerac oraz Don Kichota. Oczywiście, nigdy się o nie nie upomniał, ale trudno zrozumieć, dlaczego reżyserzy sami na to nie wpadli. Można też zapytać, dlaczego nie wystąpił w Kabarecie Starszych Panów. Jeremi Przybora na szczęście nadrobił tę stratę, zapraszając go potem do telewizyjnego cyklu "Divertimento".

"Grając w komediach, starałem się zawsze wybierać takie, w których przemycało się sprawy poważniejsze, głębsze" - mówił mi w jednym z wywiadów. I tu przypomina się nie tylko cała seria "Dobranocek dla dorosłych", których był gospodarzem, ale też np. znakomity, ciągle aktualny (nie tylko dla polityków) skecz "Rozum" zaprezentowany w kabarecie Dudek. Ze względów metrykalnych nie było mi dane obejrzeć go jako Papkina w "Zemście" w Teatrze Narodowym, ale myślę, że mogła być to rola wielka.

Jan Kobuszewski, traktując swój zawód jako wręcz posłannictwo, zachował w życiu naturalną hierarchię wartości. Tworzył szczęśliwy związek z aktorką Hanną Zembrzuską, uznając, że oprócz miłości ważna jest tolerancja i cierpliwość. Dodał, że ważne są też dzieci, bo one spajają każde małżeństwo, a potem wnuki, "które już można bezkarnie rozpieszczać". I to z pewnością liczyło się u niego dużo bardziej niż kilka niezagranych ról.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji