Artykuły

Mistrz i Agata

"Dom widzących ducha" na podstawie "Spalonej powieści" Jakowa Gołosowkera w reż. Agaty Biziuk w Teatrze Witkacego w Zakopanem. Pisze Zbyszek Dramat.

Do spektaklu tego mój duch przyłączył się 2 lata po jego premierze. Nic nie dzieje się przypadkowo. Jak nadchodzi właściwy czas, teatr gotowy do swego duchowego uzewnętrznienia wzywa, a on przybywa (a ja w ślad za nim). Tak było i tym razem. Dlaczego go wezwał? Wydaje mi się, że chciał, aby włączył się w performatywny rytuał doświadczenia współczesnej kondycji duchowej człowieka (także Polaka). I stworzonej przez niego cywilizacji niewiary, odrzucenia, nieufności, bezmyślności i narastającego przyzwolenia dla autorytaryzmu. Dlaczego nie zrobiły tego teatry w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, a właśnie ten w Zakopanem? Odpowiedź jest prosta. Opatrzność i Absolut już dawno upodobały sobie Teatr Witkacego, najpewniej ze względu na geniusz i stałą obecność niespokojnego ducha swego Patrona. Jest jeszcze jeden powód. W tym wspaniałym teatrze duch i dusza objawiają się intensywnie w rozumie i emocjach, ludzkich istnieniach oraz aniołach i demonach upostaciowionych w utalentowanych aktorach i twórcach tej metafizycznej sceny. Teatr Witkacego od dawna jest w centrum filozoficznego i empirycznego poszukiwania idei dobra, konfrontowanej z nicością i złem. Jest duszą świata teatru, nieruchomym poruszycielem widza, pierwszą zasadą ruchu, bytem koniecznym i czystą aktualnością.

W trakcie 2 lat w moim teatralnym życiu bardzo wiele się stało. Teatr zajął ważne miejsce między pustką a pełnią, krzykiem a milczeniem, duchem (duszą) a ciałem, zwątpieniem a euforią, nauką i magią oraz mną a Innym. Cały czas towarzyszyli mi w tej drodze m.in. Fiodor Dostojewski, Anton Czechow i Michaił Bułhakow. Chyba z tego powodu, gdy tylko rozpoczął się spektakl, jego treść musiała skojarzyć się z treścią "Mistrza i Małgorzaty", "Braci Karamazow", "Idioty", a nawet "Płatonowa". Byłem mile zaskoczony, gdy reżyserka Agata Biziuk potwierdziła mi, że M. Bułhakow inspirował się "Spaloną powieścią" pisząc "Mistrza i Małgorzatę". W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z niełatwym językiem filozofii egzystencjalnej, który rozbiegany porusza się w wielu światach od materializmu do idealizmu, także tego chrześcijańskiego. Nie wspominając o mistyce i szaleństwie, który unosi się nad sceną. A szaleństwo to: ferment, niepokój, pasja, przemoc, psychoza, uniesienie, głos krwi, obłąkanie, obsesja, trans, urojenie, nieustanne poszukiwanie absolutu, głód wiary i pragnienie spełnienia w świecie niespełnienia. I jeszcze jedno zdanie. Spektakl komponuje mi się też z kultowym wystawieniem dzieła Petera Weissa "Marat/Sade, a szczególnie jego filmową wersją w reżyserii Petera Brooka.

Treść spektaklu nawiązuje do rosyjskiej kultury i tradycji ludzi "głupich" dla Boga - tzw. jurodiwych czy też saloitów - Chrystusowych szaleńców. Rosyjscy jurodiwi łączyli w sobie przeciwieństwa: elementy świętości i szaleństwa, chrześcijaństwa i szamanizmu. "Ich istnienie pokazuje odrębność kultury i duchowości Rosji na tle Europy" - dowodzi Ewa Thompson w książce "Zrozumieć Rosję". Poprzez swe praktyki, jurodiwi naśladowali Chrystusa poniżonego, żyli w ubóstwie, spali na śmietnikach lub psich posłaniach, poniżali się, nie dbali o wygląd, prowokowali i demaskowali, milczeli lub krzyczeli. Wyśmiewali pozoranctwo, fałsz, rytuały i próżność. Spotykali się często z niechęcią i odrzuceniem. Wierzyli w siłę swego ducha, bo żyli w domu widzącego ducha.

Nieprzypadkowo bohaterowie spektaklu znaleźli się w szpitalu psychiatrycznym. Metafora świata-systemu obłąkanych ludzi, w relacji do systemu totalitaryzmu i autorytaryzmu, nie zaskakuje, szczególnie dziś. A jeżeli w tym "psychiatryku" (o nazwie "Jurodom") umieści się artystów, to już jesteśmyno właśnie, jak w domu. Z trudem widzowie przyjmują, że jest to nasz wspólny dom, w którym próbuje nam się zasugerować, że za zło trzeba się złem odpłacać. Kodeks Hammurabiego wraca do myślenia współczesnego człowieka, a może cały czas był tu obecny, tylko, że kultura europejska i cywilizacja Zachodu go ukryła, przytłumiła, chwilowo zneutralizowała. Kara śmierci zakazana w Europie nadal ma rzesze zwolenników. Wielu myśli, że porządek trzeba zaprowadzać siłą. Demokracja parlamentarna jest passé. Prawa obywatela i człowieka coraz częściej łamane. Dyskryminacja Innego wchodzi nie tylko na ulice, ale i na salony

Nie mam w zwyczaju streszczać historii zawartej w sztuce. Można ją zobaczyć w teatrze w Zakopanem i/lub przeczytać powieść. Pragnę jednak zwrócić uwagę na kilka istotnych dla mego ducha i rozumu spraw. Po pierwsze, to prawda, że rękopisy nie płoną, ale dziś w dobie internetu (rewolucja odbywa się dziś wirtualnie) i mediów społecznościowych nic co napisane nie znika. Płoną tylko myśli człowieka i płonie jego duch w piekle nadmiaru wszystkiego, a szczególnie informacji oraz komunikacji wizji i idei wszelakich. W takiej atmosferze Isus musi zostać Mesjaszem odrzuconym. Ma rację Ks. Prof. Henryk Paprocki, który w interesującym programie spektaklu pisze: "Potwór" przyjmuje różne formy, raz jest to cezar, raz państwo, a raz partia"

Natomiast jeżeli chodzi o tytułowego "Mistrza" to jest to konstrukcja wytworzona przez mego ducha, na wszelkie sposoby uniwersalna. Mistrzem jest teatr i jego mistyczna scena. Mistrzem jest też Isus i Mistrzem jest wcielający się w niego Aktor. Mistrzem, a właściwie Nadmistrzem/Arcymistrzem jest w końcu Jeszua i jego performatywny Absolut Zawierzenia. Mistrzem jest też w końcu powieść i jego wielcy Autorzy, bo to w końcu u Adama Mickiewicza Konrad w Wielkiej Improwizacji mówi: "Ty Boże, ty naturo! dajcie posłuchanie. Godna to was muzyka i godne śpiewanie. Ja mistrz! Ja mistrz wyciągam dłonie! Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie. Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach. To nagłym, to wolnym ruchem, Kręcę gwiazdy moim duchem. Milijon tonów płynie; w tonów milionie. Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie; Zgadzam je, dzielę i łączę, I w tęcze, i w akordy, i we strofy plączę, Rozlewam je we dźwiękach i w błyskawic wstęgach". Amen.

W spektaklu, jak zwykle w tym teatrze, ważna była warstwa muzyczna z udziałem Mistrza Jerzego Chruścińskiego oraz dwóch jego muzyków Jacka Hołubowskiego oraz Bogusława Zięby, którzy idealnie interpretują kompozycje Piotra Klimka. Swe mistrzostwo aktorskie wykazał znów Andrzej Bienias (Isus). Z postacią Muśki idealnie i przejmująco poradziła sobie Agnieszka Michalik. Doskonali aktorsko byli też wszyscy pozostali aktorzy zespołu Teatru Witkacego: Adrianna Jerzmanowska, Krzysztof Najbor, Piotr Łakomik, Krzysztof Wnuk, Marek Wrona i Jacek Zięba-Jasiński. Bardzo sugestywną scenografię (ach ta przerażająca biel) stworzyła Katarzyna Pielużek. Jeszcze teraz zastanawiam się nad interpretacją zaproponowanych przez nią znaków/kodów teatralnych. Na uwagę zasługują też kostiumy - trzeba je koniecznie zobaczyć i przeczytać. O niesamowite układy choreograficzne i performatywne zadbała Anita Podkowa. Ruch, scenicza dynamika to wielki atut tego spektaklu i całego zespołu teatralnego, na czele z reżyserką, która to doskonale poprowadziła i nad tym wszystkim mistrzowsko zapanowała. Kolejne wielkie projekty teatralne przed nią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji