Artykuły

Lwowska rozgrzewka

W klaskaniu tylko dlatego były przerwy, że ludzie chcieli coś jednak usłyszeć ze sceny. Dawno nie było w naszym katowickim teatrze tak hucznej owacji - na siedząco, na stojąco; sala nuciła, podtupywała, wymuszała bisy. Urocze przedstawienie przywiózł do Katowic (24 i 25 listopada) oraz do Bytomia (wcześniej) lubelski Teatr im. J. Osterwy. Niech żałują ci, co tej gościnnej imprezy nie dostrzegli. Musical lwowski, którego pomysłodawcą, scenarzystą i reżyserem jest Andrzej Rozhin, otrzymał tytuł trochę pompatyczny: "Lwów, semper fidelis" (zawsze wierny), ale wszystko, co w jego środku się znalazło, okazało się świeże i spontaniczne. Starsi lwowianie wracali do wspomnień, młodzież odkrywała urok dawnego polskiego Lwowa. Po trzech godzinach "nasiadówki" publiczności nie chciało się opuszczać miejsc.

Forma musicalu jest prosta, zespół podróżnych, zaproszony przez gawędziarza, wdziera się od strony widowni na scenę i po szybkiej przebierance, już w takt muzyki, zaczyna zabawę. Pierwsza część, żywiołowa i łobuzerska, ma charakter ludowy, bawią się miejskie batiarusy i panny Mańcie i Dziunie. Zespół prawie nie schodzi ze sceny, gdy jednak musi trochę odsapnąć, pojawia się w przerywniku solowa ballada, w tym samym wesołym tonie oczywiście utrzymana. Druga część przedstawienia ma charakter elegijny i bardziej teatralny, mówi o tęsknocie do Lwowa tych, którzy opuścić go musieli po wojnie.

Musical, grany już siedemdziesiąty któryś raz, a więc w pełni rutynowy, przygotowywano przez pięć miesięcy, jak w teatrze Brechta za jego. najlepszych dni. U Brechta czterech asystentów odpowiedzialnych było z osobna za słowo, za dźwięk, za ruch sceniczny i za światło, w lubelskim przedstawieniu Andrzeja Rozhina wsparł cały sztab wybornych fachowców (zaznaczona została nawet praca nad słowem) i koncepcję reżysera choreografowie, scenografowie i muzycy (Jacek Abramowicz z zespołem) wycyzelowali, w najdrobniejszym szczególe. Grają wszystkie plany, pierwszy jest równie aktywny i błyskotliwy jak trzeci. To, co uchodzić może za improwizację i spontaniczność, jest rezultatem wielogodzinnych ćwiczeń i synchronizacji. Zespół po takiej tresurze może się sam bawić i żartować, nie myśląc o technice. Jak świetni byli aktorzy w tanecznym rozdokazywaniu, tak znakomicie również potrafili śpiewać, aż dziw bierze, że w zespole dramatycznym Lublina znalazło się tylu solistów z tak barwnymi głosami - w ogóle lublinianie zaimponowali nam pod każdym względem.

Nie wyróżnię aktorów, bo niemal wszyscy byli, jeśli nie doskonali, to przynajmniej sprawni i jak Joanna Morawska, sprawdzali się zarówno w "robieniu" wesołego tłumu, jak i w dramatycznym geście, (Łyczakowska Madonna).

Ta joj, ta co, ta siup - było bombowo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji