Artykuły

Paulina Walendziak: Prawdy powoli już nie ma

- Sami robimy sobie ten cyrk, celebryci nakładają iluzję na widzów, a widzowie nakładają legendy na celebrytów. Taki handel wymienny - mówi Paulina Walendziak, aktorka Teatru im. Jaracza w Łodzi.

Aleksandra Pucułek: Kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy, marzyłaś o urlopie. Udało się. Paulina Walendziak, aktorka: Nie jest to jeszcze urlop, ale rzeczywiście mam kilka dni wolnego. Muszę odpocząć, jestem wyjałowiona tym, co działo się przez ostatnie miesiące w związku z premierą filmu i zakończeniem sezonu w teatrze.

Zresztą cały rok był bardzo pracowity. Robiłam serial "Mały zgon" w reżyserii Juliusza Machulskiego dla Canal+, pracowałam nad spektaklem "Opera za trzy grosze" w Teatrze im. Jaracza. Mieszanka wybuchowa tych wszystkich przedsięwzięć dała mi dużo energii, ale też dużo energii mi odebrała, dlatego teraz staram się każdy dzień spędzić w otoczeniu najbardziej mi sprzyjającym. Odpoczywam w domu w Świeciu. Na co dzień mieszkam w Łodzi, ale Świecie, moja rodzinna miejscowość, wciąż zostanie domem.

"W tym zawodzie musimy sobie drapać szkłem po duszy. Rano jesteśmy 50-letnią kobietą, wieczorem ośmioletnią dziewczynką, pytanie: kiedy jesteśmy sobą" - tak mi kiedyś powiedziałaś. Pod koniec czerwca była premiera filmu "Ja teraz kłamię" Pawła Borowskiego, w którym zagrałaś jedną z głównych ról. Gdy oglądałam ten film, pomyślałam, że rzeczywiście podrapałaś sobie trochę tym szkłem po duszy.

- To było moje pierwsze ryzyko zawodowe, od razu musiałam zmierzyć się z tak wymagającą rolą. Niby Yvonne to postać prozaiczna, którą można pokazać w sposób bardzo naiwny jako celebrytkę, młodą kobietę wchodzącą w wielki świat fleszy, ale zależało mi na tym, by przedstawić tę postać tak, by nie była schematyczna, zbyt prosta. Starałam się znaleźć coś innego, coś bolącego w tej postaci.

Kiedy zaczęliśmy zdjęcia, był 2016 r. Byłam wtedy dopiero na drugim roku studiów, więc tym bardziej było to dla mnie ogromne wyzwanie.

Do obsady filmu "Ja teraz kłamię" trafiłam z klasycznego castingu. Przygotowałam parę scen i niedługo później dowiedziałam się, że dostałam tę rolę. Na początku nie znałam obsady, wiedziałam, że jest wybitna, ale nikt mi nie zdradził, o kogo dokładnie chodzi. Dopiero na późniejszym etapie dowiedziałam się, że gra Maja Ostaszewska, Joanna Kulig, Agata Buzek czy Jacek Poniedziałek.

- Paweł Borowski, reżyser filmu, zdawał sobie sprawę, że jestem debiutantką, że będę zawstydzona towarzystwem, z którym mam wystąpić. Film jest bardzo specyficzny i wymaga określonych środków od aktora, dlatego Paweł zrobił nam cykl spotkań, na których się poznawaliśmy, mieliśmy szereg prób. Tam uczyliśmy się wspólnego języka, którym rozmawialiśmy z widzem. Miałam więc szansę oswoić się z osobami, z którymi potem grałam. Bariera wstydu została przekroczona.

To był ogromny zaszczyt dla mnie i bardzo się cieszę, że mogłam swój debiut filmowy wyznaczyć w tak ważnym i nowym kinie jak "Ja teraz kłamię" Borowskiego. Pewnie gdybym była świeżo po zdjęciach, to mocniej, intensywniej przeżywałabym premierę, ale dzięki temu, że ten film tak długo powstawał, udało mi się do niego zdystansować. Realizuję kolejne zadania, które życie zawodowe mi niesie. Przez to, że mam ciągłą pracę, coś do zrobienia, idę naprzód, staram się nie topić w myślach na temat tego, jak ten film jest odbierany.

Troje celebrytów, w tym twoja postać, Yvonne, bierze udział w kontrowersyjnym show. Opowiadają o sobie, a publiczność ocenia, czy kłamią, czy mówią prawdę. Zwycięzca dostanie dużą sumę pieniędzy i możliwość zrealizowania marzeń. A wszystko w niesamowitej rzeczywistości trochę retro, trochę cyber. Gdy później zagrałaś w spektaklu "Otchłań", nie miałaś wrażenia, że to podobne dzieła pod kątem pomieszania przeszłości z przyszłością?

- Nie pomyślałam o tym w ten sposób. Rzeczywiście, można zestawić te dzieła, choć te światy są różne. W "Otchłani" oglądamy dramat jednostki, jej spustoszenie duchowe dokonane przez nowoczesną technologię i jednocześnie ogromne pragnienie miłości. Problem jest przedstawiony w sposób emocjonalny przez aktora. W filmie ten problem wyraża się przez całe dzieło.

Narzędziem głównym nie są sami aktorzy, ale cała historia i sposób, w jaki jest przedstawiona. Paweł spędził blisko trzy lata na dopracowywaniu już po zdjęciach tej futurystycznej wizji świata połączonej ze stylem retro.

Gracie w otoczeniu przedziwnych przedmiotów, w niecodziennych przestrzeniach, kostiumach. Borowski, reżyser filmu, jednocześnie malarz, stworzył bardzo wyraźną warstwę wizualną filmu, niekiedy przykrywając was, aktorów.

- Najbezpieczniej czuję się jak najdalej od swoich warunków psychofizycznych i tak też miałam w wypadku "Ja teraz kłamię". Dzięki temu, że kostium, charakteryzacja, makijaż i świat stworzony przez Borowskiego bardzo mocno istniały w mojej postaci, dawało mi to pełne oderwanie od siebie, które dla aktora jest bardzo dobre. Miałam ogromną przepaść między mną a Yvonne. Uwielbiam takie zadania.

To film bardziej o publiczności czy bardziej o świecie celebrytów?

- Wydaje mi się, że to jest film przede wszystkim o ludziach, nie kierowałabym go w stronę ani celebrytów, ani publiczności. Sami robimy sobie ten cyrk, celebryci nakładają iluzję na widzów, a widzowie nakładają legendy na celebrytów. Taki - brzydko mówiąc - handel wymienny. Na pewno temat jest aktualny, ludzie się go boją. Moim zdaniem prawda umiera, prawdy powoli już nie ma.

Nie boisz się tego świata bez prawdy, do którego wkraczasz?

- Bardziej bałam się go na początku szkoły, kiedy jeszcze nie wiedziałam, jak to wszystko będzie wyglądało, kiedy jeszcze interesowałam się światem celebrytów. Teraz mnie to totalnie nie interesuje, bo nie chciałabym być tego częścią.

Chcąc nie chcąc, stajesz się powoli jego częścią.

- Podchodzę do tego bardzo zadaniowo, żeby się nawet nieświadomie w czymś nie zatopić. Staram się być ostrożna. Priorytety mam w zupełnie innym miejscu. Nie potrafiłabym żyć w kłamstwie sama ze sobą. Widzę u moich rówieśników i po sobie też, jak często trzeba się naginać do niektórych reguł, żeby się gdzieś przypasować. W szkole też były zasady, którym trzeba było sprostać. Postanowiłam sobie, że nie chcę samej siebie okłamywać, bo wtedy będę bezwartościową osobą, będę jałowa.

Jak mogę coś sobą reprezentować, gdy zapomnę o samej sobie, o swoich walorach? Inaczej nie można do tego podchodzić, jeśli chce się pozostać zdrowym.

Lubisz poruszać się na krawędzi?

- Dzięki temu, że mam teatr i kino i tam mogę się wyżyć emocjonalnie, w życiu jestem spokojniejsza. Muszę te role, spektakle odreagować dłuższym wypoczynkiem, ale cieszę się, że jest sfera, w której mogę wylać swoje wyobrażenia na temat miłości, złości, nienawiści.

Szkoła filmowa, studia aktorskie przygotowują na ten świat, gdzie prawda umiera, zniechęcają do niego czy zachęcają?

- Jak to powiedziała kiedyś Agata Kulesza, szkoła to jest pewnego rodzaju klosz, który się nakłada na studentów, to jest i dobre, i złe. Rozumiem, że pedagodzy jak najpóźniej chcą wypuścić swoich podopiecznych na deski teatru i przed kamerę po to, żeby nauczyć ich rzemiosła, to jest jedna strona medalu. Z drugiej strony im szybciej młody człowiek wejdzie na rynek, mówiąc brutalnie, tym szybciej jest w stanie znaleźć sobie jakąś pracę, pokazać się komuś. Proza życia, ale trzeba z czegoś żyć. Dosyć trudno połączyć szkołę z chęcią wejścia w ten zawód, ale w tym, co robimy, jest to nieuniknione. Im szybciej postawimy pierwszy krok, tym większy owoc w przyszłości to przyniesie.

Mnie szkoła pozwoliła na dosyć szybkie wejście w prawdziwy świat filmu i teatru, od drugiego roku byłam na nauczaniu indywidualnym, miałam więc podwójne obowiązki, te zawodowe i te szkolne. Z jednej strony dostałam podwójne dawki wszystkiego, ale z drugiej dzięki temu bardziej się uodporniłam na czyhające niebezpieczeństwa, na zmęczenie, na lęk.

Nie bałam się zaryzykować, ale też dostałam szansę od różnych osób, które chciały ze mną pracować.

Zamknęłaś już ten rozdział pod tytułem "studentka i szkoła filmowa"?

- W szkole mam nadal wielu przyjaciół, np. Mariusza Grzegorzka, rektora szkoły filmowej, z którym świetnie się rozumiemy i z którym chcę utrzymać kontakt. Jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej "O piosence aktorskiej i innych potworach". Tytuł łączy się z moim życiem. Kiedyś, gdy byłam na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, pomyliłam tekst piosenki. Zamiast śpiewać: "Nie mówmy więcej o tym, nie wierzę już w powroty", śpiewałam: "Nie wierzę już w potwory". Wszyscy myśleli, że znalazłam tak oryginalny tekst, i znalazłam się w gronie laureatów. Tymczasem podczas gali finałowej okazało się, że najzwyczajniej w świecie źle przeczytałam tekst w tomiku poezji Jonasza Kofty, stąd te potwory. Piosenka aktorska bardzo mnie interesuje i chcę o tym opowiedzieć.

Oprócz tego, że piszesz pracę magisterską, masz już plany na kolejne miesiące?

- Chwilowo pracuję w Warszawie, przygotowuję się do spektaklu "Król Lear", który będzie pokazywany w Muzeum Powstania Warszawskiego od 1 sierpnia przez pięć dni. Mamy miesiąc na zrobienie tego spektaklu, gram tam Kordelię. Poza tym czekam na sierpień, wtedy mam zamiar poodpoczywać. Co w nowym sezonie? Dalej zostaje w Teatrze Jaracza, ale na razie myślę głównie o sierpniu, żeby zainwestować w siebie czas i siły.

Dalej masz w sobie to dziecko, o którym często wspominasz?

- No jasne, nie mam innego wyjścia. Dziecko daje ciekawość i szaleństwo, pcha każdego artystę, nie zmieniłam zdania.

***

Paulina Walendziak (ur. 1994) - pochodzi ze Świecia (woj. kujawsko-pomorskie). Skończyła aktorstwo w Szkole Filmowej w Łodzi. W 2018 r. zdobyła nagrodę publiczności dla najbardziej elektryzującej aktorki, nagrodę łódzkich dziennikarzy oraz Złotą Żyletę Gazety Festiwalowej "Tupot" na 36. Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. W tym samym roku została wyróżniona za rolę księżnej Himalaj w "Operetce" na 13. Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu. Rok później zdobyła główną nagrodę aktorską za rolę Iris w "Otchłani" w reżyserii Mariusza Grzegorzka na 5. Festiwalu Debiutantów "Pierwszy Kontakt" w Toruniu. Zagrała m.in. w "Fudze" Agnieszki Smoczyńskiej, "Planie B" Kingi Dębskiej i "Monumencie" Jagody Szelc. W 2019 r. odbyła się premiera filmu "Ja teraz kłamię", w której zagrała jedną z głównych ról. Na co dzień pracuje w Teatrze im. Jaracza w Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji