Artykuły

Rozliczenie z ciała

Trzydzieści lat temu, 4 lipca - kraksa pod Warszawą. Duży fiat miażdży fiata 126. W tym drugim - Słonimski. Osiemdziesięcioletnie żebra felietonisty nie wytrzymują. Milknie mistrz "Kronik Tygodniowych" - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Powiadają, że gdy międzywojenny aktor warszawski, przed przedstawieniem filując przez dziurkę w kurtynie, dostrzegał na widowni bolesny błysk okularów Antoniego Słonimskiego - dygotać zaczynały teatralne szaty na jego nagle lodowato uporanym karku. Czego się lękali? Swej głupoty, którą Słonimski w "Wiadomościach Literackich" ukaże Polsce nazajutrz? Bali się, iż na kanwie dzieł psychologicznych dowiedzie istnienia w granych przez nich postaciach sterty żenujących banałów duchowych? Niczym trzcina drżeli przed widmem rychłego zdemaskowania swych nędz filozoficznych i literackich? Trzepało nimi na myśl o rychłym ciosie, który im zada spadający z wyżyn intelektualnych "kafar" docenta teatrologii? Nie. Gdyby w pisaniu Słonimskiego szło o łomot uniwersyteckiego "kafara" - plemię aktorskie byłoby spokojne jak tafla sadzawki o zmierzchu. Nie, nie lękali się bycia trzciną bezmyślną. Zatem?

Trzydzieści lat temu, 4 lipca - kraksa pod Warszawą. Duży fiat miażdży fiata 126. W tym drugim - Słonimski. Osiemdziesięcioletnie żebra felietonisty nie wytrzymują. Milknie mistrz "Kronik Tygodniowych". W rocznicę tamtej kraksy kartkuję Słonimskiego dwutomowy "Gwałt na Melpomenie" i enty raz widzę, że plemię aktorów, na widok bolesnego błysku na widowni, w istocie nie lękało się bycia trzciną bezmyślną. Oni lękali się bycia trzciną - krzywą. Krzywe nosy aktorskie, kurduplowatości, szpotawe nogi, kuśtykania, seplenienia, otyłości, platfusy, gesty zdziwaczałe, nerwowe tiki, manieryczne intonacje, popyrtane akcentowania, cały ten plankton cielesności... Tropił go. Tropił, lecz nie po to, by obśmiać fizjonomiczne wyroki boskie. Tropił, by żartem morderczym zarżnąć złe użycie boskich wyroków fizjonomicznych. Nie frazy o wrodzonej krzywiźnie aktorskiej trzciny, lecz debilne użycie krzywizny w teatrze było gwałtem na Melpomenie. Rozlicza się Słonimskiego z "jajcarstwa". Dobrze. Ale co z ciemnością "jajec"?

Źle użyte ułomności, bądź cudowności cielesne. Felernie uruchomione tiki. Groteskowo pokazana girą szpotawa. Co z tym począć? Nad śmiesznością przejść do porządku? Nie da się. Jeśli błędnego rycerza gra tłuścioch godny sumo - to co komu po mędrkowaniu, którym artyści dzielą się z nami w programie, by jakoś usprawiedliwić wieprzowe podgardle trzystukilowego Don Kichota?

Intelekt, poezja, piękno... Owszem - to też. Ale Słonimski w istocie nie rozliczał teatru z inteligencji. Rozliczał teatr z ciała. Tropił, dobijał "dzieła" urodzone na martwych podniebieniach reżyserów, co abstrahują od aktorskich facjat. Tropił jakości żałosne, w których kuriozalność buzuje tak, że wystarczy je lekko popchnąć - a samodzielnie odtańcowują swą kuriozalność. A dziś?

"Lepiej pozwolić fletowi odpocząć". Tak dziś pisze największy polski krytyk teatralny - Piotr Gruszczyński. To zdanie troskliwe umieszcza w finale swego eseju o "Czarodziejskim flecie" Mozarta, co go w Wiedniu wielki Krystian Lupa wyreżyserował. Zamykam "Gwałt...".

Co by Słonimski poradził? Jak lekko popchnąłby troskę Gruszczyńskiego? Flet Lupy wreszcie tchu musi nabrać, owszem - ale ściśle jak? Na boczku, czy na wznak? Może joga? Flet w pozycji "Kwiat Lotosu" - może to by odświeżyło morderczo przedmuchane kanały instrumentu proroka? A może wypoczynek aktywny byłby lepszy? Co? SPA sportowe? Czy Słonimski w tę stronę "krzywą trzcinkę" zdania Gruszczyńskiego by pchnął? Sugerowałby fletowi gimnastykę rozciągającą? Nakłaniałby do pływania synchronicznego z innymi fletami? Doradzałby popychanie piłek lekarskich? A bicze wodne, błotne kąpiele i boskie serie maseczek przywracających fletowi Lupy młodzieńczy, w licznych zwarciach utracony blask?

"Lepiej pozwolić fletowi odpocząć"... Cóż, dziś jest tak, że mamy to zdanie - myśl sezonu! - ale od trzydziestu sezonów nie mamy Słonimskiego. Ot, los.

Na scenach zady kanciaste, a na widowni krytycy żujący mózg Kanta Immanuela. I tak sobie kiśniemy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji