Pomysłów nam nie brakuje
- Spektakle kończą się u nas dopiero wraz z wyjściem ostatniego widza, więc bardzo często siedzimy z publicznością do drugiej czy trzeciej w nocy - mówi HENRYK GĘSIKOWSKI, twórca i właściciel Teatru Otwartego w Szczecinie.
Od niedawna mamy w Szczecinie nową scenę. Skąd się wzięła inicjatywa jej powolania?
- Zaczęło się od tego, że szykowałem się do monodramu. Były to "Wyznania" według świętego Augustyna, ze świetnym scenariuszem Marii Nowakowskiej. Premiera tego spektaklu odbyła się w kościele na Warszewie, co nie zmieniło faktu, że było to przedstawienie niejako bezdomne. Któregoś razu mój przyjaciel Maciej Włosiński zaprosił mnie do swojej galerii na Podzamczu i sprowadził mnie do piwnic, sugerując, że można zrobić w nich teatr. Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo (śmiech). Nie miałem co prawda kapitału, ale pomogła mi dotacja z Powiatowego Urzędu Pracy. I tak - od marca do maja - wyremontowaliśmy wnętrza na tyle, że można było grać. 19 maja odbył się pierwszy spektakl - właśnie "Wyznania".
Założenie teatru to pierwszy krok; co planuje pan w dalszej kolejności?
- Teraz trzeba zbudować repertuar i zgromadzić zespół. Pomysłów nie brakuje - gramy już "Koncert w piwnicznych nastrojach", podczas którego posłuchać można kompozycji do słów Herberta, Leśmiana czy Krasickiego. Zaczęliśmy próby do "Jak Nana swoją córkę na kurtyzanę kształciła" Pietra Aretino z Beatą Zygarlicką i Marysią Dąbrowską, w planach jest też monodram Iwony Kowalskiej "Zwierzenia służki Zerliny" Hermanna Rocha Mam już też gotowy scenariusz do przedstawienia opartego na tekstach Agnieszki Osieckiej "Dawne, zabawne, czyli dzień dobry i do widzenia". Zamierzamy robić programy okolicznościowe - z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, rewolucji październikowej, Zaduszek. W niedziele chcemy organizować poranki teatralne dla dzieci. Najmłodsi mogliby zostawać u nas dłużej, rysując sobie pod okiem plastyka Planujemy też wyjeżdżać ze spektaklami do różnych miast województwa. Dysponujemy profesjonalnym sprzętem, więc nie ma mowy o żadnej chałturze.
A zespół?
- Środowisko pozytywnie reaguje na propozycje współpracy. Występują u nas: Beata Zygarlicka, Zbigniew Witkowski, Zdzichu Klich, rozmawiałem też z Adamem Dzieciniakiem i Michałem Janickim. Zespół składa się więc z profesjonalnych znanych aktorów. Cieszę się też, że zdobywamy swoją publiczność. Spektakle kończą się u nas dopiero wraz z wyjściem ostatniego widza, więc bardzo często siedzimy z publicznością do drugiej czy trzeciej w nocy.
Mówił pan o pomysłach na spektakle - jakim jeszcze świeżym pomysłem chce pan przyciągnąć widzów?
- Chciałbym zrealizować spektakl o współczesnym Szczecinie, na autentycznych tekstach i wypowiedziach ludzi tu mieszkających. Przedstawienie nazywałoby się "Szczecindoc" i wystąpiliby w nim amatorzy. Aktor ma tendencje do grania, a mnie zależałoby na autentyczności wyrazu. Takie spektakle dokumentalne są bardzo popularne za granicą, czas je przenieść na nasz grunt Chcemy też wyjść w plener, na Podzamcze i tam organizować imprezy, może z jazzmanami z klubu Camarillo. Będziemy też próbowali wprowadzić na wzór krakowski czytanie poezji. Annie Dymnej wychodzi to rewelacyjnie, może i u nas wypali? Raz w miesiącu planujemy organizowanie spotkań pod tytułem "Wieczór z gospodarzem", podczas których byłaby okazja poznania ludzi znaczących dla miasta od strony pasji i zainteresowań. No i chciałbym też ściągać do Teatru Otwartego znanych aktorów, nie tylko by tu występowali, ale też spotykali się z publicznością, odpowiadali na jej pytania.
- Życzę realizacji planów i dziękuję za rozmowę.