Artykuły

Barbara Krafftówna - gwiazda niezwykła

Nazywają ją nie bez kozery damą polskiej sceny. Ale ona rozsławiła w świecie polskie kino rolą Felicji w filmie "Jak być kochaną". Popularność przyniosła jej rola Honoratki w serialu "Czterej pancerni i pies". Była i jest niekoronowaną królową polskiego kabaretu. Stworzyła wielkie kreacje nie tylko na polskiej scenie teatralnej, jest popularna także za oceanem.

Mężczyźni jej życia

Życie jej wcale nie rozpieszczało. Byli zakochani mężczyźni, którzy kochali ją krótko. Pierwszy mąż, aktor, zmarł na zawał serca w czasie jazdy samochodem. Bardzo to przeżyła. Potem przeżyła wielką miłość w Ameryce. Kiedy grała słynną matkę w sztuce Witkacego, zakochał się w niej przystojny biznesmen. Bardzo bała się tej miłości. Tuż po ślubie zakochany do szaleństwa mężczyzna zmarł na atak serca. Po tym dramacie aktorka powróciła do stałe do Polski. Barbara Krafftówna bardzo ceni swoich mężczyzn w życiu artystycznym. Ten pierwszy, najważniejszy, to legendarny już dziś Ivo Gall. Do jego studia przyprowadziła małą, kruchą, piegowatą Basię jej starsza siostra. Mistrz był zachwycony i jednocześnie przerażony. Widać było, że dziewczynka ma talent, ale brakuje jej scenicznego głosu. Rozpoczął jednak pracę z młodą adeptką scenicznego rzemiosła.

- Ivo Gall - wspomina aktorka - był moim wielkim nauczycielem i mistrzem. On ukształtował mój sposób patrzenia na teatr, ukształtował moje artystyczne myślenie. Mnie i moich kolegów nauczył patrzeć oczami duszy, nauczył nas scenicznych sekretów. On był po prostu scenicznym kosmosem.

Aktorka przyznaje również, że wiele zawdzięcza pracy z Kazimierzem Dejmkiem, reżyserem trudnym, wymagającym, ale mądrym i wiernym. Mężczyznami jej artystycznego życia byli dwaj starsi panowie Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora. Ale to Ivo Gall sprawił, że stała się mistrzynią ról w sztukach Witkacego, Gombrowicza i Mrożka.

"Oczy Bardot", czyli premiera

Można zaryzykować stwierdzenie, że Barbara Krafftówna ma swojego pisarza. Remigiusz Grzela po wspaniale napisanej dla Małgorzaty Rożniatowskiej sztuce "Uwaga złe psy" napisał dwa teksty dla pani Barbary. To "Błękitny diabeł" wyreżyserowany przez Józefa Opalskiego i aktualna, jubileuszowa sztuka "Oczy Brigitte Bardot". Wbrew tytułowi sztuka nie jest wcale o popularnej Bardotce. W założeniach autora miała to być sztuka o magii kina, o fascynacji aktorskimi legendami. O artystycznych świętościach. Bohaterką jest 108-letnia emerytowana nauczycielka muzyki, która taksówką wybiera się w podróż swojego życia na Lazurowe Wybrzeże. W roli głównej oczywiście Barbara Krafftówna, w roli szofera znakomitą kreację stworzył Marian Kociniak.

Jubileuszowe ciekawostki

Było tłoczno, choć warszawskie słynne korki zaniżyły frekwencję. Na sali Teatru na Woli znajomi, przyjaciele, władza. Wśród zaproszonych gości niewielu dziennikarzy, za to tłum paparazzich. Uroczystość prowadziła Krystyna Czubówna. Delikatnością i skromnością epatowała zawsze lubiana przez widzów Edyta Wojtczak. Nie sposób było nie zauważyć wypalającej "tony" papierosów Ewy Wiśniewskiej. Miło uśmiechał się Jerzy Połomski. Niekontent z uroczystości był Wojciech Młynarski z młodą partnerką z czerwoną różą we włosach. Męską urodą i dobrym ubiorem wyróżniał się król seriali Bartek Świderski. Małgorzata Rożniatowska jak zawsze zdążyła skupić wokół siebie tłum fanów. Młoda reżyserka Katarzyna Adamik wykazywała strojem i zachowaniem dystans do jubileuszowej fety. Karminowymi ustami i pięknym szalem w kolorze kakaowym zwracała uwagę niepokorna Anna Mucha. Były wielkie kosze kwiatów (najpiękniejszy ze storczyków, liści palmy i róż) od burmistrza Woli. Wszyscy gratulowali, prześcigali się w pomysłach na życzenia.

Sama jubilatka była jak zawsze ciepła, skromna, dowcipna. W czasie gaszenia świeczek na torcie niechcący zanurzyła biust w kremie. Na ratunek pospieszył natychmiast sceniczny partner Marian Kociniak, który wyraził chęć zlizania kremu z pięknej sukni artystki. Odbierał kwiaty, starannie je układał na scenie i bez przerwy całował i całował jubilatkę. Barbara Krafftówna olśniewała urodą na tym jubileuszu. Jej oczy (równie piękne jak oczy Michele Morgan i Brigitte Bardot) miały tyle blasku, szczęścia i radości.

Ona sama skromna i dowcipna. Poprosiła najpierw o obniżenie mikrofonu do wysokości "jednego kraffta". Potem zachęcała do konsumpcji pysznego urodzinowego tortu. A na koniec wyznała:

- Doznaję dziś wzruszenia i wielu wspaniałych przeżyć. Obchodzę ten jubileusz w teatrze imienia mojego przyjaciela Tadeusza Łomnickiego. Kiedy udało mi się przeżyć "siekierki", czyli 77 lat, pomyślałam sobie, że dalej będzie łatwiej. Dziś świętuję "bałwanka", czyli 80-lecie. Czekać mnie będzie przeskoczenie "trzech kaktusów", czyli 111 lat życia. Może dana mi będzie do przeżycia ta magiczna cyfra.

W tym momencie widzowie wstali. Inicjatywę przejął Marian Kociniak i rześko, głośno, rytmicznie rozpoczął tradycyjne "Sto lat". Była radość i łzy wzruszenia. 80-letnia jubilatka emanowała wigorem, radością i szczęściem. To prawdziwa dama. Pełna życiowej witalności i wielkiej artystycznej formy. To artystka niezwykła, rozsiewająca wokół siebie aurę ciepła, serdeczności, dobra. Gwiazda, która lubi obdarowywać figami lub gorącą czekoladą. Pokochali ją w Teatrze na Woli. Inspicjentka chciała nawet nosić ją "na barana". W teatrze nazywają panią Barbarę "Barleną" (od Barbary i Marleny). Wszyscy tam ją kochają. Zachwyceni radością istnienia życzą jej stu lat. Nie wierząc wprost w kondycję tych obchodzonych 80.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji