Artykuły

Romantyzm 2006

"Kordian" w reż. Janusza Wiśniewskiego w Tearze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Marian Toporek w Trybunie.

Z wystawianiem "Kordiana" Słowackiego jest jak ze szczęściem w ruletce. Częściej się przegrywa niż wygrywa, choć wszyscy próbują. Tym razem ze sztuką Słowackiego zmierzył się teatr; w którym miała ona swoją prapremierę 107 lat temu, a występowali w niej tacy mistrzowie sceny, jak Ludwik Solski, Tadeusz Kotarbiński, Michał Tarasiewicz, Maria Przybyiko czy Wanda Siemaszkowa Ale nawet wtedy Stanisław Tarnowski nie zostawił na dramacie Słowackiego suchej nitki, pisząc, że jako taki Kordian jest kreacją niemoralną i niepatriotyczną".

A jak z tym,.Kordianem" jest dziś? Czyżby znowu był niepatriotyczny i niemoralny? Krakowski, .Kordian" 2006 taki nie jest; został zrealizowany przez doświadczonego reżysera, dyrektora Teatru Nowego w Poznaniu Janusza Wiśniewskiego "po bożemu".

Romantyzm jest dziś w odwrocie i przypominanie wielkich dramatów romantyków jest rzeczą nieopłacalną. Można się bowiem narazić na zarzut niepotrzebnego wydawania pieniędzy na rzeczy dawno przebrzmiałe, nawet jeśli pochodzą z kanonu narodowej sztuki. Albo na populistyczny patriotyzm. W dobie galopującego kapitalizmu i powszechnego globalizmu z "Kordianem" nie po drodze. Kto dziś pamięta, gdzie i kiedy po raz ostatni wystawiano w Polsce ten dramat?

W Teatrze im. Słowackiego w Krakowie znów zabrzmiały z romantyczną gwałtownością wielkie słowa Wieszcza, wypowiadane spokojnie i bez zbędnego zadęcia Spektakl został ułożony - proszę darować to określenie - jak z klocków lego. Wszystko tu jest przemyślane, a elementy konstrukcji ściśle przylegają do siebie. Chyba oprócz zakończenia "Testament mój" wypowiadany na końcu przedstawienia ma zapewne spełnić rolę myśli przewodniej tej inscenizacji i odpowiedź na zadane kiedyś przez Słowackiego pytanie: co po mnie pozostanie?

Ten poukładany spokój to atut krakowskiej inscenizacji. Wszystko tu jest logiczne i zrozumiale, od romantycznego buntu po rząd dusz w działaniu. Nieco tylko pozmieniały się alegorie i duchy. No i nie ma sceny u papieża

Janusz Wiśniewski potraktował "Kordiana" jako logiczną drogę do narodowego zrywu epoki - powstania listopadowego. To do tego są potrzebne te ciągle przemarsze przez scenę regimentów wojska i przywoływanie bohaterów przeszłości ze świeżo zabandażowanymi ranami Z oddali jeszcze słychać odgłosy napoleońskiej epopei i naszej narodowej sławy. Oni ciągle maszerują, choć cele mogą być różne. Raz może to być gotowość do kolejnego zrywu, innym razem brutalna musztra stosowana przez Wielkiego Księcia Konstantego. Ale celu wydaje się w tym przedstawieniu nie widać. Pusty pozostaje też symboliczny ołtarz (narodowy?), który choć zapala się od uderzenia pioruna nie niesie narodowego przesłania

W tym przedstawieniu brakuje ducha. To taki pozytywistyczny romantyzm. Jest za to kilka scen wyróżniających się wyraźną urodą. To piękna scena rozmowy i kłótni pomiędzy Carem (Krzysztofem Zawadzkim) a Wielkim Księciem (Marcinem Kuźmińskim) oraz pomysłowe i zabawne rozegranie scen z udziałem Szatana (świetny Feliks Sząjnert), Śmierci (Jerzy Swiatloń) i Wariatów (Raral Dziwisz i Tadeusz Zięba). A całość w szarościach twarzy i grymasach. Jakby okryta całunem śmierci

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji