Artykuły

Ta joj, ten Lwów!

Największą wadą spektaklu "Lwów semper fidelis" było to, że publiczność musiała siedzieć, a już pa paru numerkach wolałaby bawić się na scenie pietruszkę, podczas gdy aktorzy szaleli z przyjemnością, jaką mogło dawać bywanie u "George'a" albo w knajpkach lwowskiego przedmieścia. Poza tym - ni stąd ni zowąd - okazało się, że Andrzej Rozhin zgromadził młody i świeży zespół. I było jasne, iż nareszcie ogląda się w Lublinie prawdziwy musical!

Tak po pierwszym hauście lwowskiego bałaku, który lwowski dworzec przywieźli aktorzy z lubelskiego teatru imienia Osterwy, zakręciła się w oku łezka. Na widowni siedziało zresztą wielu lwowiaków, zaproszonych w charakterze lakmusa, niektórzy wzruszali się jeszcze nim poszła w górę kurtyna. Widzowie, którzy tylko słyszeli o sentymencie do Lwowa mogli wstydzić się oschłości serca, albo pobrać dyskretną lekcję historii kultury. Czym był Lwów, skoro wciąż jest semper fidelis czyli zawsze wiemy?

Jan Ernst pisze o szczególności Lwowa w programie do przedstawienia, akcentując kulturowe reperkusje autonomii Galicji. Dzięki niej przybysze z zaboru rosyjskiego i pruskiego mogli studiować we Lwowie w atmosferze polskości. Po paru latach ulegali urokowi miasta zdawali się "rodowitymi" lwowiakami. Ten niepowtarzalny typ ludzi ciekawych życia i pogodnych zawsze jest rozpoznawalny. A z powodu milczenia jakim potraktowano Lwów po oderwaniu go od Polski - zawsze też przyjmowany jest z nostalgiczną serdecznością, jak pamiątki po drogim zmarłym.

Rzeczywiście Lwów jest pamięcią. Kto nie bywał w przedwojennym Lwowie, nie wyobrazi sobie wdzięku jego ulicy. Dzisiaj mówi się, że Lwów był rozśpiewany, a rzeczywiście znaczyło to, że śpiewali wszyscy, od bankiera począwszy, na babie sprzedającej precle skończywszy. Ballady układano nawet w więzieniu. Wydarzenia komentowano piosenkami, nie jak dzisiaj plotkami. Na przykład wykorzystana w spektaklu piosenka "Widzisz Lewicki co miłość może" powstała natychmiast po bulwersującym, miasto morderstwie w afekcie.

Jednak przedstawienie Andrzeja Rozhina nie było wyłącznie rekonstrukcją przebrzmiałego świata. Sztajerom i kupletom coraz intensywniej nadawała dystans poetycka refleksja. Bolesne odległości naprężały się i niespodziewanie czas, który kiedyś stanął - zaczął włączać się we współczesność. Podkręcona w ten sposób dramaturgia przedstawienia tknęła nie tylko rodowitych lwowiaków, którzy z balkonów wołali: brawo! Ale też nie pierwszy raz Andrzej Rozhin sięgnął po sobie właściwe emocjonalne akceleratory. Stąd wzięły się pierwsze dreszcze po kręgosłupach, najpierw gdy rozbawieniem dyskontowano poczdamskie i jałtańskie ustalenia, a potem gdy coraz wyraźniej sentymenty zamieniały, się w resentymenty i jak zauważali niektórzy widzowie - nawet w rewizjonizm. Ostatecznie spektakl miał sześć zakończeń, nie Ucząc pewności z jaką widzowie podnieśli się do standing ovation, że ostatni lwowiacy w dobre ręce oddają swoje chorągwie, pieśni i marzenia.

Spektakl trwał aż trzy godziny! Może to i długo i pewnie byłoby co skrócić, gdyby nie okoliczności serca. Te wybaczają wszystko i jak wiadomo zapamiętują co najlepsze. Tak więc właściwie należałoby wymienić niemal cały zespół, który cały swój tour de lorce wykami w śpiewie dzięki staraniom Mieczysława Mazurka oraz towarzystwu orkiestry pod kierownictwem Jacka Abramowicza. Roztańczył przedstawienie Jacek Tomasik, scenograficzne tło dodał mu Józef Napiórkowski.

Także jeszcze raz sprawdziło się upodobanie Andrzeja Rozhina do tłoku na scenie, który tak został zwaloryzowany, że chwilami nie wiadomo było w którą stronę najpierw patrzeć. Prawie wszyscy aktorzy mieli atrakcyjnie ustawione role i grając w zespole jednocześnie wybijali się. Wyliczając więc zalety przedstawienia trudno się zdecydować: wymieniać numer , po numerze na przykład: "O dwunasty godzini", "Balladę o Mańci Szponderek", "Panie Karolciu", "Balladę o pannie Franciszce", "Śliczny gwóżdziki", "Wesele Mańki Pryszcz", "Kryzys", "Ogonki", "Senzacja bo kino gra" czy ze dwadzieścia nazwisk począwszy od Agaty Paleczny, albo kwintetu w składnie: Zbigniew Pudzianowski, Piotr Borowiec, Marek Fabian, Witold Kopeć, Robert Łuchniak...

Właściwie najlepiej samemu pójść do teatru i wystawić własne typy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji