Turnus mija, a ja niczyja. Operetka sanatoryjna
"Turnus mija, a ja niczyja. Operetka sanatoryjna" wg scenar, Igi Gańcarczyk i Darii Kubisiak w reż. Cezarego Tomaszewskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Rafał Turowski na swoim blogu.
Warto uprzedzić - spektakl ocieka seksem. Perwersyjnie i bez chwili spoczynku, wszak jesteśmy w sanatorium. Seks jest w słowie, niedopowiedzeniu, geście, spojrzeniu, kąpielach błotnych, badaniach lekarskich, w pieśniach, ariach i - w ich wykonaniach. Nie ma jednak w tym rozerotyzowaniu niczego perwersyjnego, przeciwnie, można zabrać do teatru młodzież, która być może zażenuje się pewną niedzisiejszością dzieła, ale za to dowie się, kim był prof. Dietl, za czasów którego świat był ździebko niż dziś ładniejszy, a rozrywano się nie Netflixem a operetkami, dziś prawie wymarłymi i wyśmiewanymi. Szczęśliwie Cezary Tomaszewski nie wyśmiewa a tylko troszkę dworuje sobie z tego oldskulowego gatunku i z jego wciąż obowiązkowej w sanatoriach obecności.
Widać, że aktorzy uwielbiają w tym spektaklu grać i wszystkie role są znakomite, tym razem nie mogłem oderwać oczu od p. Lidii Bogaczówny, której scenę - pełną seksu naturalnie - z p. Antonim Milancejem śpiewającym (jeszcze raz) arię z Ptasznika z Tyrolu dodałem do ulubionych, pewien jestem, że publiczność ciechocińska sceną ową byłaby mocno zgorszona! Ergo, Operetkę obejrzałem z przyjemnością i wyszedłem z Imki w dobrym nastroju, zapewne dlatego, że to przedstawienie pełne nostalgii, a ja jestem nostalgiczny.
I pewnie dlatego, że zbliżające się nieuchronnie kuracje sanatoryjne nabrały dla mnie po tym spektaklu jakiegoś kuszącego blasku
TURNUS MIJA, A JA NICZYJA. OPERETKA SANATORYJNA
reż. Cezary Tomaszewski
premiera 12 kwietnia 2019