Artykuły

Po festiwalu FET-a 2006

X Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych - FETA w Gdańsku podsumowuje Agata Kirol i Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

X Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA za nami. Poziom tegorocznej imprezy był niezły, jednak jak na edycję - w zamyśle organizatorów - prezentującą najlepsze spektakle z dziewięciu lat, można czuć pewien niedosyt.

W ciągu pięciu dni można było w interesujący sposób urozmaicić sobie czas w Gdańsku. I teatromani, i amatorzy plastyki, cyrku, czasem nawet i dłuższych przechadzek po ulicach starówki mieli okazję do tego, żeby doskonale się bawić. Oprócz plenerowych parad i widowisk sporo teatrów powtórzyło z okazji jubileuszu FET-y spektakle uliczne z udziałem przechodniów, bez lub z ich zgodą i inwencją. Do najweselszych i tych najbardziej ryzykownych pod względem niespodzianek (artyści między innymi oblewali widzów wodą i na chwilę podkradali ich torebki czy telefony) trzeba zaliczyć w dużej mierze improwizowane happeningi grupy Bangditos z Niemiec. Sporo kolorytu wniosły etniczne występy grupy Amlima z Togo, ale tylko ze względu na oryginalność prezentowanych przez aktorów tańców rytualnych i strojów ludowych. Szkoda, że nie wszystkie powtórzone z racji jubileuszu FET-y przedstawienia można docenić tak samo jak jakość całego festiwalu.

Dwa razy Poznań

Hitem pierwszego dnia imprezy była doskonała "Arka" najstarszej polskiej grupy niezależnej (funkcjonującej nieprzerwanie od ponad 40 lat), Teatru Ósmego Dnia z Poznania. Jest to mocno upoetyzowana opowieść o emigracji, o poszukiwaniu (w sensie dosłownym) swojego miejsca na świecie. "Arka" zaczyna się sceną wesela (w której pobrzmiewają bałkańskie melodie). Nagle wybucha wojna. Weselnicy wsiadają na ogromny statek i zaczynają poszukiwania swojej ziemi obiecanej. Kapitalny jest pomysł "Ósemek", aby większość widowiska rozgrywać na placu pomiędzy widzami, czasem prawie najeżdżając na nich ruchomymi machinami - tym samym publiczności udziela się odrobina przerażenia i chęć ucieczki bohaterów dramatu.

Spektakl poznańskiego Biura Podróży "Carmen Funebre" [na zdjęciu], który pewnie miał być jednym z najważniejszych punktów programu festiwalu, oprócz symbolicznych scen z biczującymi szczudlarzami w skórzanych maskach i uciekającymi przed nimi postaciami, a w finale udanej symboliki kowalskiego młota bijącego w dzwon, niczego odkrywczego na temat trudnej historii ludzkości nie pokazał. Przedłużające się nieciekawe fragmenty wymachującej na wietrze czarną flagą śmierciopodobnej postaci na szczudłach czy bezradnej bieganiny kilku uczestników ukazanego obrazu wojny zdecydowanie nie utrzymywały dramatycznego napięcia, a wręcz nudziły.

Literatura na ulicach

Mimo dłużyzn obecnych w akcji "Wiśniowym sadzie", spektaklu specjalnie przygotowanego na jubileusz FET-y przez teatr Voskresinnia Jarosława Fedoryszyna z Ukrainy, to właśnie to przedstawienie było jednym z najciekawszych pokazanych na festiwalu. Reżyser skupił się przede wszystkim na przekazaniu obrazu świata marzeń i iluzji bohaterów dramatu Czechowa - stąd sceny z tańczącymi na szczudłach lalkami obok snu o szczęśliwym dzieciństwie właścicielki, spacery ubranych na biało i poruszających się na szczudłach mieszkańców dworu po kwitnącym sadzie, beztroskie zabawy plebsu. Ta częściowo wyimaginowana rzeczywistość mieszkańców posiadłości stanowiła najbarwniejszą i najciekawszą stronę spektaklu, w którym obok wartości strony plastycznej ważna była interpretacja. Czechowowski nudny świat bez nadziei na poprawę sytuacji bankrutującej posiadłości zostaje zamieniony na świat wspomnień, lekkomyślnej i graniczącej z szaleństwem zabawy głównej bohaterki Lubow Raniewskiej i innych mieszkańców "Wiśniowego sadu".

Zawiodła zupełnie druga fetowa adaptacja klasyki literatury - hinduski epos "Ramajana", zagrany przez norweską grupę Stella Polaris. Skandynawowie przedstawili opowieść o księciu Ramie jako połączenie parady i stacjonarnego spektaklu - przemieszczali się po Długim Targu i ulicy Długiej, co kilkadziesiąt metrów odgrywając kolejne sceny eposu (niczym stacje inscenizacji drogi krzyżowej). W efekcie nie wyszła im ani parada, ani normalny spektakl, bo przez tłum na starówce niemożliwe było komfortowe obejrzenie całości. Poza tym widowisko jak na spektakl uliczny było stanowczo za długie - trwało półtorej godziny.

Teatr czy cyrk?

Niedzielny występ Francuzów z Couleurs Mecaniques (jedynej grupy festiwalu, która pojawiła się w Gdańsku po raz pierwszy) dał nam przedsmak FET-y przyszłorocznej, która praktycznie w całości poświęcona będzie grupom wykorzystującym w swoich spektaklach sztukę cyrkową. Spektakl "SaAlAire de Rien, mais ca change tout " faktycznie zapierał dech w piersiach, jednak... nie miał nic wspólnego z teatrem. Był on zbiorem - bez nawet zarysu fabuły - szalenie efektownych akrobacji na linach, trampolinach i pneumatycznych szczudłach. Artyści imponowali techniką; skoki na szczudłach przez skakankę czy salta w tył na Fecie pojawiły się chyba po raz pierwszy. Niesamowity był występ akrobatki, która najpierw występowała bez żadnych zabezpieczeń na szarfach osiem metrów nad ziemią, potem bujała się na linie pięć metrów nad brukiem. Jednak jeżeli tak będą wyglądać wszystkie widowiska przyszłorocznej FET-y, to teatromani spokojnie mogą w jej trakcie wybrać się na wakacje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji