Artykuły

Przygoda z grantem

W portalu Teatrologia.info przeczytałam niedawno tekst Jagody Hernik Spalińskiej opisujący jej starania o uzyskanie grantu NPRH na realizację projektu, którego efektem miała być edycja zakazanych przez cenzurę sztuk o tematyce Holocaustu. Podobnie jak Autorka mam za sobą dwie nieudane próby zakwalifikowania się do programu Ministerstwa Nauki. I w moim przypadku owe próby zakończyły się już na pierwszym etapie, a lektura recenzji doprowadziła do podobnych spostrzeżeń - pisze Mariola Szydłowska w portalu Teatrologia.info.

Do konkursu NPRH (moduł "Dziedzictwo narodowe") zgłosiłam projekt: "Adam Grzymała-Siedlecki: edycja korespondencji, recenzji literackich i teatralnych, dokumentacja twórczości", który realizować miała grupa badaczek o ugruntowanej pozycji naukowej, doświadczeniu i dorobku wydawniczym w zakresie historii literatury i teatru polskiego w XIX i XX wieku, krytyki literackiej i teatralnej oraz bibliotekoznawstwa.

W roku 2016 projekt uzyskał średnią ocenę 32,5 pkt (w skali 0-50). Dwoje referentów oceniło wysoko kompetencje zespołu, stwierdziło jednak, że we wniosku zabrakło uzasadnienia konieczności podjęcia prac nad dorobkiem Adama Grzymały-Siedleckiego. Ponieważ w jednej z opinii pojawiło się nawet symptomatyczne, a biorąc pod uwagę fakt, że wyszło ono spod pióra polonisty, wręcz szokujące stwierdzenie, że: "brak rezonansu jego prac budzi wątpliwości, jaką miały wartość - nawet tylko w epoce" - w projekcie z 2018 roku podkreśliłyśmy wagę imponującego dorobku krytycznego AG-S. oraz jego przebogatej korespondencji, a także uzasadniłyśmy potrzebę wprowadzenia ich do szerszego obiegu naukowego. Tym razem referenci nie mieli zastrzeżeń do tematu. Oceny punktowe dwojga z nich były bardzo wysokie: 81,67 pkt. i 92,5 pkt.

Trzeci z referentów dał projektowi niewiele ponad 40 pkt. Wzięło się to m.in. stąd, że bardzo nisko ocenił dorobek mój i koleżanek z zespołu. Mój uznał za "przeciętny" i sprecyzował, że brakuje mi "doświadczenia i wystarczającego dorobku w dziedzinie publikacji edycji krytycznych, czy nawet popularnych oraz prac nad korespondencją, teorii listu czy sposobów wydawania korespondencji oraz pism krytycznych". Z samą oceną: "przeciętny" nie wypada mi polemizować (wspomnę tylko, że inni referenci określili ten dorobek jako "wyróżniający"), jednak uzasadnienie jest o tyle nieuprawnione, że w ankiecie nadmieniłam m.in., iż w 2016 wydałam wspólnie z profesorem Edwardem Krasińskim 3 tomy pism teatralnych Tymona Terleckiego (ok. 1700 stron), nad czym pracowaliśmy przez cztery lata w ramach projektu NPRH realizowanego pod auspicjami Instytutu Sztuki. Referent w przeciwieństwie do pozostałej dwójki, podnoszącej moje "wielostronne doświadczenie w pracy badawczej oraz dokumentacyjno-edytorskiej, a także w pracach archiwalnych w zakresie problematyki projektu", najwyraźniej tego nie zauważył. Ale i tak mogę się poszczycić tym, że przyznał mi jeden punkt, bo kompetencje pozostałych członkiń zespołu ocenił na 0 pkt. Zero punktów m.in. dla badaczki życia teatralnego (omawiającej również związki literatura - teatr - muzyka) ze stopniem profesora zwyczajnego, zero punktów dla specjalistki od historii i teorii krytyki teatralnej ze stopniem doktora habilitowanego i zero punktów dla dwóch pań po doktoratach, zajmujących się literaturą, publicystyką i krytyką literacką dwudziestolecia międzywojennego! No tak: brakuje wśród nich osoby zgłębiającej teorię listu. A czy dałaby sobie radę z przypisami i komentarzami dotyczącymi życia literackiego i teatralnego trzech epok? Dwie pozostałe recenzje znów zgodne: "zespół posiada bardzo dobre kompetencje", "został bardzo dobrze dobrany". Krytyczny referent wyraził także zdanie, że projekt "sprawia wrażenie [podkreślenie moje MSz.] mało spójnego (5 tomów: korespondencja i prace rozproszone krytyczne). Brak pełnego opisu założeń edytorskich projektu, typu oraz celu publikacji (informacje ogólnikowe tej sprawy nie rozwiązują)". No cóż, wrażenia, wrażeniami. Trudno tu polemizować, może po prostu odwołam się znów od opinii innego referenta: "Projekt jest starannie przemyślany i klarownie sformułowany". I jeszcze jedno spostrzeżenie krytyka. Otóż, jak stwierdził, pełną bibliografię, dokumentację i edycję 5 tomów prac AG-S. można wykonać w ciągu 3-4 lat. Że co? - pytam. I nie śmiem dociekać, czy aby na pewno szacowny referent wie, jak obfity jest dorobek literacki, publicystyczny i epistolograficzny AG-S. Podpowiem, że liczy się go nie w setkach, lecz tysiącach pozycji. "Zaplanowanie realizacji badań i prac edytorskich na okres pięciu lat to realna perspektywa przy zatrudnieniu ośmioosobowego zespołu" - czytam w opinii kolejnego referenta.

Podsumowując te trzy recenzje: w dwóch znalazło się dużo pochwał i drobne uwagi krytyczne (jeden z referentów miał wątpliwości, czy projekt będzie miał wpływ na rozwój młodej kadry), które - jak widać z punktacji - nie wpłynęły zasadniczo na ocenę całościową. Były to opinie rzetelne i wyważone, a argumentacja autorów w wielu punktach niemal identyczna. Jedna wyszła zapewne spod pióra teatrologa, druga - literaturoznawcy. Ich średnia wyniosła nieco ponad 87 pkt. (do drugiego etapu wystarczało 75). A ta krytyczna? Naprawdę nie wiem. Pisał ją chyba ktoś z zupełnie innej bajki. Być może powoływanie na recenzenta osoby spoza dziedziny ma jakiś sens. Taka osoba może niekiedy wnieść świeże spojrzenie i szerszą perspektywę. Rozumiem też, że jej opinia może w ostateczności przeważyć szalę, gdy tyle samo przemawia za opcją finansowania projektu lub jego odrzucenia. Ale co się dzieje w sytuacji, gdy dwójka recenzentów o wyższych kompetencjach (oczywiście w odniesieniu do oceny tego konkretnego projektu) nie ma żadnych wątpliwości, by zakwalifikować wniosek do następnego etapu? Dlaczego przyjmuje się akurat ocenę i punkt widzenia osoby słabo orientującej się w temacie, dlaczego głos tej właśnie osoby uznaje się za najważniejszy?

Cóż się bowiem stało, gdy nad tymi trzema opiniami referentów pochylili się eksperci. Otóż "uznali oceny referentów za słuszne i jako ocenę własną przyjęli średnią trzech ocen", czyli 72,5 pkt. Zabrakło 2,5 pkt., a więc pozamiatane! Czyżby nikt nie zauważył astronomicznej rozbieżności między zgodnymi, jednoznacznie pozytywnymi ocenami dwójki referentów, a odosobnioną opinią pozostałego (nie mówiąc już o zasadności tejże opinii)? No i co właściwie uznali za słuszne: "przeciętną wartość naukową projektu" czy też powtarzane po dwakroć: "dobrą (a nawet: "wybitną") wartość naukową"? Projekt "sprawiający wrażenie mało spójnego" czy też "starannie przemyślany i klarownie sformułowany"? "Przeciętny dorobek" kierownika, brak kompetencji członków zespołu czy też "wyróżniający się dorobek naukowy" kierownika, "bardzo dobre kompetencje zespołu"? A wreszcie "ograniczoną możliwość realizacji" czy też możliwość realizacji projektu, która "nie budzi wątpliwości"? Ekspertom udało się jakoś to wszystko sfastrygować i wybrnąć z niekonsekwencji. Jakoś! Jak czytam w piśmie przesłanym uczelni - jednostce składającej wniosek: "W opinii ekspertów kierownik projektu posiada odpowiednie doświadczenie i kompetencje do realizacji projektu. Ponadto kosztorys został opracowany bardzo starannie. Jednakże we wniosku brak spójnej koncepcji badawczej, nie przedstawiono także celu oraz zasad opracowania edycji wybranych tekstów. Eksperci zwrócili także uwagę na niewielki wpływ realizacji projektu na rozwój młodej kadry".

A więc jednak w zgodzie w opinią "większościową" kierownik doświadczony i kompetentny. Co z tego, skoro w ślad za tym nie poszła zmiana punktacji. "Brak spójnej koncepcji" etc. to już oczywiście opowiedzenie się za opinią "mniejszościową", czyli referenta, na którym projekt sprawił wrażenie "mało spójnego". Do tego sformułowanie: "nie przedstawiono celu" Aha! Czyli złożyłyśmy wniosek, nie wyartykułowawszy na tych kilkunastu stronach, w jakim celu chcemy wydać teksty AG-S. I wszystko jasne! Na koniec wpływ rozwój młodej kadry (nb. jakież to spekulatywne, trudne do przewidzenia) - owszem niezadowalający dla jeszcze jednego referenta, ale - jak wspomniałam - w tamtym przypadku bez większego wpływu na końcową punktację.

No i tak zakończyła się moja przygoda z NPRH. Trudno mi to wszystko puentować. Może po prostu zacytuję jednobrzmiący komentarz kilku osób, które w naszej dziedzinie cieszą się niekwestionowanym autorytetem, a które zapoznały się z wnioskiem i jego ocenami: "To zdumiewające i oburzające!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji